[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tarcz, odskakiwały od pogiętych hełmów. Z furkotem
pióropuszy i proporczyków, z nastawionymi kopiami jazda
Aquilońska przewaliła się przez skonfundowane szeregi
pikowników i jak fala spłynęła w dolinę.
Amalric wydał piorunowy rozkaz ataku i Nemedyjczycy z
rozpaczliwą odwagą poczęli bóść konie ostrogami. Wciąż
mieli przewagę liczebną. Ale byli strudzonymi ludzmi na
wycieńczonych koniach i atakowali pod górę. Ich
przeciwnicy natomiast nie zadali dotąd ani jednego ciosu.
Pędzili w dół jak błyskawica i jak błyskawica porazili
szeregi nemedyjskie  porazili, rozerwali na strzępy i
pognali łeb na szyję.
Za nimi pędzili pieszo ogarnięci żądzą krwi
Gunderowie, a ze stoków doliny zsuwali się Bossończycy,
śląc w biegu niechybne groty we wszystko, co się jeszcze
po nieprzyjacielskiej stronie ruszało. Coraz dalej w dół
spływała fala bitwy, niosąc na swym grzbiecie
oszołomionych Nemedyjczyków. Ich strzelcy rzucali kusze i
umykali na oślep, ty zaś z pikowników, którzy przeżyli
niszczącą szarżę rycerzy, docinali bezlitośni Gunderowie.
W chaosie i zamieszaniu bój przeniósł się z doliny
rozciągające się przed jej wlotem równinne pole.
Rozsypali się po nim wojownicy, ścigający i ścigani, a
rycerze na rozszalałych koniach potykali się pojedynczo i
grupami. Ale rozbici Nemedyjczycy nie byli w stanie
Strona 167
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
uformować się nowo, by stawić skuteczny opór. Umykali
setkami gnając ku rzece. Wielu do niej dotarło i
przeprawiwszy się popędziło na wschód. Ale kraj ogarnięty
był powstaniem  ścigano ich jak wilki i kilku ledwie
dotarło da Tarantii.
Ostateczne rozstrzygnięcie bitwy przyszło jednak
dopiero ze śmiercią Amalrica. Baron, próbując daremnie
zgromadzić wokół siebie ludzi, wpadł wprost na oddział
rycerzy zdążający za gigantem w czarnym pancerzu z
wyszytym na jace królewskim lwem. Nad jego głową
powiewały obok siebie sztandary z Aquilońskim lwem i
poitaińskini lampartem. Wysoki rycerz w połyskliwej zbroi
osadził kopię w łęku i uderzył w barona Tor. Zwarli się z
piorunowym trzaskiem. Kopia Nemedyjczyka, trafiwszy w
głowę nieprzyjaciela, rozerwała rzemienie i zapinki
hełmu, odsłaniając twarz Pallantidesa. Lecz oręż
Aquilończyka skruszył tarczę i pancerz, a potem przebił
serce barona.
Podniósł się ryk, gdy Amalric wyleciał z siodła,
łamiąc kopię tkwiącą w swym ciele, a Nemedyjczycy ulegli
nagle, jak pod naciskiem fali powodziowej ulega tama. W
ślepym popłochu pędzili ku rzece, jak szalejący po
równinie huragan. Godzina Smoka dobiegła kresu.
Tarascus nie umykał. Amalric nie żył, chorąży zginął,
a królewski sztandar Nemedii leżał zdeptany w krwi i
kurzawie. Aquilończycy dojeżdżali uciekających rycerzy
nemedyjskich. Tarascus wiedział, że bitwa przegrana, ale
z grupą najwierniejszych wojowników wciąż szalał po polu
świadom tylko jednego pragnienia  spotkać się z Conanem
Cymmeryjczykiem. I na koniec go spotkał.
Oddziały rozsypane były doszczętnie, jedne w ucieczce,
drugie w pogoni. Pióropusz Trocera powiewał na jednym
krańcu równiny, pióropusze Pallantidesa i Prospera na
drugim. Omanowi nikt nie towarzyszył. Gwardziści
Tarascusa legli jeden po drugim. Królowie spotkali się
sam na sam.
Gdy podjeżdżali do siebie, wierzchowiec Tarascusa
stęknął i upadł. Conan zeskoczył z siodła i popędził ku
Tarascusowi, wygrzebującemu się ze strzemion. Oślepiająco
błysnęła w słońcu stal, zadzwięczała, posypały się iskry
i zaraz potem Tarascus rozciągnął się jak długi na ziemi
po piorunowym ciosie Conanowego miecza.
Cymmeryjczyk wsparł pancerną stopę na piersi
nieprzyjaciela i uniósł oręż. Nie miał na głowie hełmu:
wstrząsnął grzywą, a w błękitnych oczach płonął dawny
ogień.
 Poddajesz się?
 A darujesz mi życie?  zapytał Nemedyjczyk.
Strona 168
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
 Owszem. I lepsze dam warunki, niżeś ty mi dał. %7łycie
dla ciebie i wszystkich twoich ludzi, co złożą broń. Choć
za łotrostwa szatańskie łeb powinienem ci rozwalić 
dodał po chwili.
Tarascus wykręcił szyję i rozejrzał się po równinie.
Rozbitki nemedyjskiej armii umykały przez kamienny most
mając na karkach rój zwycięskich Aquilończyków rąbiących
z mściwą, zapiekłą furią. Bossończycy i Gunderowie
rozsypali się po nieprzyjacielskim obozie rozrywając
namiot; w poszukiwaniu łupów, biorąc jeńców, tnąc łuby i
przewracając wozy.
Tarascus zaklął kwieciście i na ile pozwoliło mu
położenie, wzruszył ramionami.
 Znakomicie. Nie mam wyboru. Jakie stawiasz żądania?
 Przekażesz w moje ręce wszystko, co zdobyłeś w
Aquilonii. Wydasz rozkaz, aby garnizony pozostawiając
broń opuściły wszystkie zajmowane zamki i miasta. A potem
wyprowadzisz swe przeklęte wojska z Aquilonii tak szybko,
jak to będzie możliwe. Oddasz wszystkich Aquilończyków
sprzedanych w niewolę, a oprócz tego wypłacisz basarunki,
które naznaczy się pózniej, gdy szkody wyrządzone krajowi
przez twą okupację zostaną należycie oszacowani
Pozostaniesz w niewoli, póki nie zostaną spełnione
wszystkie te warunki.
 Dobrze  zgodził się Tarascus.  Poddam be oporu
wszystkie zamki i miasta zajmowane przez moje garnizony,
a te inne rzeczy też zostaną zrobione. Jaki okup za mą
osobę?
Conan roześmiał się, zdjął stopę z opancerzonej piersi
nieprzyjaciela, a potem chwyciwszy za ramię postawił go
na nogi. Zaczął coś mówić, lecz spostrzegł, że zbliża się
Hadrathus. Kapłan był równie spokojny i pogrążony we
własnych myślach jak zawsze, uważnie omijając martwe
ciała ludzi i koni.
Okrwawioną ręką Conan otarł z twarzy polepiony potem
kurz. Bił się cały dzień, najpierw pieszo z włócznikami,
potem konno, wiodąc szarżę. Powgniataną uderzeniami
miecza, topora i maczugi zbroję plamiły w wielu miejscach
bryzgi krwi. Na krwawym tle pobojowiska piętrzył się
niczym posępny jakiś bohater pogańskiego mitu.
 Dobra robota, Hadrathusie!  zagrzmiał.  Na Croma,
rad byłem ujrzawszy twój sygnał. Rycerze mci byliby o
mały włos poszaleli z niecierpliwości i wychodzili ze
skóry, żeby wziąć się do mieczów. Dużo dłużej bym ich nie
powstrzymał. Co z czarnoksiężnikiem?
 Podążył mglistą drogą do Acheronu  odparł
Hadrathus.  A ja& ja ruszam do Tarantii. Tu moje dzieło
skończone, rzecz jeszcze jedną muszę natomiast spełnić w
Strona 169
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
świątyni Mitry. Ale wszystko, co zrobić było trzeba, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl