[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musiałby wyrwać sobie połowę włosów, a nie chciał tego robić. Widząc, w jakiej opresji znalazł się
nieprzyjaciel, Hakon wyjął miecz i poszedł go zabić. Svein jednak wyrwał drzewo z korzeniami, zakręcił
nim młynka niczym drągiem i sprawił Hakonowi tęgie lanie. Pózniej żartował sobie z tego incydentu.
- To było jeszcze młode drzewko - mówił. - Nie ma się czym chwalić.
Pierwszy dzień zgromadzenia minął bez żadnych przykrych incydentów i zakończył się radosną
hulanką na łąkach. Ale już następnego ranka do Domu Sveina dotarły wieści o nieszczęściu, jakie
dotknęło delegację Hakonssonów. Męską część towarzystwa dręczyły okropne bóle brzucha, biegunka
i wymioty. Przez całą noc raz po raz wybiegali w pobliskie krzaki, by potem, pojękując głośno, wracać
do namiotu. Kilka sąsiednich grup musiało przesunąć dalej swoje namioty, a co najmniej sześć koni
zerwało się z uwięzi, by uniknąć zapachów ciągnących od tego miejsca.
Halli dowiedział się tego wszystkiego od Eyjolfa, który przygotowywał w kuchni zioła dla dotkniętych
chorobą.
- Co za pech - narzekał starzec. - Przez wiele lat nic nie urośnie w tym zakątku łąki, możesz być
tego pewien.
- Czy ktoś zna przyczynę? - spytał Halli, głęboko zatroskany.
- Nie. Hakonssonowie twierdzą, że zaszkodziło im piwo, ale to wierutna bzdura, bo nikt inny się
nie rozchorował. To raczej kwestia ich zwyczajów. - Eyjolf rozejrzał się ostrożnie dokoła, zniżył głos do
szeptu i dodał: - Synowie Hakona rzadko się myją. Słyszałem, że niektórzy specjalnie hodują sobie brud
między palcami u nóg, a potem posypują nim sałatki, jak przybraniem. Zdaje się, że sami są sobie
winni!
Halli spędził cały dzień w ciszy i spokoju. Wieczorem przeszedł za główny budynek Domu i zajął się
rzucaniem podków na patyk wbity między kamienie. Właśnie rzucił kolejną, kiedy pojawił się ojciec.
Twarz Arnkela przecinały bruzdy zmęczenia i zatroskania.
- Synu - westchnął ciężko. - Cieszę się, że choć raz posłuchałeś naszych próśb i nie przysparzasz
nam kłopotów. To jedyne pocieszenie w tym trudnym dniu.
- Co się dzieje, tato?
- Ci przeklęci Hakonssonowie! Wciąż wymiotują, nie zważając na to, że inni chcą się normalnie
bawić. Kiedy mają dość sił, odgrażają się, że oskarżą mnie o zatrucie! Przegrają, oczywiście, ale ich
grozby psują atmosferę całego zgromadzenia. Nikt nie chce jeść naszych pysznych kiełbasek i
podrobów w sosie maślanym. Co gorsza, niektórzy nie chcą nawet pić naszego piwa! Co to za
zgromadzenie, kiedy ludzie nie upijają się do nieprzytomności? - Pokręcił głową z niesmakiem. - Jeśli
nic się nie zmieni, goście zaczną się rozjeżdżać, a nasz Dom okryje się wstydem.
- Może warto wspomnieć o nietypowym podejściu Hakonssonów do higieny? - zastanawiał się
głośno Halli. -Wtedy nikt by nas nie obwiniał.
Ojciec odchrząknął znacząco.
- Rozpuszczam podobne plotki od wczoraj. Miejmy nadzieję, że ludzie w to uwierzą. Tak czy
inaczej, kiedy ci nadęci głupcy dojdą już do siebie, będę musiał ich jakoś udobruchać, żeby nie wnosili
oficjalnego oskarżenia. To potężny Dom i lepiej pozostawać z nim w dobrych układach. - Wziął od
Halliego podkowę i zarzucił ją zręcznie na patyk. - Poradziłem się Ulfara Arnessona, który jest
mediatorem w takich sprawach. Sugeruje, żeby po zgromadzeniu wydać ucztę przyjazni dla
Hakonssonów. Oczywiście on też zamierza w niej uczestniczyć. Ulfar lubi sobie pojeść. No dobrze,
muszę wracać na łąkę.
Na myśl o tym, że Ragnar Hakonsson zjawi się w wielkiej sali Domu Sveina, Halli zaniepokoił się nieco.
Potem jednak przypomniał sobie, że on i tak będzie wtedy gdzie indziej. Przyszła mu do głowy jeszcze
inna myśl.
- Tato, czy Ulfar przyprowadzi na ucztę swoją córkę?
- Córkę? - Arnkel zmarszczył brwi. - Czy to ta nieco flejtuchowata dziewczyna w brudnym
kaftanie, z byle jak spiętymi włosami? Myślałem, że to jakaś służąca. Tak, przypuszczam, że i ona
pojawi się na uczcie. Tak jak i ty.
Halli aż podskoczył.
- Ale ja nie mogę, mam karę! To nie jest dobry pomysł!
- Zgromadzenie się zakończy i twoja kara także. Z pewnością nasza rodzina na tym skorzysta.
Może uda ci się rozbawić Ragnara Hakonssona, jeśli do tej pory wyzdrowieje, oczywiście. Wydaje się,
że on ucierpiał najbardziej.
Dwa dni pózniej zgromadzenie dobiegło końca, a Halli odzyskał wolność. Włóczył się po całym Domu,
obserwując składanie namiotów, opróżnianie straganów i ładowanie towarów na wozy i konie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]