[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dadzą, co wtedy?
Milczałem. Tej ewentualności jeszcze nie rozważałem.
- Pewnie będę musiał powiedzieć Pierre'owi, że kiedy tam przyszedłem, obrazu już nie było.
- I sądzisz, że ci uwierzy?
- Mam nadzieję. A jeżeli nie, zawsze będę się mógł z nim podzielić moimi dziesięcioma
kawałkami. Zważywszy na okoliczności, sądzę, że to byłoby trochę nieuczciwe, gdyby na tym
stracił.
- Aha, oto odzyskana na nowo moralność. Uważaj, Charlie, grozi ci stworzenie wiarygodnej
postaci.
- Uuaa.
- Och, daj spokój. To drobiazg, coś w rodzaju twoich dowcipów o mężusiu, prawda?
- Posłuchaj - starałem się mówić jak najlżejszym tonem - coś jest nie w porządku. Wiem, że
tak. O co chodzi?
- O nic.
- Och, przestań. Czuję, że cię zmartwiłem. Tamtego dnia, kiedy rozmawialiśmy przez telefon,
byłaś jakaś dziwna, a teraz jesteś...
- Jaka?
- No nie wiem - Wyciągnąłem rękę, jakbym usiłował złapać właściwe słowo. - Wkurzona?
- Wkurzona?
- Aha. Bardzo niedawno wypowiadałaś się dość bezpośrednio na temat mojego pisania, a
nigdy dotąd tak się nie zachowywałaś. Jak mam to rozumieć?
- No cóż - sapnęła Victoria i mogłem sobie wyobrazić, jak odchyla do tyłu ramiona i prostuje
plecy. - Chyba jako mój klient powinieneś coś usłyszeć.
- Jako twój klient?
- Tak, Charlie. Polegam na tobie i jak...
- Chwileczkę - wpadłem jej w słowo. - Chyba nie sądzisz, że możesz na mnie polegać? Od
kiedy...
- Dosyć - oświadczyła kategorycznie. - Nie mogę teraz tego zrobić. Idę.
Kiedy przerwała połączenie, czego nigdy dotąd mi nie zrobiła, odłożyłem słuchawkę na widełki,
przycisnąłem dłonie do twarzy, a potem potarłem kark. Opuściłem ręce, pobębniłem palcami po
książce telefonicznej i leniwie popatrzyłem na tomy w regale obok mnie. Właściwie na żadnym
grzbiecie nie było tekstu, nie miałem więc pojęcia, na co się gapię. A może postawić telefon na
podłodze i poświęcić kilka minut któremuś z oprawnych w płótno woluminów? Nie. Znowu
podniosłem słuchawkę. Tym razem wybrałem numer telefonu komórkowego Victorii.
- Tak? - odezwała się cicho.
- To ja - oznajmiłem. - Powiedz mi, co się dzieje.
- Wróciłam na moje miejsce - szepnęła. - Porozmawiamy pózniej.
- Chcę wiedzieć teraz. Musiałem coś zrobić i chcę wyprostować sprawy. Nie sądzę, że to
uczciwe...
- Poczekaj - przerwała mi. - Wyjdę z tego cholernego wagonu.
Czekałem, słuchając przytłumionych odgłosów: Victoria wstała ze swojego fotela i szła
korytarzem, raz po raz mamrocząc przeprosiny. Co chwila rozlegał się szelest, jakby coś ocierało
się o mikrofon jej komórki. Wreszcie usłyszałem jej głos:
- Jadę do Paryża.
- Co takiego?!
- Jestem w Eurostarze i jadę się z tobą zobaczyć. I nie obchodzi mnie, co powiesz, Charlie, bo
to absurd, że się do tej pory nie spotkaliśmy. Nie mam zamiaru wysłuchiwać żadnych z twoich
wykrętów. Spotkamy się i koniec.
Zamieniłem się w jeden wielki znak zapytania. Energicznie pokręciłem głową.
- Ale jestem w samym środku książki - zaprotestowałem. - Słowo daję, teraz muszę pracować
bez przerwy. W twoim własnym interesie leży...
- Charlie, dosyć. Nie wiem, czego się boisz, i nie wiem, co twoim zdaniem mogłabym zrobić.
Jeżeli znajdujesz czas, żeby włamać się do czyjegoś domu, masz go więcej niż trzeba, żeby zjeść ze
mną obiad.
- Vic, bądz rozsądna. Przyjadę do Londynu, kiedy skończę książkę.
- Nie przyjedziesz. Oboje o tym wiemy. I szczerze mówiąc, nie rozumiem dlaczego.
Przełknąłem mocno ślinę, słysząc brzęczenie i prztykanie w uszach.
- To trochę niesprawiedliwe.
- Nie, wcale nie. Ta sytuacja trwa już za długo. Jeżeli chcesz, żebym pozostała twoją agentką,
musisz się ze mną spotkać. To proste.
- Ale Adam - zacząłem.
- Co Adam?
- Nie będzie miał nic przeciwko temu?
Victoria umilkła; chyba starała się opanować.
- Adam jest osobą dorosłą, Charlie. Nie jest zazdrosny.
- Nie chodziło mi o...
- Owszem, chodziło. Ale prawdę mówiąc, nie dbam o to. Mam w nosie. Będę w Paryżu za
dwie godziny. Zatrzymam się w hotelu Moderne. Spotkaj się tam ze mną o siódmej. Znajdziemy
jakieś miejsce, żeby coś zjeść. Zgoda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl