[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chciała mi to powiedzieć, a ja jej nie wysłuchałem.
- Czy to możliwe, że nie zostawiła żadnego listu? Może pisała wtedy
pamiętnik i w nim wyjaśniła powód swojej decyzji. - Sprawdziłem wszędzie. - Dziwne, że
niczego nie zostawiła. Kiedy człowiekowi jest tak zle na świecie, ma potrzebę pisania, podzielenia
się tym przynajmniej z samym sobą. Czy miała jakieś miejsce, które wyjątkowo lubiła?
Tancredi milczał. Szukał absolutnie wszędzie, za wszelką cenę chciał dowiedzieć się, o czym
Claudine zamierzała z nim porozmawiać.
- Niczego nie zostawiła.
- A po jej śmierci nie wydarzyło się nic dziwnego?
- Nie. Wszystko wróciło do normy i było jak dawniej.
Właśnie to bolało go najbardziej. Ich życie potoczyło się takim rytmem, jakby nic się nie stało.
Jakby to było normalne, że Claudine pewnego dnia się zabiła, jakby wszyscy się tego spodziewali.
Uznali, że sama była sobie winna.
Ale tego nie był w stanie Sofii powiedzieć.
Nad nimi rozpościerało się gwiazdziste nocne niebo, a oni siedzieli w milczeniu. Sofia
pocałowała go czule. Odsunęła się od niego i przechyliła na bok głowę. Rozpuszczone włosy
spływały jej na ramiona. Spojrzała na niego troskliwie.
- Tancredi, to nie była twoja wina. Pora zacząć kochać.
- Takie jest twoje życzenie? Uśmiechnęła się.
- Taka jest moja rada.
Kolację zjedli w wieży, tam gdzie morze jest najgłębsze. Sofia miała na sobie czerwoną sukienkę
od Armaniego, związane włosy, cienki sznur pereł na szyi i dopasowane do nich kolczyki. Morze
było lekko wzburzone. Porywisty, ciepły wiatr szarpał jej sukienkę i włosy. Jest piękna, pomyślał
Tancredi. Bardzo piękna. Prześliczna. Może dlatego, że to ich ostatni wieczór.
Milczeli. Słychać było jedynie stukot odkładanych na talerz sztućców, odgłos nalewanego
chablis, szelest serwetki zdejmowanej z kolan, by otrzeć usta. Co jakiś czas silna fala uderzała w
ścianę, woda docierała aż do krańca i moczyła szkło, ale nie ich. Kiedy skończyli jeść, podszedł
kucharz, by spytać, czy będą go jeszcze potrzebować.
- Nie, dziękuję.
- Smakowało państwu?
- Było pyszne, jak zawsze. Pożegnał się z nimi i po chwili zobaczyli łódki opuszczające wyspę.
Zostali sami.
- Chciałbym cię o coś prosić... - Wziął ją za rękę.
- SÅ‚ucham.
- Chodz ze mnÄ….
Ruszyli w stronę salonu. Tancredi otworzył drzwi. Sofia stanęła zaskoczona. Dostarczono go po
południu helikopterem. Na środku pokoju, skierowany w stronę przeszklonych ścian stał czarny
steinway, oświetlony padającym z góry światłem.
- Chciałbym, żebyś zagrała.
Na zewnątrz morze było coraz bardziej wzburzone, fale rozbijały się
0 dom, ale do nich nie dochodził żaden dzwięk. Sofia stała milcząca. W mroku nocy widać było
tylko rozbryzgującą się o szyby wodę. Odetchnęła przeciągle i odwróciła się do Tancrediego. Stał
spokojnie.
- Tylko jeśli sama zechcesz. Uśmiechnęła się do niego.
- Oczywiście. Zagram.
Sofia zsunęła ramiączka i sukienka opadła na ziemię. Zdjęła bieliznę
1 naga podeszła do fortepianu. Usiadła na taborecie, otworzyła pulpit, zdjęła z klawiatury
chroniący ją materiał. Przez chwilę siedziała nieruchoma i milcząca. Na zewnątrz morze nadal
szalało. Wielkie fale uderzały o szklane ściany, rozbijając się o ciszę panującą w salonie. Moment
oczekiwania. Fale sprawiały wrażenie, jakby chciały dostać się do środka, jakby też chciały
posłuchać muzyki, która zaraz się rozlegnie. Ale to nie było możliwe, więc zsuwały się w dół, z
powrotem do morza, i wtedy za mokrymi szybami pojawiał się księżyc.
Sofia usadowiła się wygodniej. Już kiedy była dziewczynką, zazdroszczono jej niezwykłej
umiejętności zagrania w kluczu basowym i wioli-nowym całego utworu, nad którym aktualnie
pracowała, i to bez konieczności patrzenia na klawiaturę. Mimo to po plecach przeszedł ją dreszcz.
Natychmiast zobaczyÅ‚a przed sobÄ… zapis Après une lecture de Dante Franciszka Liszta, jednego z
najtrudniejszych utworów fortepianowych wszech czasów. Zaczęła sześcioma oktawami,
dostojnymi, osta-306 tecznymi. Po chwili salon wypełnił deszcz nut granych z oszałamiającą pasją:
skale chromatyczne, gąszcz szesnastek, proste akordy wykonywane z niewyobrażalną szybkością,
mocne uderzenia w klawisze.
Od wzmożonego wysiłku skóra na jej pięknym ciele zaczęła lśnić. Twarz, ramiona i piersi
zroszone były potem, ale dłonie pozostały suche. Nic nie mogło ich zatrzymać. Wzrok utkwiła w
czarnej od nut partyturze, której przecież nie było, którą oczami wyobrazni widziała tylko ona.
Grała takt po takcie, z pamięci, co niejednemu równie utalentowanemu i wybitnemu pianiście
mogłoby odebrać odwagę. Jakby wielki wirtuoz Liszt usiadł nagle obok niej zdumiony potencjałem,
którego on sam, autor i oklaskiwany wykonawca tej boskiej muzyki, nie zauważył, nie wyczuł.
Dzwięki wydobywające się ze steinwaya zawładnęły salonem i Tancredi nie był w stanie myśleć
o czymkolwiek - on, panujÄ…cy zawsze nawet nad najtrudniejszymi, najbardziej niebezpiecznymi
sytuacjami. Muzyka wdzierała się w jego duszę, a postać siedząca przy fortepianie stała się kimś
innym. Już nie miał nad nią kontroli, nie była Sofią, z którą spędzał upojne noce, z którą prowadził
pasjonujące rozmowy i zaśmiewał się do łez. To, co poczuł, nie było zwykłą miłością między
dwojgiem ludzi, było miłością absolutną.
Wraz z ostatnim akordem zagranym przez Sofię Tancredi zrozumiał, że kontrola, którą, jak mu
się wydawało, sprawował nad życiem jej i innych ludzi, była iluzoryczna. Poczuł dziwną ulgę.
Spojrzał na nią w zupełnie inny sposób, z dystansem, z jasnością umysłu. Ona była Tą jedyną, przez
duże T', tylko ona i nikt inny. Wstał, podszedł do fortepianu i najzwyczajniej w świecie pogłaskał
ją po policzku. Wkrótce znowu będą tylko we dwoje, ale może już nigdy nie będą tacy sami.
- Wzruszyłem się jak nigdy dotąd.
Sofia przytuliła się do niego. Była całkiem naga, oplotła go ramionami wokół pasa, jej piersi z
nabrzmiałymi sutkami oświetlał blask księżyca, a mimo to w ich gestach nie było zmysłowości.
Zachowywali się naturalnie. Oboje byli bardzo poruszeni. Stali przez dłuższą chwilę, nic nie
mówiąc, aż w końcu odezwał się Tancredi:
- Chodzmy do basenu.
Kilka chwil pózniej byli już w wodzie. Sofia się odprężyła, pomału ulatywało z niej napięcie
spowodowane trudnym sprawdzianem, jakim
była gra na fortepianie. Podpłynęła do Tancrediego i go pocałowała. Woda była ciepła, spletli się
nogami. Natychmiast poczuła ogarniające ich podniecenie. Zaczęli kochać się łagodnie, jakby
zawieszeni w wodzie.
Kontynuowali w sypialni, milcząc. W ich oczach malowało się pożądanie, namiętność,
pragnienie siebie nawzajem. To wystarczyło za słowa.
Kiedy Sofia się obudziła, była sama. Naszykowała torebkę. Zeszła na śniadanie, chciała się z nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]