[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Brenda czy Harry, to jednak ka\dy zaznał odrzucenia, a co
wa\niejsze, zakosztuje go niechybnie znowu - i to nie po raz
ostatni. Dlatego tak wa\ne jest to, czy potrafimy radzić sobie z
odrzuceniem. Mo\na powiedzieć, \e wśród czynników kształtujących
nie tylko wizerunek własny, ale i decydujących o \yciowych
sukcesach ten nale\y do najwa\niejszych. I tu miłość po raz
kolejny staje się drogą wiodącą ku pewności siebie. Pamiętaj:
NIE TRA INICJATYWY, NIE DAWAJ ZA WYGRAN, NAWET JEZLI SPOTKAAO
CI ODRZUCENIE.
Jest to zresztą kardynalna zasada postępowania, dotycząca nie
tylko związków uczuciowych, lecz i wszelkich w ogóle
przedsięwzięć. Podczas seminarium dla szefów firm marketingowych,
dla których miałem jeden wykład, poznałem pewnego kierownika
przedsiębiorstwa handlowego, który całe \ycie zajmował się
sprzeda\ą - z ogromnym, trzeba dodać, powodzeniem. Trochę mnie to
zdziwiło, bo z początku nie dostrzegłem w nim cech kojarzących się
dość powszechnie z dobrym handlowcem. Głos miał bardzo wysoki,
trochę nawet piskliwy, a mówił tak szybko, \e chwilami trudno go
było zrozumieć. Jego uściskowi dłoni brakowało energii, nie
demonstrował te\ obowiązkowo otwartego spojrzenia "prosto w oczy",
przeciwnie, wydawał się raczej nieśmiały.
- Dzięki czemu odniósł pan takie sukcesy? - zapytałem.
- O tym, czy jest się dobrym sprzedawcą, decyduje tylko jedno -
odpowiedział. - To, czy człowiek umie przyjąć odmowę. Tak, to jest
ten jedyny warunek sukcesu. Bez niego nie ma o czym marzyć.
Dokładnie tak samo jest z miłością i przyjaznią. Znam wielu ludzi
odrzuconych - mają za sobą nieudane romanse, rozwody, \yją w
poró\nionych rodzinach. Na skutek tych niedobrych doświadczeń
stają się coraz ostro\niejsi, coraz bardziej przekonani o tym, \e
i inni potraktują ich w ten sam sposób. I tak powstaje błędne
koło: im bardziej boją się odrzucenia, tym częściej ich ono
spotyka. Stopniowo zamykają się w sobie, co ludzie postronni biorą
za rezerwę i co ich dokładnie zra\a, więc odrzucenia sypią się ju\
teraz lawinowo, pechowiec zaś otacza się pancerzem zupełnie nie do
przebicia.
Nieporozumieniem byłoby sądzić, \e zwątpienie w siebie zawsze
wyrasta, jak to niektórzy sugerują, na podło\u urazów z
dzieciństwa. Philip G. Zimbardo, psycholog, profesor Uniwersytetu
Stanford, który prowadził dziesięcioletnie badania nad przyczynami
nieśmiałości, stwierdził wprawdzie, \e całe 40 procent Amerykanów
uwa\a się za wolnych od tej cechy, ale odkrył te\ rzecz
zadziwiającą: a\ 25 procent "nieśmiałków" podało, \e nabawiło się
tej przypadłości ju\ w wieku dojrzałym.
Zdarzają się jednak i odwrotne wypadki: ludzie cię\ko doświadczeni
przez swoich bliskich, którzy wyszli z tej próby nawet bardziej
opanowani i du\o bardziej skorzy do miłości.
Jest ósma wieczorem, rzecz dzieje się w audytorium Grace Rainey
Rogers w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Zza kulis
wyłania się pani po sześćdziesiątce i szybkim krokiem zmierza ku
środkowi estrady. Sala wypełniona po brzegi, bilety na cały cykl
prelekcji wyprzedano na pół roku z góry - tak jest zawsze, gdy
Rosamond Bernier wygłasza swoje bogato ilustrowane wykłady. Tak
samo wygląda sytuacja w innych znakomitych instytucjach, które
rokrocznie przesyłają jej swoje zaproszenia - National Gallery w
Waszyngtonie, Institute of Arts w Minneapolis, County Museum of
Art w Los Angeles - \eby wymienić tylko najsłynniejsze. Sama pani
Bernier powiada, \e za mniej ni\ pięć tysięcy dolarów obecnie
"nawet nie otwiera ust", a zaproszeń ma więcej, ni\ mo\e przyjąć.
Calvin Trillin tak pisze o niej na łamach New Yorkera":
Rosamond Bernier jest jak wytrawna aktorka. Robi to czterdzieści,
pięćdziesiąt razy do roku, a potrafi przez cały wieczór płynąć po
oceanie wiedzy z taką pewnością siebie, brawurą i błyskotliwością,
\e nie ma mowy o nudzie. (...) Głos jej emanuje takim o\ywieniem,
\e publiczność zamienia się w słuch. śycie jest wspaniałe - mo\na
wyczytać między wierszami - a jeśli nawet czasami niezupełnie, to
są przecie\ ludzie - wielcy malarze i nie tylko - dzięki którym
wydaje się lepsze.
Czy Rosamond Bernier zawsze "była na fali", zawsze jej się tak
wiodło? Skąd\e! śyciowy dramat naszej bohaterki dobrze znany jest
w kręgu ludzi sztuki i on to właśnie tworzy wokół jej osoby aurę
pewnej niezwykłości. Porzucona przez mę\a, który rozwiódł się z
nią po dwudziestu latach mał\eństwa, Rosamond Bernier została
nagle pozbawiona wszystkiego, co miało dla niej jakiekolwiek
znacznie: paryskiego apartamentu, wiejskiej posiadłości z ogrodem,
a co najgorsze, magazynu poświęconego sztuce, zało\onego i
wydawanego przez wiele lat wspólnie z mę\em. Patrząc na nią
dzisiaj, trudno uwierzyć, \e to ta sama Rosamond, którą wstrząs i
rozpacz przyprawiły o dwuletnią niezdolność do wszelkich uczuć.
Dopiero w roku 1969 Michael Mahoney, historyk sztuki, usłyszawszy
przypadkiem, w jaki sposób Rosamond objaśnia znajomej surrealizm,
zachwycił się zarówno jej entuzjastycznym stosunkiem do
przedmiotu, jak i świetnie podanymi anegdotami. Nic nie mówiąc
zainteresowanej, załatwił jej cykl czternastu wykładów w Trinity
College w Hartford. Dowiedziawszy się o tym zdrętwiała, ale ju\ po
pierwszej prelekcji stało się jasne, \e potrafi przykuć uwagę
słuchaczy. Tak zaczął się jej "cudowny" powrót do świata i nowa,
wspaniała kariera. Rosamond otrzymuje dziś mnóstwo listów od
kobiet, prawie ka\dy zawiera takie zdanie: "Pani przykład daje mi
nadzieję". Jej drugie mał\eństwo z Johnem Russellem, czołowym
krytykiem sztuki, głównym recenzentem "New York Tirriesa", okazało
się szczęśliwe. Od kobiet, które spotkał los podobnie niefortunny,
jak niegdyś ją, Rosamond odbiera wyrazy podziwu głównie za to, \e
jako osoba w średnim ju\ wieku potrafiła tak wspaniale odbudować
swoje \ycie, \e nie stała się ofiarą, nie zamknęła się w sobie.
Zamknięcie się w sobie, częściej ni\ cokolwiek innego, jest
przyczyną samotności wielu ludzi. Jakie zastosować tu antidotum,
inaczej mówiąc, jak radzić sobie z odrzuceniem, by nie wyrządzało
ono takich spustoszeń w naszym mniemaniu o sobie? Nale\y w tym
celu przyjąć kilka wa\nych zało\eń strategicznych:
Zało\enie 1: Bądz przygotowany na odrzucenie. Kończy się nagle
jakiś bliski związek, ktoś dotąd \yczliwy staje się niemiłym
złośliwcem, a serdeczny znajomy zmienia się w opryskliwego
zarozumialca. Nie spodziewałeś się tego, więc atak ugodził cię
mocniej, boleśniej. Jednak pamiętaj, \e ka\demu, kto próbuje
zrobić dla siebie coś wa\nego, odmienić jakoś swoje losy, muszą
się zdarzać potknięcia, to rzecz zwykła, a pewne związki umierają
śmiercią naturalną - usychają na podobieństwo roślin. Kiedy
wyciągasz rękę do człowieka, a ten j ą z pogardą odtrąca,
pamiętaj, \e i to się zdarza.
Powiedzmy, \e poznaję osobę, z którą chciałbym się zaprzyjaznić.
Załó\my, \e nie wchodzi tu w grę \aden flirt. On czy ona to po
prostu ktoś, kto budzi moją sympatię. Zaczynam zabiegać o względy
tej osoby, wyciągam rękę, ale druga strona przejawia małe oznaki
zainteresowania. Próbuję jeszcze kilkakrotnie - proponuję kolację,
zapraszam do domu, niestety, moja inicjatywa za ka\dym razem
zostaje odrzucona. Czy to koniecznie musi oznaczać, \e wina le\y
po mojej stronie, \e ze mną coś nie w porządku? Nie. Być mo\e [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl