[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znaczy, że nie widzę, kiedy ktoś mną manipuluje. I nie znaczy, że odpowiada mi sytu-
acja, w której ktoś stawia mnie pod ścianą.
- Co zamierzasz zrobić?
- Wycofuję się. - Nie powinna odsłaniać się przed wrogiem. Rozum nakazywał
milczeć. - Wracam do miasta.
- Zostały ci jeszcze trzy tygodnie.
- Nie. - Zacisnęła usta. - Nie będę postępować według twojego harmonogramu. Nie
będę... - Urwała gwałtownie, tylko w myślach dodała: Nie będę jak wygłodniały pies
wdzięczyć się za ochłapy. Sama wyznaczy sobie ramy, sama będzie o sobie decydować.
- A twoje badania?
- Skończyłam je.
Widziała, jak zmarszczył czoło. O tych zielonych oczach będzie śniła do końca ży-
cia. Odwróciła się i pakowała rzeczy. Nie chciała na niego patrzeć. To za bardzo bolało.
- Kate, mój ojciec nienawidził farmy.
- Słu... słucham? - Zmroziły ją te jego ciche słowa.
- A przynajmniej nienawidził gospodarowania. Na pewno kochał ten wysoki brzeg.
Miałaś rację, chciał być rybakiem. Nie myliłaś się.
Odwróciła się. Ten bezbarwny, przygnębiony głos napełnił ją smutkiem. Co z tego,
że miała rację?
- Skąd wiesz?
- Od burmistrza. Przyjaznił się z ojcem.
R
L
T
Kate kiwnęła głową. Korciło ją, żeby do niego podejść, lecz powstrzymała się. Je-
śli mu na niej zależy, jeśli jej potrzebuje, to powinien zrobić pierwszy krok, a nie stać w
drzwiach. Serce się jej ścisnęło. Czyny przemawiają mocniej niż słowa. Nic się nie
zmieniło.
Jednak przyszedł do ciebie, Kate. Jest tutaj.
- Pielęgnowałeś złudzenia. - Nie chciała, żeby to tak zabrzmiało.
Na twarzy Granta widziała cierpienie. Jednak nadal ani drgnął.
- Tak - powiedział prawie szeptem. - To wszystko było złudzeniem. Nic nie było
prawdziwe.
- Ja... - przełknęła z trudem - ...ja jestem prawdziwa.
Zacisnął palce na framudze. Wyrywała się, żeby do niego podejść, lecz zmusiła się,
by nie zrobić kroku. To on musi do niej przyjść.
- Ale ja nie - rzekł z przymusem. - Przez całe życie robię coś dlatego, że tak sobie
wybrałem. Rzuciłem rodzinę, żeby być jak najdalej od farmy, a wychodzi na to, że w ten
sposób sam siebie usprawiedliwiałem.
- Dlatego twój ojciec po twoim wyjezdzie twardo trzymał się Tulloquay?
Jaki ojciec, taki syn? Tak to jest? - dopytywał się w duchu.
- Nie wiem, Kate, i nigdy się tego nie dowiemy. Po prostu coś go tu trzymało.
Popatrzyła na niego twardo. Trudno, zaryzykuje.
- A ciebie co tu zatrzyma?
- Harowałem, żeby dobić się pozycji w prawniczym świecie, w dużym mieście.
Tam jest moje miejsce. Na dobre i na złe.
- Dlaczego? - Głos jej zadrżał. - Dlaczego nie zaczniesz od nowa? Dlaczego nie
wierzysz, że twoja przyszłość jest tutaj?
- Czuję się tu jak duch. - Rozejrzał się wokół. Ogarnął ją gniew. Nie rozumie, że tu
jest jego dom, nawet jeśli nie taki, jakiego by sobie życzył?
- To ty jesteś duchem. Stoisz w drzwiach i dystansujesz się od rzeczywistości. Nie
chcesz wykonać choćby najmniejszego ruchu. Małego kroczku. - Grant, jestem tutaj. Je-
stem prawdziwa, krzyczała w duchu.
R
L
T
Przesunął wzrokiem po laboratorium, popatrzył na Kate. W sztucznym świetle
spostrzegła kropelki potu na jego skórze.
- Nie mogę tu wejść.
- Dlaczego? - rzuciła z jeszcze większą złością.
- To tu znalazłem ojca.
Mój Boże, mój Boże... Dziwne, ale jedyne, co teraz jej przyszło do głowy, to myśl,
że zawsze czuła się tutaj jak w domu, nigdy nie była samotna. Grant tylko raz na moment
postawił tu nogę.
Leo tu umarł. Syn go tutaj znalazł.
Cześć, Kate.
Teraz to ona spojrzała wokół. Czy to szeptały ściany?
Powoli ruszyła do drzwi, zatrzymała się przed Grantem, ujęła lodowatą dłoń... i
lekko pociągnęła. Zacisnął palce, patrzył jej prosto w oczy. Przesunęła kciukiem po jego
dłoni, dodając mu otuchy, i cofnęła się do garażu.
- Chodz. Już raz to zrobiłeś. - Grant postąpił krok. - To tylko pomieszczenie - do-
dała cicho, patrząc, jak stoi tam, gdzie jego ojciec wydał ostatnie tchnienie. Jeszcze moc- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl