[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No właśnie. - Ucieszyła się, że tak szybko się wciągnął. - Chodz, coś ci pokażę.
- Jasne. - Jeśli nie jest to kolejna wydzielina uchatki, to w podskokach pognam z
panną Dickson choćby do piekła, pomyślał.
Podeszli do końca zatoczki. Kate podała mu fotografię pobłyskującej rybki z wy-
łupiastymi oczami i świecącymi plamami na srebrzystej głowie. Niespecjalnie piękna,
lecz coś mu przypominała.
- To świetlik - powiedział.
- Masz rację. - Spojrzała na niego zdziwiona.
- Zapomniałaś, że się tu wychowałem.
- A jednak mnie zaskoczyłeś. Ta ryba żyje na dużych głębokościach. Skąd ją
znasz?
R
L
T
Zmarszczył czoło. Z mroku wychynęła twarz ojca, jednak nie potrafił sobie nic
więcej przypomnieć.
- Nie mam pojęcia. Co w niej jest takiego wyjątkowego?
- Moje badania pokazują, że dziewięćdziesiąt procent ryb zjadanych przez uchatki
to ryby świetlikowate.
- To aż takie niezwykłe?
- Te ryby są bezużyteczne dla człowieka. Zbyt oleiste.
- A z tego wniosek... - Urwał na moment. - Już wiem, dlaczego to dla ciebie takie
ważne. Uchatki nie podbierają ludziom pożywienia.
- No właśnie, ale jest coś jeszcze. Uchatki są nam bardzo pomocne. Ryby poławia-
ne przez rybaków żywią się tym samym pokarmem, co ryby świetlikowate. Jeśli świe-
tlikowatych jest mniej, ważne dla ludzi ryby mają więcej pożywienia, przez co ich popu-
lacja rośnie.
- Co ma istotne znaczenie dla rozwoju rybołówstwa.
- Właśnie.
O cholera! Im więcej uchatek, tym lepiej dla rybaków z Castleridge, pomyślał
podekscytowany. Poczuł się tak, jakby w konkurencyjnym kontrakcie znalazł słaby
punkt. Zaraz też uprzytomnił sobie, co to oznacza.
- Kto o tym wie? - zapytał ostrożnie.
- Na razie tylko mój zespół. Leo też wiedział. A teraz jeszcze ty.
- Dlatego ojciec cię popierał?
- To on naprowadził mnie na trop ryby świetlikowatej. - Widziała jego dziwną re-
akcją. Cały się spiął, zaklął pod nosem. - W czym problem? - spytała zdumiona. - Leon
był zżyty z uchatkami, znał ich zwyczaje, dzielił z nimi tę samą ziemię. - Spojrzała zna-
cząco na Granta. - Też się z nimi wychował.
- To prawda... - Jak mógł zapomnieć? Może jako dziecko ojciec również spędzał
wiele czasu w zatoce, też chował się tam przed ojcem?
- Był pod wrażeniem, gdy kolejne badania wykazywały, że ma rację.
Celowo go tak podchodziła, był to czytelny zabieg.
- I cieszył się na myśl, że zabiorą mu ziemię? To chcesz mi wmówić?
R
L
T
- Nie, skądże. - Najpierw umknęła wzrokiem, zaraz jednak spojrzała Grantowi w
oczy. - Leo był rozdarty. Chciał postąpić właściwie, lecz zdawał sobie sprawę z kon-
sekwencji dla farmy.
Farmy, która była dla niego wszystkim. Początkiem, środkiem i końcem.
- Liczysz, że podążę jego śladem?
- Myślałam... - Kate spochmurniała, przycisnęła do siebie fotografię.
- Myślałaś, że wspominki o moim ojcu i prezentacja waszych badań coś zmienią?
Dlaczego?
- Bo jesteś prawnikiem. Działasz w imieniu sprawiedliwości. Te zwierzęta są nie-
sprawiedliwie oskarżane i prześladowane. Mamy dowody...
- Kate, zajmuję się umowami i kontraktami, nie pracuję w wymiarze sprawiedli-
wości. Szukam luk w umowach, furtek w przepisach, pilnuję, żeby każdy wywiązał się
ze swych zobowiązań. Teraz też zrobię, co w mojej mocy, żeby wycofać się z umowy,
którą zawarł z tobą mój ojciec.
- Jak możesz to zrobić? - Pobladła gwałtownie. - Teraz, gdy wiesz? Możesz ocalić
te zwierzęta przed zagładą! - mówiła żarliwie. - Twoja posiadłość może stać się dla nich
azylem.
- Kate, nikogo nie mogę ocalić. - Jej przesiąknięte naiwnym idealizmem słowa
brzmiały dla niego jak obcy język. - To nie są moje zwierzęta.
- Jak to?! Przecież widziałam, że doprowadzasz farmę do porządku. %7łeby była jak
kiedyś.
- Bo chcę ją sprzedać. Zrobię to, gdy tylko stanie się moją własnością.
- Sprzedajesz swoją... - Potknęła się, ale jakimś cudem zachowała równowagę. -
Sprzedasz farmę?! - Powiedziała to takim tonem, jakby właśnie oznajmił, że zamierza
zaszlachtować uchatki dla futer. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl