[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wilczej pary, w kilkunastu bowiem miejscach znalazł ślady łap. Zły humor
nagromadzony w ciągu tygodni bezowocnych poszukiwań znalazł teraz ujście w
wybuchu wściekłej pasji. Sandy klął więc okropnie. Uznał jednak, że los wyraźnie
sprzysiągł się przeciwko niemu, i że należy wracać do Red Gold City. Wnet po południu
spuścił czółno na wodę i dał się nieść prądowi. Był rad, że przynajmniej nie potrzebuje
się trudzić, toteż używał wiosła tyle tylko, by utrzymać łódź na równej linii z wybrzeżem.
Wygodnie siedząc na rufie kurzył fajkę mając starą rusznicę złożoną w poprzek kolan.
Wiatr dął mu w twarz, więc bacznie spoglądał w obie strony, czy nie dostrzeże jakiej
zwierzyny.
Tego samego dnia nad wieczorem Kazan i Szara Wilczyca zbiegli ku rzece o pięć lub
sześć mil poniżej miejsca wczorajszego postoju łodzi. Kazan tkwiąc na piaszczystej
wydmie chłeptał zimną wodę, gdy Sandy wypłynął cicho zza zakrętu w odległości stu
jardów. Gdyby wiatr był im przychylny albo człowiek robił wiosłem, Szara Wilczyca
wyczułaby z daleka grożące niebezpieczeństwo. Lecz obecnie uprzedził ją dopiero
metaliczny szczęk kurka staromodnej broni. Bliskość strasznego wroga podziałała
piorunująco. Kazan również usłyszał dźwięk i przestał pić. W tej chwili Sandy nacisnął
cyngiel. Buchnęły dym i ogień. Pies uczuł, jak gorąca fala zalewa mu mózg. Zachwiał
się, zatoczył, łapy umknęły spod niego i runął jak szmata. Szara Wilczyca skoczyła w
gąszcz niby pocisk. Będąc ślepa nie dostrzegła, że Kazan pada. Dopiero gdy człowiek i
ryczący grzmot zostali o ćwierć mili w tyle, wstrzymała bieg, by zaczekać na towarzysza.
Sandy Mac Trigger z triumfującym wrzaskiem osadził czółno na brzegu.
— Mam cię, stary diable! — wołał. — Dostałbym i drugą bestię, gdybym miał inną
broń, nie tę przeklętą relikwię!
Za pomocą lufy odwrócił nieco łeb Kazana i na jego twarzy zamiast radości błysnęło
raptem zdziwienie. Po raz pierwszy dojrzał na szyi zwierzęcia pasmo obroży.
— O Boże — sapnął — toż to nie wilk! Sandy, toż to nie wilk lecz pies!
ROZDZIAŁ XXII
SYSTEM SANDY MAC TRIGGERA
Mac Trigger ukląkł na piasku. Przesunął obrożę wokół szyi psa, aby wyczytać słabo
widoczne na zniszczonej metalowej płytce słowo: Kazan. Przesylabizował je
wymawiając każdą literę z osobna. Oczy miał wciąż jeszcze pełne niedowierzania.
— Pies! — wykrzyknął wreszcie. — Pies, i to wspaniały okaz!
Wstał i z góry spojrzał na swą zdobycz. Przy nosie Kazana na białym piasku
czerniała kałuża krwi. Po chwili Sandy przykucnął ponownie, chcąc zbadać, gdzie
ugodził jego pocisk. Ta inspekcja wzbudziła w nim niemałe zainteresowanie. Ciężka kula
trafiła zwierzę w sam czubek łba. Był to zupełnie powierzchowny cios, który nie naruszył
nawet czaszki, i Sandy zrozumiał natychmiast znaczenie nerwowych skurczów łap i bark
Kazana. Poprzednio sądził, iż są to znamiona agonii. Lecz pies był daleki od śmierci.
Mocno ogłuszony i na razie omdlały, za parę minut winien był się ocknąć. Mac Trigger
uchodził całkiem słusznie za pierwszorzędnego znawcę pociągowych zwierząt. Spędził
wśród nich trzy czwarte życia. Od pierwszego wejrzenia umiał określić wiek i wartość
psa i odgadnąć znaczną część dotychczasowych jego dziejów. Na śniegu odróżniał trop
mackenzie od malemuta i ślad eskimoskiego szpica od śladu huski znad Jukonu. Spojrzał
na nogi Kazana. Były to łapy wilcze i Sandy zachichotał. Kazan należał do leśnych istot.
Był potężny i muskularny więc człowiek pomyślał o nadchodzącej zimie i o wysokich
cenach na psy w Red Gold City.
Poczłapał do czółna i wrócił niosąc kłębek mocnego rzemienia. Potem siadłszy na
piasku naprzeciw Kazana począł splatać kaganiec. Czynił to niemal w ten sam sposób,
jak się robi osnowę śnieżnych rakiet. Po upływie dziesięciu minut kaganiec był gotów i
Sandy umocował go starannie na łbie psa. Do obroży uwiązał dziesięciostopową linkę.
Wreszcie spoczął wygodnie, czekając, by więzień otworzył oczy.
Gdy Kazan uniósł łeb po raz pierwszy, nie widział absolutnie nic. Na oczach miał
szkarłatną błonę. Lecz ta przeszkoda znikła szybko i pies dojrzał człowieka.
Instynktownie spróbował wstać. Wywrócił się trzykrotnie, nim mu się to powiodło.
Sandy siedział wciąż w odległości sześciu stóp i trzymając koniec linki chichotał
złośliwie. Kazan obnażył kły. Warknął i groźnie najeżył sierść. Człowiek skoczył na
równe nogi.
— Zdaje mi się, że odgaduję, jaki z ciebie ananas! — rzekł ostro. — Miałem już
nieraz do czynienia z takimi jak ty! Przeklęte wilki przewróciły ci we łbie. Weźmiesz
dobrą porcję kijów, nim wrócisz wreszcie do rozumu. A teraz, patrz!
Jako przewidujący pogromca zwierząt, Sandy miał już w pogotowiu mocny kij.
Teraz wziął go do ręki. Kazan odzyskał już całą dawną energię. Ustał szum w jego
głowie. Szkarłatny tuman opuścił ślepia. Przed sobą pies ponownie zobaczył
śmiertelnego wroga — człowieka z kijem. Błyskawicznie zagrała w nim wrodzona
dzikość i nabyta krwiożerczość. Instynktownie wiedział, że Szara Wilczyca opuściła go i
że ten ludzki potwór jest wszystkiemu winien.
Warknął i skoczył jak ryś na Sandy Mac Triggera, Człowiek nie oczekiwał
bynajmniej podobnego ataku, toteż nim zdołał skręcić w bok lub odparować napad kijem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl