[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cięższymi powiekami. W koocu przegrał i zasnął.
84
Rozdział 7 Niewykonalne zadania, a jednak.........
Gdy otworzył oczy, zaskoczony zdał sobie sprawę, że nie leży, ale stoi. Znajdował się u stóp
jakiegoś wzgórza. Wokół zieleniły się rozległe łąki z gęstą, soczystą trawą. Aż dziwne, że nie pasły
się tam żadne zwierzęta. Kępami rosły rozłożyste krzaki z długimi, prostymi gałęziami. Pędy nie
miały żadnych kolców, a liście z łatwością dawały się odrywad - wystarczyło jedno pociągnięcie
palcami. Który chłopak mógłby się powstrzymad, aby nie urwad sobie równego kija i nie pobawid
się takim udawanym mieczem czy włócznią. Gdy niby broo świstała już w ręce, Tomasz poczuł
nieodpartą chęd, aby jak najszybciej znalezd się na szczycie wzgórza. Zaczął biec, przeskoczył jakąś
hałdę i... oderwał się od ziemi. Zdumiony spostrzegł, że siłą swej woli unosił się coraz wyżej i
wyżej.
- Umiem latad! Zawsze o tym marzyłem! Widad nie jest ze mną aż tak zle. Co ja mówię, teraz to ja
jestem SUPERTOMASZ!
85
I
Wznosił się ponad zaroślami i dużymi głazami. Nagle spostrzegł, że pędzi wprost na wysokie
drzewo.
Zaczął gwałtownie machad rękami i nogami. Led, led, w górę! Skupił się więc i w ostatnim
momencie wzbił wyżej, szeleszcząc stopami w koronie drzewa, które zostało gdzieś pod nogami. W
ekspresowym tempie znalazł się na szczycie góry, rozejrzał się, gdzie by najlepiej wylądowad i
miękko osiadł na ziemi.
Zachwycony spojrzał w dół. Dopiero stąd mógł docenid wysokośd wzgórza, które zdobył w tak
niezwykły sposób i to bez najmniejszej zadyszki.
-
Hmm, potrzebowałbym przynajmniej pół godziny, gdybym wchodził na szczyt pieszo. - pomyślał
Tomasz i zaczął rozglądad się wokół, podziwiając majaczące na horyzoncie wysokie wzgórza.
Powietrze było chłodne i rześkie, co zawsze poprawia widocznośd, nawet przy bardzo dalekiej
odległości. Wtem jakiś grozny i nieprzyjemny ryk zakłócił mu błogie lenistwo obserwatora.
-
Co to? - przerażony szukał wzrokiem istoty, która wydała z siebie ten niepokojący odgłos.
Poczuł, że ten dzwięk wbija się w jego serce i cały zadygotał, jakby poraził go prąd. Niepokój
przeszył go dreszczem. Chłopak rozejrzał się przestraszony, a widok, który ujrzał, wcale go nie
uspokoił. Po drugiej stronie wzgórza działo się coś, co sprawiło, że pobladł z wrażenia. Jedyną
pociechą w tej sytuacji było to, że stał wysoko na szczycie, a nie tam w dole. W rozległej dolinie
stało bowiem dwóch szykujących się do starcia przeciwników. Chod trudno było dokładnie
oszacowad ich wielkośd, wyglądali na stworzenia o sporych rozmiarach. Tomasz dostrzegł, że
wzrostem przewyższają po-86
bliskie drzewa. Ten, który ryczał, był niezwykle zgarbionym monstrum. Odległośd nie pozwalała
dostrzec wielu szczegółów jego wyglądu, jednak w oczy rzucała się mocna sylwetka wsparta na
przykurczonych nogach. Z paszczy sterczały dwa ostre kły. Musiały byd sporej długości, skoro było
je widad ze szczytu góry. Bestia potrząsała groznie czarnym mieczem. Wymachiwała też drugą,
muskularną, zakooczoną szponami łapą. Naprzeciwko potwora stał równie olbrzymi wojownik
podobny do człowieka. Jego szczupła budowa zdradzała niezwykle młody wiek. Był dziwnie
spokojny i machał swym mieczem jakby od niechcenia, dokładnie tak, jak to robił Tomasz ułamanym
kijem. Chłopak od razu dostrzegł ten szczegół. Nawet zaczął się zastanawiad, czy nie ma jakiegoś
wpływu na tego młodzieoca tam na dole.
- Nie zaszkodzi spróbowad, chociaż to przecież niemożliwe. - pomyślał.
Uniósł rękę z patykiem ku górze i ku wielkiemu zaskoczeniu dostrzegł, że wojownik zrobił dokładnie
to samo. Tomasz.ugiął nogi, przyjmując waleczną postawę i tamten, jakby zdalnie sterowany, zrobił
to samo. Polak zaczął ostrożnie krążyd. W ślad za nim podążył młodzik na dole, obchodząc łukiem
ryczącego przeciwnika. Bestia nie wytrzymywała napięcia i wyrywała się do ataku. Wtedy Tomasz
wykonywał
grozne młynki mieczem olbrzymiego młodzieoca i to natychmiast studziło zapał potwora. W koocu
nastąpiło pierwsze starcie. Bestia skoczyła długim susem, zadając silne cięcie. Polak odparował ten
cios i natychmiast skontrował. Nastąpiła dłuższa wymiana uderzeo. Tomasz radził sobie doskona-87
le z kierowaniem ruchami miecza, prawie jak w symulacji komputerowej. To atakował, to znów się
cofał, robił uniki, aby ponownie ruszyd do przodu. Miecze świstały, zgrzytały o siebie, błyskały w
słoocu jak żywe istoty. Do uszu chłopca docierały stękania i okrzyki walczących. Potwór charczał i
ryczał coraz głośniej, jakby chciał tym przerazid przeciwnika. W koocu szkarada poślizgnęła się na
wilgotnej trawie i wysunęła klingę trochę bezładnie do przodu. Tomasz wykorzystał to bezlitośnie.
Wojownik zadał
potężny cios. Rozległ się przenikliwy zgrzyt i czarny miecz poszybował daleko, wbijając się na
koocu w ziemię. Nie zrażony potwór z nagimi szponami rzucił się jak błyskawica na młodzieoca,
który po uderzeniu nie zdążył jeszcze odzyskad równowagi. Tomasz runął na ziemię przygnieciony
jakimś olbrzymim ciężarem, a kij wypadł mu z ręki. Podkurczył nogi opierając je na przygniatającym
go cielsku.
Walczący na dole wojownik wypchnął bestię wysoko w górę, a ta, lądując, grzmotnęła łbem o jakieś
leżące głazy. Tomasz wstał błyskawicznie. Nagłe usłyszał za sobą na górze jakieś szybkie kroki. Ktoś
chwycił go od tyłu za kark. Chłopak zdołał się wyślizgnąd. Był tak przerażony, że nie odważył się
nawet odwrócid. Myślał, że jest tu sam. Ruszył przed siebie w panicznej ucieczce.
-
Co robid? Jak teraz pomóc wojownikowi na dole? - powiedział do siebie.
Słyszał, że ścigające go kroki są coraz bliżej.
-
Led! - rozkazał sobie.
Wyskoczył w górę, wzbijając się do lotu. Nie wzniósł się jednak tak szybko, jakby tego chciał.
Poczuł, że ktoś łapie go za stopę i niczym balast ściąga na ziemię. Zroz-88
paczony uciekinier zaczął wierzgad nogami i machad szybko rękoma, aby zagarnąd jak najwięcej
powietrza. W koocu mocnym kopniakiem uwolnił się od napastnika. Głośne stęknięcie ucichło gdzieś
na ziemi. Tomek z łatwością poszybował teraz w górę. Powinien odczuwad ulgę, jednak zaczął go
męczyd mocny ból ramienia, który pojawił się nagle i bez powodu.
-
Ciekawe co z tym młodym olbrzymem? Bez mojej pomocy potwór pewnie rozszarpał tego
biedaka. - martwił się chłopak.
Rozejrzał się, usiłując ocenid sytuację na polu bitwy. Jednak widok walczących przeciwników
zakryła jakaś dziwna ciemna chmura zbliżająca się w jego stronę z niezwykłą prędkością. Obłok
falował i niósł ze sobą niepokojący dzwięk.
-
Co to jest? - zapytał sam siebie zdziwiony. - To są chyba... dmy.
Olbrzymia chmara nocnych motyli wleciała wprost na Tomka i wchłonęła go do środka. Poczuł się
jakby połknięty przez drapieżnika stworzonego z milionów owadów. Oczy, nos i gardło wypełniły
się drażniącym pyłem, niesionym zapewne na ich skrzydełkach. Dokoła zrobiło się ciemno. Nagle w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl