[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który kochał się z nią wśród tropikalnych kwiatów, zdawał się
odległy o lata świetlne.
Kiedy pojawiła się limuzyna, Abby miała mdłości, głowa
ją bolała i na dodatek czuła się, jakby utraciła coś bardzo
cennego.
- Czy mo\esz być w biurze jutro przed dziewiątą? -
zapytał Matt, gdy stanęli przed budynkiem, w którym
mieszkała.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- O co chodzi? - zapytał.
Kierowca podszedł, by otworzyć jej drzwi. Zignorowała
go.
- Co teraz zrobimy, Matt?
- Nie rozumiem. - Dostrzegła jednak nerwowy błysk w
jego oczach.
- Jestem tą samą osobą, co dziś rano na Bermudach. Ty
te\. - Pochyliła się w jego stronę. - Wiem, \e praca jest dla
ciebie wszystkim, ale co teraz z nami będzie? Musimy
porozmawiać.
- To nieodpowiedni moment - spojrzał ostentacyjnie na
zegarek. - Muszę naprawić kilka spraw, o ile nie jest za pózno.
Zrozumiała, \e przybiła go utrata klientów, ale poczuła się
odrzucona, i to wzbudziło w niej gniew. Zatrzasnęła drzwi,
zamykając się z Mattem we wnętrzu samochodu.
- Wydawało mi się, \e lekcje skończyły się pierwszej
nocy i \e to, co działo się potem, było wynikiem uczuć, jakie
do siebie wzajemnie \ywimy. - Azy stanęły jej w gardle.
Matt zamarł. Kiedy wreszcie odwrócił się do niej,
wyczytała odpowiedz w jego oczach: Przecie\ oboje
wiedzieliśmy, \e to nie będzie trwać długo. Rozczarowana
Abby wysiadła z samochodu i pobiegła do drzwi. Kierowca
niósł jej baga\e.
Ledwie weszła do mieszkania, straciła nad sobą kontrolę.
Dlaczego była taka głupia? Te czułe spojrzenia, pełne pasji
pieszczoty - to wszystko nic dla niego nie znaczyło. Ale dla
niej było obietnicą czegoś pięknego. Abby rzuciła się na łó\ko
i wybuchnęła płaczem. Co za szczęście, \e Dee nie było w
domu!
O świcie wyczerpały się jej łzy. Usiadła na łó\ku, wytarła
nos i postanowiła na trzezwo przeanalizować sytuację.
Mogła zrobić tylko dwie rzeczy: okazać słabość i
zrezygnować z idealnej pracy albo odwa\yć się na spotykanie
Matta codziennie w biurze.
Umyła twarz zimną wodą, zrobiła sobie du\y kubek
mocnej kawy i zabrała się do prania. Kiedy przebrała się, by
pójść do pracy, była ju\ przygotowana, by stawić czoło
szefowi. Nie pozwoli \adnemu mę\czyznie zniszczyć sobie
\ycia - ani tchórzliwemu narzeczonemu, ani zepsutemu
arystokracie. Do diabła z nimi!
ROZDZIAA DZIEWITY
Matt naprawdę obawiał się kolejnego poranka.
Potraktował Abby w sposób niewybaczalny, a dzisiaj będzie
musiał znowu spojrzeć jej w oczy.
Nie chciał jej zranić, ale podczas tych wszystkich dni na
Bermudach nie przyszło mu do głowy, \e dla niej znaczyło to
coś więcej ni\ przygodę. Był jej pierwszym kochankiem, a to
zawsze powoduje pewną szczególną więz. Tak długo
zachowała dziewictwo dla tego jedynego, wymarzonego.
Wykorzystał ją. Nie był jej wart. Miał nadzieję, \e choć po
części uda mu się jej to wynagrodzić, nie wiedział jednak, w
jaki sposób. Większą część nocy spędził na myśleniu o nich
dwojgu. Nigdy nie zamierzał zakończyć tego związku w
momencie wyjazdu z wyspy. Po prostu za bardzo się przejął
telefonem Pauli, który wyrwał go z cudownego snu. Zmusiła
go do powrotu do prawdziwego świata, świata milionowych
interesów. Musiał skupić się na odzyskaniu klientów, by całe
jego imperium nagle nie runęło.
A co z Abby? Czy było dla niej miejsce w jego planach?
Jeszcze kilka godzin temu nie miał pojęcia, co z nią zrobić
po powrocie, jednak po całej nocy przemyśleń wypracował
pewien plan. Wszedł do biura nieco pewniejszy siebie.
Paula spojrzała na niego sponad biurka.
- Dzień dobry, lordzie Smythe.
- Dzień dobry - rzucił, kierując się do drzwi gabinetu. -
Kiedy przyjdzie Abigail, powiedz jej, \e chcę się z nią
widzieć.
- Ju\ jest, proszę pana. Zatrzymał się, patrząc na zegarek.
- Jest dopiero wpół do dziewiątej.
- Tak. Była tutaj, zanim przyszłam, dziesięć po ósmej.
Zawahał się.
- Jak wygląda?
- Opalona - odparła Paula krótko. Nie uśmiechała się.
- Jest, hm... w dobrym humorze? - Jej wczesne pojawienie
się mogło oznaczać, \e mu wybaczyła. To ułatwiłoby sprawę.
- Jestem w doskonałym humorze! - usłyszał za plecami. -
Dlaczego miałabym nie być? Po trzech tygodniach
odpoczynku na tropikalnej wyspie...
Matt odwrócił się, by zobaczyć Abby zupełnie ró\ną od
tej, którą wczoraj zostawił we łzach. Albo doskonale udawała,
albo wcale nie zale\ało jej na nim tak bardzo, jak jemu się
wydawało.
Miała na sobie elegancki zielony kostium. Spięte w kok
włosy odsłaniały długą szyję. Natychmiast zapomniał o
interesach.
- O, dobrze, \e ju\ jesteś. - Zakasłał, by pokryć
zmieszanie. - Mo\esz mi poświęcić kilka minut? - Otworzył
przed nią drzwi do gabinetu.
Przeszła obok niego, rzuciwszy  dziękuję", jak gdyby był
portierem. Zamknął drzwi i odwrócił się. Siedziała ju\ przy
biurku, z notatnikiem i piórem w ręce.
- Abby, nie musisz... Posłała mu niewinne spojrzenie.
- Przepraszam - wydusił. - Nie chciałem cię zranić. Je\eli
myślisz, \e cię odrzuciłem, mylisz się.
- Czy\by? Wczoraj tak to właśnie zrozumiałam.
- Nie miałem czasu jeszcze niczego o nas postanowić.
- O nas? A teraz znalazłeś czas? I od razu podjąłeś
decyzję za nas oboje.
- Tak - powiedział powoli, studiując wyraz jej twarzy.
Odło\yła notatnik i opuściła ręce.
- Więc?
Usiadł na rogu biurka i starał się przypomnieć sobie
mowę, którą uło\ył w nocy.
- Chcę, \ebyśmy byli razem.
Nie był w stanie określić, czy na jej twarzy malowało się
zaskoczenie, czy niedowierzanie.
- Czy\by?
- Tak, ale nie w pracy - ciągnął, zanim zdą\yła zadać mu
jakiekolwiek pytanie. - To nie byłoby dobre dla \adnego z nas.
Cała firma szybko zorientowałaby się, \e jesteśmy
kochankami.
- Co z moją posadą? - Abby wstała. Jej oczy
niebezpiecznie pociemniały. - Obiecałeś mi coś.
- Chcę ci zaoferować coś lepszego - uśmiechnął się na
myśl, jak bardzo będzie zadowolona, kiedy zrozumie jego
plan. Sięgnął po jej rękę, zanim zdą\yła ją cofnąć. - Je\eli
zgodzisz się odejść ze Smythe International, kupię ci własny
sklep w Chicago. Za przewidziane umową wynagrodzenie za
rok pracy będziesz mogła wynająć lokal, a na resztę dam ci
nieoprocentowany kredyt, którego nie będziesz musiała
spłacać, je\eli będziesz miała trudności. W ten sposób
mo\emy spędzać razem czas, nie martwiąc się, czy ktoś o tym
wie. Wynajmę ci te\ inne mieszkanie, które będę opłacał. Co o
tym myślisz? Spojrzała na niego chłodno.
- Co o tym myślę? Obraziłeś mnie.
- Abby... - wpadł w panikę. - Nie zrozumiałaś. Ofiaruję ci
spełnienie twoich marzeń. Pieniądze na zało\enie własnego
sklepu... i długotrwały związek. Nie dałem tego \adnej innej
kobiecie. - Nie był w stanie dać jej więcej. I z pewnością nie
mogła więcej oczekiwać.
Wyszarpnęła rękę.
- Co chcesz usłyszeć, Matt? W przyszłości chcę być
niezale\ną kobietą, mieć mę\a i dzieci. Ty za to chcesz zrobić
ze mnie utrzymankę.
- To wcale nie tak.
- Jest dokładnie tak. Jak mo\esz być takim egoistą? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl