[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i natychmiastową ochronę swojemu klientowi. Trevor chciał miliona dolarów. Po
trzeciej butelce zaczął wydawać je w myślach.
Chap wyszedł wcześniej, po pieniądze. Trevor zamówił piwo na wynos, po
czym wsiedli do samochodu Wesa i pojechali na przejażdżkę. Mieli spotkać się
z Chapem w umówionym miejscu i odebrać sto tysięcy. Kiedy skręcili na auto-
stradę AIA, tę biegnącą wzdłuż plaży, Trevor się rozgadał.
 Niesamowite  zaczął, osłaniając oczy tanimi ciemnymi okularami, i opie-
rając głowę o zagłówek.
 Co jest niesamowite?
 Ryzyko, na jakie ludzie są skłonni pójść. Ot, choćby wasz klient. Bogaty fa-
cet. Mógłby mieć każdego młodego chłopaka, jakiego by tylko zechciał, mimo to
wolał odpowiedzieć na ogłoszenie w piśmie dla gejów i nawiązać korespondencję
z nieznajomym.
 Ja też tego nie rozumiem  odrzekł Wes i przez chwilę trzymali jedną
stronę, jak na dwóch zdrowych heteroseksualistów przystało.  Ale to nie moja
sprawa.
 Wielka niewiadoma  spekulował Trevor, pociągając z butelki.  Dresz-
czyk emocji. Pewnie o to im chodzi.
 Pewnie tak. Kto to jest Ricky?
 Powiem, kiedy dostanę pieniądze. Który z nich jest waszym klientem?
 Który? A ilu Ricky ich szantażuje?
 Ostatnio jest bardzo zajęty. Bo ja wiem, chyba koło dwudziestu.
 Ilu zapłaciło?
 Dwóch albo trzech. To śmierdzący interes.
 Jak się w to wplątałeś?
 Jestem jego adwokatem. Ricky jest bardzo bystry i bardzo się nudzi, więc
wpadł na pomysł, żeby doić szmal z pedałków. Wbrew zdrowemu rozsądkowi,
dałem się w to wciągnąć.
194
 Ricky jest gejem?  spytał Wes. Znał imiona wnuków Beecha. Wiedział,
jaką grupę krwi ma Yarber i z kim spotyka się żona Spicera.
 Nie  odrzekł Trevor.
 W takim razie zboczony z niego psychol.
 Nie, to całkiem miły facet. No więc? Kto jest waszym klientem?
 Al Konyers.
Trevor kiwnął głową, próbując przypomnieć sobie, ile listów wysłał do Ala.
 Co za zbieg okoliczności  powiedział.  Właśnie miałem lecieć do Wa-
szyngtonu, żeby go namierzyć. Oczywiście to fałszywe nazwisko. . .
 Oczywiście.
 Znasz prawdziwe?
 Nie. Wynajęli nas jego ludzie.
 Ciekawe. A więc nikt z nas nie zna jego prawdziwego nazwiska?
 Na to wygląda. I jestem pewien, że nigdy go nie poznamy.
Trevor wskazał stację benzynową.
 Stań na chwilę. Kupię piwo.
Wes czekał przy dystrybutorze. Ustalono, że pozwolą mu pić, dopóki wszyst-
kiego się nie dowiedzą. Chcieli zdobyć jego zaufanie, a potem delikatnie skłonić
go do zachowania względnej trzezwości. Któregoś wieczoru mógłby się urżnąć
i chlapnąć coś U Pete a, a była to ostatnia rzecz, jakiej potrzebowali.
Chap czekał w wynajętym samochodzie przed pralnią osiem kilometrów na
południe od Ponte Vedra Beach. Wręczył Trevorowi cienką, tanią walizeczkę i po-
wiedział:
 Trzymaj. Równo sto tysięcy. Spotkamy się w kancelarii.
Trevor go nie słyszał. Otworzył walizeczkę i zaczął liczyć pieniądze. Wes za-
wrócił i ruszyli na północ. Studolarowe banknoty były ułożone rzędami. Dziesięć
rzędów po dziesięć tysięcy dolarów w każdym.
Trevor zamknął walizeczkę i przesiadł się na lewą stronę.
Rozdział 27
Pierwszym zadaniem Chapa jako praktykanta bez uprawnień było wysprząta-
nie sekretariatu i usunięcie wszystkiego, co choćby tylko kojarzyło się z kobie-
tą. Stare szminki, pilniki do paznokci, ananasowe ciągutki i kilkanaście porno-
graficznych romansideł wylądowało w wielkim kartonowym pudle. Chap znalazł
również kopertę z osiemdziesięcioma dolarami i garścią bilonu. Wziął ją szef.
Powiedział, że to podręczna kasa.
Fotografie Jan zostały zawinięte w stare gazety i ułożone w osobnym pudle,
łącznie ze szklanymi i porcelanowymi drobiazgami, które widuje się niemal na
wszystkich biurkach świata. Chap skopiował również jej terminarz, żeby wie-
dzieć, ilu klientów ma się spodziewać i kiedy ewentualnie przyjdą. Bez zdziwie-
nia stwierdził, że nawał pracy mu nie grozi. Ani jednej rozprawy sądowej. Dwa
spotkania w tym tygodniu, dwa w przyszłym, a potem już nic. Przestudiowawszy
kalendarze, zauważył, że mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Quince Garbe
przysłał Braciom pieniądze, Trevor wyraznie zwolnił obroty.
Wiedzieli, że ostatnio coraz więcej pije i częściej obstawia. W telefonicznych
rozmowach z psiapsiółkami Jan wspominała, że jej szef dłużej przesiaduje U Pe-
te a niż w pracy.
Podczas gdy Chap pakował jej rzeczy, porządkował biurko, odkurzał akta
i wyrzucał stare czasopisma, w sekretariacie od czasu do czasu dzwonił telefon.
Ponieważ odbieranie telefonów należało do jego obowiązków jako praktykanta,
starał się zawsze być w pobliżu. Większość interesantów dzwoniła do Jan, więc
grzecznie im tłumaczył, że Jan już tu nie pracuje.  Szczęściara  tego rodzaju
reakcja zdecydowanie przeważała.
Rankiem przyszedł agent przebrany za stolarza; miał wymienić frontowe
drzwi. Trevor podziwiał sprawność i wydajność pracy Chapa.
 Tak szybko? Skąd go wytrzasnąłeś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl