[ Pobierz całość w formacie PDF ]
134 BIAAA SUKNIA
oż, to był słownik, ściśle mówiąc. Przestępował
z nogi na nogę, trzymając ręce w kieszeniach. Po-
sprzeczaliśmy się trochę na temat pisowni pewnego
prawniczego terminu. Wiem, jak się to pisze! dorzucił
ze złością. W końcu jestem prawnikiem, uczą nas tego
na studiach.
Shelby, która poznała już doświadczenia Barry ego
w pisaniu prawniczych terminów, milczała.
Barry znowu nerwowo się poruszył.
No ćoż, powiedziałem jej co nieco. Na to ona też mi
co nieco powiedziała. Na to ja rzuciłem w nią tą jej
książką. I wtedy zamknęła się w moim pokoju.
Z powodu tej książki? upewniła się Shelby.
Holman wbił wzrok w chodnik.
No, tak. I stłuczonego szkła.
Shelby wybałuszyła oczy.
Stłuczonego szkła?!
No, okna, ściśle mówiąc. Przesunął się w stronę
krawężnika, jakby coś zauważył. Z półuśmiechem pod-
niósł z ziemi słownik. No i jest! Wiedziałem, że musi tu
gdzieś być.
Shelby miała ochotę to śmiać się, to płakać, kiedy wóz
strażacki na sygnale zahamował przy nich z piskiem
opon.
Nie powiedział im pan, po co ich pan wzywa?
spytała Shelby, patrząc na strażaków, którzy zaczęli
natychmiast rozwijać długi wąż.
Nie, nie pomyślałem o tym. Cześć, Jake! zawołał
wesoło do szefa strażaków. Miło cię widzieć. Bo wiesz,
j:kol43 21-11-2006 p:135 c:0
Diana Palmer 135
tu właściwie nic się nie pali, potrzebuję pomocy z innego
powodu.
Jake, przysadzisty mężczyzna z czerwoną twarzą,
zbliżył się do nich.
Nie pali się? To właściwie czego od nas chcesz,
Barry? zapytał, każąc swoim chłopakom zwijać wąż
z powrotem.
%7łebyście wyważyli drzwi mojego biura przyznał
Barry.
Dlaczego?
Zgubiłem klucz improwizował.
To nie lepszy byłby ślusarz? ciągnął Jake, coraz to
bardziej podejrzliwie przyglądając się szefowi Shelby.
Holman zmarszczył brwi.
Och, nie sądzę. To nie zrobiłoby takiego wrażenia
jak topór.
Jake kompletnie zgłupiał.
Jedna z naszych... pracownic... zamknęła się w biu-
rze i nie chce wyjść wyjaśniła w końcu Shelby.
Na Boga, Barry, topór rąbiący drzwi śmiertelnie
przerazi tę kobietę powiedział Jake.
Tak. Prawnik uśmiechnął się w zamyśleniu. Jak
diabli ją przestraszy.
Kiedy Jake zaczął znów coś ?owić, Tammy Lester
wyłoniła się z budynku z taką miną, jakby nosiła w sobie
ładunek wybuchowy. Podeszła prosto do Holmana i za-
atakowała go z całej siły pięściami.
Odchodzę warknęła wściekle, trzęsąc się z furii.
Wybacz, Shelby, ale będziesz sama prowadzić ten
j:kol43 21-11-2006 p:136 c:0
136 BIAAA SUKNIA
bajzel. Nie zniosę ani dnia dłużej z tym panem Bożym
Darem dla wszystkich kobiet świata. A pan nie ma
pojęcia o ortografii, Bardzo Ważny Prawniku.
Znam ją lepiej od ciebie, ty uciekinierko z kursu
wyrównawczego! krzyczał za nią. I nie licz na to, że
za tobą pobiegnę i będę cię błagał, żebyś wróciła. Są
w tym mieście setki głupich kobiet, które nie znają
ortografii, a potrzebują pracy.
Jake wytrzeszczał oczy na zrównoważonego zazwy-
czaj prawnika. Shelby także przypatrywała mu się z osłu-
pieniem. Sporo ją kosztowało, by się nie roześmiać, bo
wiedziała, że to by tylko skomplikowało sytuację. Minęła
strażaków i szybkim krokiem uciekła do kancelarii, nie
chcąc być świadkiem dalszego ciągu wydarzeń.
No i faktycznie, ledwie postawiła stopę na wyłożonej
dywanową wykładziną podłodze biura, Jake wypalił do
Holmana z grubej rury na temat fałszywych alarmów
i możliwej kary więzienia...
W tym momencie Shelby zamknęła za sobą drzwi
i podeszła do komputera. Zdenerwowała ją reakcja
Justina na widok Holmana, który czekał na nią na ulicy.
To nie wygląda dobrze, Justin jest wściekle zazdrosny
o jej szefa. Zupełnie bez sensu, ale cóż ona wie o męż-
czyznach? Założyła wcześniej, że to tylko powierzchow-
na zazdrość, ponieważ Barry Holman jest przystojny
i lubi kobiety, a Justin jest zaborczy i ma silny instynkt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]