[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nem was tym zajmować. Najbardziej chciałbym wiedzieć, co teraz zrobi Robin?
Angela Whitrow spojrzała na niego bystro, jakby wiedziała, o co mu naprawdę cho-
dzi.
 To przecież jasne. Przyjmie oświadczyny jakiegoś szczęściarza i wyjdzie za niego
za mąż. Może tylko mieć kłopoty z wyborem; jest ich co najmniej dziesięciu.
 Czy lubi któregoś bardziej niż innych?  Churchill silił się na obojętny ton.
 Jeśli tak, to ja nic o tym nie wiem. Na twoim miejscu pośpieszyłabym się jednak
i porozmawiała z nią już teraz, nim zjawią się inni.
Tak jasne postawienie sprawy zaskoczyło Churchilla, zdołał jednak utrzymać dobrą
minę do złej gry.
 Skąd wiesz, że właśnie to miałem na myśli?
 Jesteś mężczyzną, prawda? Wiem, że Robin cię lubi. Myślę, że będziesz dla niej wy-
marzonym mężem.
 Dziękuję  wymamrotał i przez chwilę siedział nieruchomo, bębniąc palcami po
stole. Nagle podniósł się z miejsca, podszedł do dziewczyny, bawiącej się z jednym z do-
mowych kotów, i objął ją.
 Robin, czy chcesz zostać moją żoną?
 Och, tak!  dziewczyna rzuciła mu się w ramiona.
I tak to wyglądało.
Zdecydowawszy się raz na zawsze, Churchill postępował dalej zgodnie z przekona-
niem, że nie ma najmniejszego powodu by nienawidzić Stagga za to, iż począł dziec-
ko i Robin za to, że je urodzi. Ostatecznie, myślał, gdyby Robin wyszła za mąż za kapi-
tana, urodziła mu dziecko, a pózniej Stagg by umarł, to on, Churchill, nie miałby żad-
nych powodów do zazdrości. A przecież wszystko zmierza do takiego właśnie zakoń-
czenia. Kapitan ożenił się po prostu z jego dziewczyną. Wprawdzie jeszcze żył, ale miał
niedługo umrzeć.
Prawdziwy problem tkwił w tym, że przedtem próbował oceniać sytuację za pomo-
cą zespołu wartości, który wcale do niej nie pasował. Chciał, żeby jego żona była dzie-
wicą. Nie jest. Kropka.
Mimo tych wszystkich logicznych łamańców ciągle jeszcze czuł się jakoś zdradzony.
Nie zostawiono mu jednak długiego czasu do namysłu. Wezwany pilnie do domu
Whitrow przyjechał z biura, popłakał się z radości, przytulił córkę, przytulił przyszłe-
go zięcia, po czym urżnął się ze szczęścia. Churchilla oddano tymczasem w ręce mło-
dych służących, które wykąpały go, ostrzygły i uczesały, a następnie wymasowały, natar-
ły olejkami i skropiły perfumami.
Kiedy wyszedł z łazni stwierdził, że Angela z przyjaciółkami zabrała się już do przy-
gotowania narzeczeńskiej uczty, mającej się odbyć tego samego wieczora. Pierwsi goście
80
pojawili się tuż po kolacji. Teść i zięć byli już zdrowo pijani, co najwyrazniej nie prze-
szkadzało zaproszonym; wprost przeciwnie, wzmogło ich wysiłki, by jak najszybciej do-
gonić gospodarzy. %7łartom, śmiechom i przechwałkom nie było końca, choć nie obyło
się też bez towarzyskiego zgrzytu. Chłopak, który zalecał się kiedyś do szczęśliwej na-
rzeczonej, zrobił obelżywy przytyk do dziwnej wymowy Churchilla i wyzwał go na po-
jedynek. Walka na noże miała się odbyć u stóp totemu, do którego walczący przywiąza-
ni byliby linami zawiązanymi w pasie. Zwycięzca miał zdobyć Robin.
Ku wielkiej uciesze zgromadzonych Churchill zdzielił młodego człowieka w pysk,
a jego rozbawieni przyjaciele wynieśli za ręce i nogi nieruchome ciało i rzucili je na po-
wóz.
Około północy Robin zostawiła przyjaciółki, podeszła i wzięła Churchilla za rękę.
 Chodzmy do łóżka  szepnęła.
 Gdzie? Teraz? Zaraz?
 W moim pokoju, głuptasie. Oczywiście, zaraz. Czemu nie?
 Ależ, Robin, przecież nie jesteśmy jeszcze małżeństwem. Czy też może w pijanym
widzie przegapiłem uroczystość?
 No, nie... Oficjalnie pobierzemy się w świątyni, w końcu przyszłego tygodnia. Ale
co to ma wspólnego z pójściem do łóżka?
 Przypuszczam, że nic  Churchill wzruszył ramionami.  Te czasy, te obyczaje!
Prowadz, Macduff.
Robin zachichotała.
 Co tam mruczysz pod nosem?
 A co byś zrobiła, gdybym się rozmyślił przed ślubem?
 Oczywiście żartujesz?
 Oczywiście, żartuję. Robin, kochanie, musisz zrozumieć jak mało wiem o zwycza-
jach DeCe. Jestem po prostu ciekawy.
 No cóż... ja, oczywiście, nie zrobiłabym nic. Ale byłaby to śmiertelna obraza dla
ojca i brata. Musieliby cię zabić.
 Tylko pytałem.
Następny tydzień mieli bardzo zajęty. Na domiar złego, podczas tych wszystkich
przygotowań, Churchill musiał zdecydować, do jakiego bractwa chce przystąpić. To, by
Robin poślubiła mężczyznę bez totemu, w ogóle nie wchodziło w grę.
 Bardzo bym chciał  mówił Whitrow  żebyś należał do mojego bractwa, do
Lwów. Ale dla ciebie byłoby chyba lepiej przystąpić do tego, które jest bezpośrednio
związane z twą pracą, błogosławione przez opiekuńczy duch zwierzęcia, którym bę-
dziesz się zajmował.
 Masz na myśli któreś z bractw rybackich, prawda? Albo łowców fok?
 Co? Skądże znowu, myślałem o Zwini. Niezbyt rozsądnie byłoby hodować świnie
81
należąc do bractwa Lwów, które żywią się świniami.
 Ale  zaprotestował Churchill  co ja mam wspólnego z hodowlą świń?
Teraz zdumiał się Whitrow.
 A więc nie rozmawiałeś z Robin? Oczywiście, teraz rozumiem że nie. Mieliście
mało czasu na rozmowy. Chociaż jesteście sami każdej nocy od północy do poran-
ka, przypuszczam, że kotłujecie się przez cały czas, bez przerwy. Ach żeby znowu być
młodym! A więc, chłopcze, wygląda to tak. Po ojcu, który wcale dobrze robił pienią- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl