[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanim zrobisz coś głupiego.
- Nie chcę siadać. - Znowu przemierzała pokój wzdłuż
i wszerz. - Na początku nie chciałam się z nim wiązać.
A nawet kiedy do tego doszło, wiedziałam, że muszę za
chować dystans. Chciałam się upewnić, że nie popełnię po
DRUGA MIAOZ NATASZY fr 211
raz drugi tego samego błędu. I teraz... - Zrobiła bezradny
gest ręką.
- On nie jest Anthonym. A to dziecko nie jest Lily.
- Odwrócił się do niej, oczy mu pałały. - Ja też ją kocha
łem.
- Wiem.
- Nie możesz oceniać terazniejszości według przeszło
ści, Nata. - Delikatnie pocałował ją w policzek. - To inny
mężczyzna i inne dziecko.
- Nie wiem, co robić.
- Kochasz go?
- Tak.
- A on ciÄ™ kocha?
- Mówi, że...
- Nie mów mi, co on mówi, powiedz, co wiesz.
- Tak, kocha mnie.
- A więc natychmiast wracaj do domu. Musisz z nim
porozmawiać, a nie z bratem.
Wydawało mu się, że traci rozum. Odchodził od zmy
słów. Codziennie mijał mieszkanie Nataszy, mając nadzie
ję, że tym razem zobaczy światło w oknach. Ale tak się nie
stało. Więc zaczął zaglądać do sklepu. Nie zwrócił nawet
uwagi na świątecznie udekorowaną wystawę. Dopiero po
paru dniach zauważył grubego poczciwego Zwiętego Mi
kołaja, anioły z dużymi skrzydłami, kolorowe lampki na
choince. Drzwi domów, obok których przechodził, okalały
sznury rozjarzonych żaróweczek. Poczuł ból w sercu.
Z ogromnym wysiłkiem wykrzesał z siebie odrobinę
świątecznego nastroju. Zrobił to dla Freddie. Wziął ją do
miasta, żeby wybrała choinkę, i spędził wiele godzin na
strojeniu drzewka. Starannie przestudiował listę prezen-
21 2 ft DRUGA MIAOZ NATASZY
tów, które sobie zamówiła, i zabrał ją na deptak, gdzie
mogła posiedzieć na kolanach Zwiętego Mikołaja. Ale
sercem i myślami był gdzie indziej.
- To się musi skończyć - mruknął, obserwując pier
wszy śnieg za oknem. Niezależnie od tego, co czuje, co się
dzieje w jego życiu, nie może zepsuć Freddie świąt.
Pytał o Nataszę każdego dnia. Nie otrzymywał jednak
żadnych konkretnych odpowiedzi. Oglądał Freddie w roli
anioła w przedstawieniu szkolnym, marząc o tym, żeby
ona była tu razem z nim.
A co z ich dzieckiem? Myślał prawie wyłącznie o nim.
Przecież teraz Natasza może nosi w sobie siostrzyczkę,
której tak bardzo pragnęła Freddie. Dziecko, którego on
tak rozpaczliwie pragnie. Chyba że... Nie chciał myśleć
o tym, dokąd pojechała, ani co zrobiła. Jak mógł myśleć
o czymkolwiek innym?
Musi być jakiś sposób, żeby ją znalezć. A kiedy to
zrobi, będzie ją błagał, prosił, zaklinał, groził, dopóki do
niego nie wróci.
Miała kiedyś dziecko. Ten fakt go zaskoczył. Dziecko,
które straciła. Ale jak i kiedy? W głowie kłębiły mu się
pytania, na które nie znał odpowiedzi. Powiedziała mu, że
go kocha, i wiedział, że nie przyszło jej to łatwo. Mimo to
musi mu zaufać.
- Tatusiu. - Do pokoju wpadła Freddie. Myślała już
tylko o Bożym Narodzeniu, do którego pozostało zaledwie
sześć dni. - Pieczemy ciasteczka.
Odwrócił się i zobaczył roześmianą buzię dziewczynki,
usmarowaną lukrem. Podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Kocham ciÄ™, Freddie.
- Ja też cię kocham. Przyjdziesz do nas?
- Za chwilę. Muszę na moment wyjść. - Zamierzał
DRUGA MIAOZ NATASZY % 213
pójść do sklepu i zmusić Annie, żeby powiedziała mu,
gdzie jest Natasza. Był pewien, że nie mogła nie zostawić
pracownicy numeru telefonu, pod którym można ją było
zastać.
- Kiedy wrócisz? - Freddie posmutniała.
- Niedługo. - Pocałował dziewczynkę w policzek. -
A potem pomogÄ™ ci piec ciasteczka. ObiecujÄ™.
Freddie zadowolona pobiegła z powrotem do kuchni.
Wiedziała, że jej tata zawsze dotrzymuje słowa.
Natasza stała przed domem. Dach i ganek były ozdo
bione lampkami. Zastanawiała się, jak będą wyglądać,
kiedy rozbłysną. Na progu stał naturalnych rozmiarów
Zwięty Mikołaj uginający się pod workiem z prezentami.
Przypomniała sobie, że w święto duchów stała w tym
miejscu czarownica. Tamtej nocy kochała się ze Spen-
ce'em po raz pierwszy. I była pewna, że to tamtej nocy
poczęło się ich dziecko.
Przez ułamek sekundy wahała się, czy nie zawrócić.
Pójdzie do siebie, rozpakuje rzeczy, odpocznie. Ale to by
oznaczało dalsze ukrywanie się, a ukrywała się już dosta
tecznie długo. Zdobyła się wreszcie na odwagę i zapukała.
Drzwi otworzyła Freddie. Pisnęła z radości i rzuciła się
jej na szyjÄ™.
- Wróciłaś! Wróciłaś! Czekałam na ciebie cały czas.
Natasza przytuliła dziewczynkę. Tego właśnie pragnę
ła, uzmysłowiła sobie, ukrywając twarz we włosach Fred
die. Jak mogła być taka głupia?
- Nie było mnie tylko trochę - usprawiedliwiała się.
- Nieprawda. Długo cię nie było. Kupiliśmy drzewko
i lampki i przygotowaliśmy dla ciebie prezent. Sama go
wybrałam. Nie wyjeżdżaj znowu.
21 4 " & DRUGA MIAOZ NATASZY
- Nie wyjadę - uspokoiła ją Natasza. - Na pewno.
- Weszły do środka.
- Nie widziałaś mojego przedstawienia. Byłam anio
łem.
- Przepraszam.
- Mam swoją aureolę, to ci pokażę, jak wyglądałam.
- Koniecznie.
Freddie wzięła ją za rękę.
- Raz się pomyliłam, ale potem sobie przypomniałam.
Mikey zapomniał, co ma mówić. Ja mówiłam: Dzieciątko
narodziło się w Betlejem" i Pokój na ziemi", i śpiewałam
A słowo ciałem się stało". Co to znaczy ciałem się
stało"?
Po raz pierwszy od paru dni Natasza serdecznie siÄ™
roześmiała.
- Szkoda, że tego nie słyszałam. Zaśpiewasz mi
pózniej?
- Dobrze. Pieczemy ciasteczka. - Wciąż trzymając
Nataszę za rękę, pociągnęła ją do kuchni.
- TatuÅ› ci pomaga?
- Nie, wyszedł. Powiedział, że niedługo wróci i pomo
że. Obiecał.
Natasza poczuła ulgę połączoną z rozczarowaniem.
- Vero, Nata wróciła - oznajmiła radośnie dziewczyn
ka, gdy weszły do kuchni.
- Widzę. - Gosposia wydęła wargi. Właśnie wtedy,
gdy pomyślała sobie, że Natasza mogłaby być wystarcza
jąco dobra dla seńora i jego dziecka, ta kobieta wyjechała
bez słowa. Znała jednak swoje obowiązki. - Napije się
pani kawy czy herbaty? - spytała.
- Nie, dziękuję. Nie chcę pani przeszkadzać.
- Musisz zostać. - Freddie znowu chwyciła ją za rękę.
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 215
- Patrz, zrobiłam bałwany i renifery, i Mikołaje. - Poka
zywała małe kruche ciasteczka. - Chcesz jedno?
- Piękne. - Natasza przypatrzyła się małemu bałwano
wi posypanemu czerwonym cukrem.
- Będziesz płakać? - spytała Freddie.
- Nie. - Natasza zamrugała powiekami. - Po prostu
cieszę się, że jestem w domu.
Kiedy to mówiła, drzwi do kuchni otworzyły się
i w progu stanął Spence. Wstrzymała oddech. Zaskoczony
milczał. Miał wrażenie, jakby zjawiła się tutaj wprost z je
go myśli. Miała jeszcze śnieg na włosach i na płaszczu.
- Tatusiu, Nata wróciła - oznajmiła Freddie podbiega
jąc do niego. - Będzie piekła z nami ciasteczka.
Vera energicznie ściągnęła fartuch. Wszelkie wątpliwo
ści co do Nataszy rozwiały się, gdy popatrzyła na jej twarz.
Poznała od razu, że jest zakochana.
- Chodz, Freddie - zwróciła się do dziewczynki. - Ma
my za mało mąki. Musimy pójść do sklepu.
- Aleja chcÄ™...
- Chcesz piec, a więc potrzebujemy mąki. Włóż
płaszcz. - Wyprowadziła dziewczynkę z kuchni.
Natasza i Spence stali bez ruchu. W kuchni było tak gorą
co, że po chwili zakręciło jej się w głowie. Zdjęła płaszcz
i położyła go na oparciu krzesła. Chciała porozmawiać ze
Spence'em, a nie będzie mogła tego zrobić, jeśli zasłabnie.
- Spence - zaczęła, odetchnąwszy głęboko. - Miałam
nadzieję, że porozmawiamy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]