[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kaz wstrzymał się na chwilę, bo znów mu się zdało, że słyszy śmiech rozlegający się w mroku za
budynkiem. Ponieważ głos się nie powtórzył, minotaur zaczął przekonywać sam siebie, iż słyszał
jedynie jęk wiatru.
Zatrzaśnięto wreszcie drzwi i wszyscy spojrzeli na Delbinowego przyjaciela i ich wybawcę. Był
to osobnik, który wzrostem nie ustępował Kazowi, przybrany w długie srebrnoszare szaty. Jego
włosy, opadające w długich pasmach poniżej ramion, były srebrne z szarawym odcieniem mogłoby
się wydawać, że szaty nieznajomego skrojono i dobrano tak, by podkreślały niezwykłą barwę jego
gęstej czupryny. Twarz nieznajomego była niezwykle urodziwa, pięknie rzezbiona w delikatne rysy.
Mogłaby być twarzą młodzieńca - i tak uważał każdy, dopóki nie spojrzał w zielone oczy przybysza.
Oczy te miały chyba tysiące lat. Ktokolwiek w nie spojrzał, pojmował natychmiast, że stoi przed
elfem.
Przybysz złożył dłonie na piersiach - tak jak czynią to kapłani. Na jego twarzy widać było jedynie
drobny ślad uczuć - lekkie wygięcie kącików ust w górę wskazywało na rozbawienie. - Przyjaciele,
wita was jedyna spokojna przystań pośrodku tego szaleństwa. Jestem..
- Agraen Ravenshadow! - wypalił nagle minotaur. Elf, nadal lekko rozbawiony, kiwnął głową. -
Sądzę, że powinienem pamiętać spotkanie z minotaurem. Nie znamy się jednak.
- Nie, ale miałem honor poznać twego współplemieńca, który zna cię dość dobrze. Nazywa
siebie Sardalem Crystalhornem.
Przez twarz elfa przemknęło jakieś nieokreślone uczucie. Sardal& Dziwne jest usłyszeć po tych
trzech latach jakiekolwiek elfie imię, a zwłaszcza jego imię.
- Co tu się dzieje? - zagrzmiał minotaur. - Co stało się z twierdzą Vingaard i rycerstwem?
Argaen znów przybrał maskę obojętności, ale ton, jakim odpowiedział na pytania Kaza,
wskazywał, że nie podoba mu się to, o czym musi mówić. - Minotaurze, nawet nie
zdajesz sobie sprawy z tego, w jak mroczne sprawy wdepnÄ…Å‚eÅ› ty i twoi towarzysze. Macie do
czynienia z czymś, co w najlepszym wypadku może porazić was szaleństwem.
26.Bohaterowie II - Minotaur Kaz
Rozdział 11
KOMNATA, W KTÓREJ SI ZNALEyLI, kiedyÅ› sÅ‚użyÅ‚a rycerzom pragnÄ…cym zbadać przeszÅ‚ość
zakonów. Wzdłuż ścian wciąż jeszcze ciągnęły się rzędy półek wypełnionych ciasno zwiniętymi
zwojami pergaminu. Pozostałą część pomieszczenia elf przystosował do własnych potrzeb. - Tam.
Widzisz?
Kaz podążył wzrokiem za spojrzeniem Argaena. Stali przy oknie w komnacie położonej na
piętrze i patrzyli ku centralnej części warowni.
- Aaa& widzę. Tam właśnie żyje Wielki Mistrz i stamtąd wydaje rozkazy, prawda? -Minęło pięć
lat, Kaz jednak wątpił, by pamięć aż tak mogła go zawodzić.
- Właśnie tam, siedzi zatopiony w świecie zniekształconych, przewrotnych wizji, stamtąd
rozkazuje coraz mniej licznej grupie ludzi, z których każdy jest równie szalony jak on sam.
Podświadomie chroni to, co - jak podejrzewam - jest odpowiedzialne za otaczające nas szaleństwo i
czarnoksięstwo, którego byłeś świadkiem.
Elf niespodziewanie odstąpił od okna. Kaz pozostał przy nim jeszcze przez chwilę, patrząc na
krąg pochodni otaczających siedzibę Wielkiego Mistrza. Darius, który razem z Teselą obserwował
ten sam widok z sąsiedniego okna, podszedł do elfa. - Cóż to takiego? Jakaż moc mogła skłonić
Wielkiego Mistrza do porzucenia drogi, którą wyznaczył mu Paladine?
