[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długiego marszu. Problem żywności najbardziej niepokoił Mavrę, ponieważ do-
brze wiedziała, że niektóre rasy stanowią doskonałe pożywienie dla innych.
Istotnym problemem, z jakim musieli sobie poradzić, było to, że napływało
zbyt wielu ochotników z zachodu, ochotników niepotrzebnych, którzy przyłączali
się do nich po drodze, a którzy bardziej nadawali się do przygotowywania trasy
przemarszu. Wielu nie stosowało się do zaleceń. Wielu nie mogło się zastosować.
Trudno jednak było szczegółowo poinformować ponad miliard ludzi.
104
Były również problemy związane z uzbrojeniem. Niektóre nawet bardzo po-
ważne. Sześciokąty nietechnologiczne potrzebowały kusz, mieczy, toporów i
dzid. Tu Dillianie byli samowystarczalni, a przedstawiciele innych sześciokątów
szkolili się w czasie marszu. Oprócz Dillian niektóre inne rasy potrafiły posłu-
giwać się bronią palną. Nie trzeba było dłuższego szkolenia, żeby nauczyć ich
skutecznego posługiwania się pistoletem maszynowym. Wystarczyło trochę dys-
cypliny.
Najbardziej obawiano się sześciokątów rozwiniętych technologicznie. Dillia
nie była w stanie dostarczyć tego rodzaju uzbrojenia, a tylko niewiele można było
kupić czy ukraść dla nowo utworzonej armii, która powstała bez żadnego wyposa-
żenia. Niewiele też można było zorganizować w ciągu zaledwie sześciu tygodni.
 Jestem zdumiona, że tyle spośród sześciokątów, które głosowały przeciwko
nam, jest tu reprezentowanych  zauważyła Mavra.  Spodziewałam się znacz-
nie większych kłopotów.
 Wcale nie tak wiele sześciokątów będzie gotowych ryzykować życiem
swoich obywateli  powiedział Asam, wzruszając ramionami  i to niezależ-
nie od stanowiska politycznego. Panuje całkiem powszechne przekonanie, że jak
tylko sobie pójdziemy, od razu będzie lepiej, a przecież właśnie to chcemy zro-
bić. Przekonanie to nasili się, gdy przekroczymy granicę. Aatwo jest potrząsać
szabelką, gdy nieprzyjaciel daleko.
Skinęła głową.
 Niektórzy jednak będą walczyć  powiedziała z nadzieją.
 Niektórzy będą  zgodził się Asam  a decydująca bitwa, którą będą
chcieli wymusić, okaże się zacięta. Tu nie ma się co oszukiwać. Wielu spośród
tych ludzi zginie, zanim sprawa zostanie zakończona.
Była to przykra myśl i Mavra milczała przez chwilę.
 Słyszałam też, że formuje się armia głębinowa  powiedziała wreszcie. 
Wiesz coś o tym?
 Spodziewałem się tego. Cygan twierdził, że nie jesteśmy jedyni, a każdy
sześciokąt otrzymuje jednakową liczbę przybyszów. Pamiętaj o tym, że Brazil we-
zwał wielu swoich starych znajomych, no i jest przecież ludność z waszej planety.
Myślę, że armia głębinowa również będzie potrzebna.
Wyjął mapę i zaczął się jej przyglądać.
 Czy myślisz, że wybierze drogę morską?  zapytała.  Trasę Josela-
-Wahaca?
 To wydawałoby się logiczne  odparł Asam.  Mogę się założyć, że ist-
nieje jakieś logiczne rozwiązanie. Wasz komputer, który to wszystko zaplanował,
wydaje się znać mnóstwo różnych sztuczek.
 Tak, to był dobry zespół  zgodziła się.  Obie, Brazil i Cygan. Ten
Cygan. . .  dodała po chwili.  Chciałabym wiedzieć o nim coś więcej. Kim on
105
jest. Czym jest. On mnie przeraża, mimo że jest po naszej stronie. Jest zupełnie
jak sam Obie. Takie wielkie możliwości skoncentrowane w jednej osobie.
 Wasz komputer robił to z innymi ludzmi  zauważył Asam.  On potrafi
to robić tylko ze sobą.
 Tak mówi. Jednak nie jestem pewna, czy można mu ufać.
 Wasz komputer mu zaufał.
 Tak, ale jeżeli ma taką samą moc jak Obie, to znaczy, że komputer mógł
zostać oszukany. On jest zbyt sprytny, żeby być szczerym.
 Ale nic nie możemy w tej sprawie uczynić  stwierdził Asam
filozoficznie.  Dowiemy się, kiedy przyjdzie czas i wtedy zrobi my z tym, co
się da. Cóż innego nam pozostaje?
Skinęła głową. W tej operacji było mnóstwo rzeczy, które śmierdziały. Zasta-
nawiała się, czy to wystarczy, żeby wprowadzić w błąd Ortegę i Radę. Kto kogo
oszukiwał?
Armia ruszyła. Z początku wszystko szło łatwo. Maszerowali przez Gede-
mondas dobrze wytyczonymi szlakami. Obozowali na szlaku. Istotom nocnym
powierzano wówczas pilnowanie obozu. Na terenie Gedemondasu nie spodzie-
wano się oporu. Niepokoiło jednak Asama, że armia rozciągnięta wzdłuż szlaków
była szczególnie podatna na atak w zimowych temperaturach i wysoko w górach.
Nikt jednak im się nie przeciwstawił. Cygan się nie omylił. Nikt im nie będzie
przeszkadzał, dopóki nie pojawi się Brazil.
Mavra miała nadzieję, że w czasie przejścia przez Gedemondas Gedemondia-
nie przyłączą się do nich lub przynajmniej nawiążą kontakt. Pozostawali jednak w
ukryciu. Tylko czasami widywano ich w oddali lub słyszano przenikliwe okrzyki
tych wielkich, białych istot, odbijające się echem od skał i urwisk. Nic ponadto.
Była bardzo rozczarowana. Czuła, że cała jej wcześniejsza podróż obróciła się na
marne.
Na zachodnich stokach gór gedemondiańskich rozciągała się równina, jedyny
płaski teren w całym sześciokącie. Gdy patrzyła na nią z wysoka, z górskiego
szlaku, pojawiły się pierwsze niejasne wspomnienia.
Ta równina obecnie tak pusta i spokojna. . . Pamiętała inny czas, czas, kiedy
zupełnie inne armie spotkały się na tej równinie, by stoczyć krwawą bitwę tak
dawno, dawno temu.
Wrażenia te stały się jeszcze silniejsze, gdy zeszli na równinę. Pamiętała, że
przybyli tu, zanim jeszcze nadciągnęły główne siły.
Tu właśnie spotkali swego przewodnika z Dillii, przy tym szałasie. Nie, nie
przy tym szałasie, ale przy szałasie, który stał tu kiedyś dawno temu. I tutaj nadle-
ciał z północy Jaxa, unosząc się na swych potężnych, pomarszczonych skrzydłach.
Rozmawiała o tym często z Asamem, który stał się jej najbliższym przyja-
cielem i powiernikiem. Był serdeczny, dobry, wyrozumiały i zafascynowany jej
106
wspomnieniami wielkich wydarzeń, o których posiadał jedynie mgliste informa-
cje z podręczników historii.
Z zadowoleniem ominął położony na południu Alestol z jego mięsożernymi
roślinami, wydzielającymi trujące i odurzające gazy. Mieszkańcy Alestolu zgro-
madzili się na granicy, lecz nie mogli zaatakować armii, dopóki nie wkroczyła na
teren ich sześciokąta. Potrafili się poruszać, ale byli roślinami i musieli od czasu
do czasu zakorzeniać się w glebie zawierającej odpowiednie składniki mineralne
i związki gazów niezbędne im do egzystencji.
Spowodowało to, że Palim stał się centrum ożywionej działalności dyploma-
tycznej. Rada i siły Mavry zabiegały o przychylność potężnych, podobnych do
słoni istot. Zamieszkiwały sześciokąt wysoko rozwinięty technologicznie, a każ-
da z nich ważyła ponad tonę.
Były to łagodne olbrzymy. Trzymały się na uboczu, kiedy zbliżały się siły
uczestniczące w wojnie o Studnię. Zachowywały neutralność, chociaż zezwoli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl