[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jawił i uśmiechał do niej, że zawsze obsztorcowała tylko mnie,
za to, że go sprowokowałem.
Do cholery, Ash. On podpalił mój dom.
Dla niego sprawa wygląda inaczej. Poza tym nie wiemy, czy
pali się dom. Simon myśli, że dom należy teraz do mnie, bo
przecież od kilku lat tam mieszkam. Nie rozumiesz, Fanny?
Myśli, że dom jest mój. Kieruje się tym, co widzi i słyszy. Nie
sugeruje się instynktem. Zresztą tak chyba jest dla nas lepiej.
Wkrótce popełni błąd.
Wkrótce? prychnęła Fanny. Wkrótce to może oznaczać
bardzo długo. Albo równie dobrze jutro.
Skupiła się na prowadzeniu samochodu, co stawało się coraz
182
trudniejsze.
Dom Chue jest bezpieczny zauważył Ash, kiedy przejeżdżali
obok. Powinniśmy dziękować Bogu.
Och, Ash, patrz, nasz dom! Fanny rozpłakała się, zatrzymu-
jąc samochód na końcu podjazdu.
Potrzebny mi wózek.
Fanny skinęła w kierunku trzech strażaków. Jeden z nich po-
biegł po zapasowy wózek Asha.
Było już za pózno, kiedy przyjechaliśmy, proszę pani. Nie
dało się go uratować. Fanny skinęła głową. Azy ciekły jej po
policzkach.
Zabierzcie samochód do miasta. Pan Thornton i ja możemy
zostać w którymś z domków albo w pracowni. Jedynie w taki
sposób możecie wrócić do miasta.
Fanny przyglądała się, jak land rover zawraca i zaczyna zjeż-
dżać z góry.
To tylko dom, Fanny. Pete ma rację, możemy go odbudować.
To było coś więcej niż dom. To był dom twojej matki, twój
dom, mój dom. Tutaj wychowałam dzieci. Będą zdruzgotane.
To takie bezsensowne, nienormalne. Ramiona Fanny zaczęły
drżeć. Upadła w śnieg płacząc.
Ash mógł tylko patrzeć na żonę i zgliszcza.
Sallie lubiła otwierać okna i obserwować trzepoczące firanki.
Birch chował się przed Sagem w komórce pod schodami. Sagę
nigdy tego nie odkrył, więc chyba była to niezła kryjówka. Bil-
lie rozstawiała na stole w jadalni papierowe laleczki i małą ma-
szynę do szycia, którą dostała od Sallie. Urządzała prawdziwą
rewię mody.
Fanny, nie dręcz się.
Sunny mogła wbiegać i zbiegać ze schodów ze sto razy na
dzień. Albo goniła blizniaków, albo oni ją. A teraz ledwie cho-
dzi. Zrobiłam dzieciakom na schodach pewnie z tysiąc zdjęć.
183
Nie wiem czemu zawsze do fotografii ustawiały się na scho-
dach. Zaschnięta plama na dywanie w jadalni, gdzie Sagę wylał
farbę. Nie mam pojęcia, dlaczego nigdy jej nie wywabiłam.
Fanny...
Na strychu były kołyski, które dostaliśmy od Sallie. Przepadły
wszystkie rzeczy po naszych dzieciach, które chciałam zostawić
dla wnuków. Wszystko zapakowałam do pudeł i podpisałam.
Rzeczy Sallie również leżały na strychu. Także to, co zachowała
po twoim ojcu. Wszystkie rzeczy Jake a i Polly spalone. Prze-
padło. Są teraz stertą brudnego popiołu. Simon odebrał mi prze-
szłość. Zabrał wszystkie moje wspomnienia.
Ash wyciągnął rękę do Fanny. Ześliznął się z wózka i usiadł
obok niej na śniegu.
Przecież nadal masz wspomnienia. Nikt ci ich nie odbierze.
Otoczył ją ramieniem. Fanny oparła się o niego. Nie widziała
nic przez łzy.
Kochałam to miejsce, Ash. Sunny też. Było idealne dla niej i
dzieci. Ta góra rozbrzmiewała życiem, kiedy przyjeżdżali ich
przyjaciele z miasta. Nie mogę uwierzyć, że domu już nie ma.
Odbudujemy go, Fanny.
Ale to już nie to samo. Nie będzie tej atmosfery, nie będzie
tego zapachu.
Lubiłem tu przyjeżdżać na weekendy. Dom zawsze pachniał
cynamonem, korzeniami i selerem. Kiedy dorastaliśmy, pach-
niał inaczej. Tamtego zapachu nienawidziłem. Może nie cierpia-
łem Simona, a nie domu. A cholerny sejf spokojnie stoi. Część
drugiego piętra wygląda na nienaruszoną. Czy było coś w sej-
fie?
Tak, wszystko.
Musisz to wyjąć.
Wiem. Och, Ash. Polly i Lexie nigdy nie poznają tego miej-
sca. Ciałem Fanny wstrząsnął szloch. Jak powiemy Ja-
184
ke owi, że już nie ma domu? Dosyć przeszedł, tracąc matkę na
parę miesięcy. Jak, Ash?
Damy sobie radę. Jesteśmy stare wygi. Odbudujesz dom dla
następnego pokolenia. Sunrise było tym, czym było dzięki temu,
co ty w nie wniosłaś. Miłe uczucia związane z tym miejscem
mam dzięki tobie, nie dzięki mojej matce i dzieciństwu. Sunrise
to ty, Fanny. Mama o tym wiedziała. Dlatego zostawiła je tobie.
W głębi duszy wiedziała, że stworzysz coś, czego jej się stwo-
rzyć nie udało. Dobrze zrobiła, zapisując je tobie. Tyłek mi
przymarza. Chodzmy do pracowni, ogrzejemy się. Możemy tu
wrócić pózniej. Będzie się tliło przez parę dni, więc nic nie zro-
bimy. Wkrótce zacznie świtać.
Dobrze, Ash. Farmy z trudem się podniosła. Wysilając się
podciągnęła Asha i posadziła go na wózku.
Ash, myślisz, że gdyby nie padał śnieg, spaliłaby się również
góra?
Tak. A jej nie dałoby się odbudować. Musiałoby minąć ze sto
lat, żeby wyrosły nowe drzewa, takie jak te.
Więc powinniśmy być wdzięczni Bogu.
Trzy dni pózniej, kiedy stroma górska droga została uprzątnięta,
Fanny dostała pozwolenie dowódcy straży pożarnej, żeby wejść
na teren zgliszcz. Przyglądała się, jak brygada strażaków odjeż-
dżała swoim specjalistycznym wozem. Zastanawiała się, czy
kiedykolwiek będą w stanie udowodnić, co tak naprawdę się tu
zdarzyło.
Fanny, dlaczego się zadręczasz? Powinniśmy stąd wyjechać i
wrócić na wiosnę.
Masz rację, Ash. Chciałam tylko rozejrzeć się, czy ocalała
choć jedna rzecz. Muszę też opróżnić sejf. Chue pożyczy mi
swoją ciężarówkę. Będzie mi potrzebna cała przyczepa. Mam
nadzieję, że wszystko się zmieści.
185
Chwileczkę. Co, do diabła, jest w tym sejfie, że potrzeba cię-
żarówki z przyczepą, żeby to wywiezć?
Złoto Cottona Eastera.
Złoto Cottona Eastera powtórzył Ash z głupim wyrazem
twarzy.
Tak. Zostawił to twojej matce. Przerażało ją wiec przekazała
je mnie. Ale mnie też przeraża.
Jak... jak dużo tego jest?
Przynajmniej tona. Nie wiem dokładnie. Pełne półki.
Pełne półki. Ale, do czorta, Fanny, co to znaczy?
To znaczy, że trzeba je wyjąć. Chyba, że masz lepszy pomysł.
Cóż... jesteś pewna, że nie przesadzasz?
Chodz i sam się przekonaj. Możesz patrzeć, jak wyciągam.
Podjadę tyłem i będę wrzucać złoto na przyczepę. Jest w wor-
kach.
I nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
Nie. Nikomu nie mówiłam. Nie traktowałam tego jako moją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]