Argaen podszedł do jedynego w komnacie stołu, na którym rozłożono pewną ilość niezwykłych i
na pierwszy rzut oka tchnących złem przedmiotów. Wziął do ręki na pozór zwykłą spiralnie skręconą
na końcu laskę i przez chwilę przyglądał się jej z rozwagą. Wydawało się, że zapomniał o pytaniu,
jakie zadał mu rycerz. - Mości minotaurze, czy Sardal wspomniał ci o powodzie, dla którego tu
przebywam?
- Doprawdy, nie umiem po tym wszystkim uczciwie ci odpowiedzieć. Ale myślę, że nie. - Kaz
spojrzał na rozłożone na stole przedmioty. - Nie jestem też pewien, czy chciałbym to wiedzieć.
- Może i nie chcesz, teraz jednak, skoro już tu jesteś, wiedzieć musisz. - Elf podniósł laskę, nadal
uważnie się jej przyglądając. - Niegroznie wygląda, nieprawdaż? - Skoro pytasz, powiem, że za nic
bym jej nie zaufał.
- I miałbyś rację. Nie będę się wdawał w szczegóły, wystarczy, jeżeli powiem, że za pomocą tej
właśnie laseczki zakłócano pogodę podczas wojny.
- Dokonała tego ta laska? - Kaz przypomniał sobie niespodziewane zmiany pogody i straszliwe
sztormy, które były dziełem magów-renegatów podczas ostatnich miesięcy zmagań. Przypomniał
sobie wielki huragan, który zwiastował ciemności, wtedy kiedy
- smoki Takhisis i potwory Galan Dracosa rozniosły resztki obozu solamnijskiego. Rycerstwo
uznało pózniej, że była to największa klęska w historii zakonów.
- Zaklęcie, które stworzyło tę laskę, wykradł gdzieś albo utkał osobiście Galan Dracos. Było
znacznie potężniejsze niż te, o których kiedykolwiek słyszałem. Na nasze szczęście - a może
nieszczęście - jedyna istniejąca taka laska była zapieczętowana wewnątrz jednej z trzech
podziemnych krypt.
Elf, jak dobrze wiedział o tym Kaz, mówił zagadkami. Była to nieodłączna cecha elfiej natury.
- Opowiedz nam o tych kryptach, mości elfie, i o tym, co mają wspólnego z Galan Dracosem.
Dzwon jęknął znowu, ale elf zignorował jego lament. - Cytadela Galan Dracosa, mistrza magii i
renegata, który nawet czarnoksiężników podążających drogą mroku zamierzał uczynić niewolnikami
swoich ambicji, pierwotnie znajdowała się na zboczu jednej z gór pomiędzy Hylo a Solamnią.
- Naprawdę? - Delbin, który do tej pory zachowywał się nienaturalnie spokojnie i
powściągliwie, poderwał się. - Więc w Hylo są ruiny zamku czarnoksiężnika? Może kiedyś tam się
udamy? Zastanawiam się, czy był tam ktoś z mojej rodziny? Powinienem to zapisać! - Sięgnął do
swej sakwy, ale zamiast notesu wydobył z niej małą figurkę. -Skąd to się tu wzięło? Aadna, prawda?
- Odłóż to natychmiast! - Argaen ruszył na kendera i wyrwał mu figurkę z dłoni tak gwałtownie,
że Delbin znieruchomiał ze zdziwienia. Zwiadkowie tej sceny wytrzeszczyli oczy zdumieni
autentyczną wściekłością w głosie spokojnego dotąd elfa. Kaz, Darius i Tesela patrzyli na elfa, nie
pojmując przyczyn jego oburzenia, on tymczasem wetknął figurkę w kieszeń swej opończy i niemal
spopielił Delbina spojrzeniem. - Nie dotykaj żadnego przedmiotu w tej komnacie! Nie wyobrażasz
sobie nawet, jakie moce mógłbyś w ten sposób obudzić! Zapewniam cię, że nawet kender żałowałby
tego!
Delbin skurczył się pod ognistym wzrokiem Argaena. Elf odetchnął głęboko i dopiero w tej
chwili zdał sobie sprawę z wrażenia, jakie jego tyrada wywarła na obecnych. Przetarł dłonią czoło i
zmarszczył brwi.
- Cóż& przepraszam was wszystkich. Pracuję tu od trzech lat, i choć w kategoriach życia elfów
trzy lata to zaledwie chwilka, pod innymi względami to wieczność! Od trzech lat usiłuję zachować
rozum, podczas gdy otaczający mnie ludzie coraz bardziej pogrążają się w szaleństwie. Od trzech lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl