[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joe aż się zakrztusił. Czy on na takiego wygląda?
- Ma sportowe auto - rzekła Claudia.
- W takim razie dostarczymy zakupy. Pod jaki adres?
Joe odwrócił się do Claudii.
- U mnie jest mnóstwo miejsca na przechowywanie rze
czy. Może niech przywiozą je do mnie.
Przez chwilę rozważała to w duchu, ale szybko przysta
ła na propozycję. Nie miała wyjścia. Widział, jak mieszka.
U Molly jest niewiele miejsca. Dom jest ciasny, w dodatku
zagracony. Nie wspominając o licznych mieszkańcach. Wró
cił do tego tematu, gdy po zakupach przysiedli w barze na
drożdżówki.
- Jak długo zamierzasz mieszkać u Molly? - zagadnął, stara
jąc się, by to pytanie zabrzmiało lekko. Ta nowa Claudia stała
się bardzo drażliwa. Musi więc uważać, zanim coś powie.
- Jeszcze nie wiem. Pewnie póki się da.
- Ale chyba nie chcesz tam zostać, gdy dziecko już przyjdzie
na świat? - Tym razem jego głos nie był już taki obojętny.
- Dlaczego nie? - zapytała. Miała na ustach odrobinę lu-
R S
kru z drożdżówki. Nie mógł oderwać od niego oczu. Korciło
go, by spróbować, czy jest tak słodki, jak wygląda. Pohamo
wał się jednak. Przesunął tylko kciukiem po jej wardze.
- Miałaś tu trochę lukru - powiedział rzeczowym tonem.
Jednak sam wcale nie był taki spokojny. Rozpierała go jakaś
dziwna energia. Chciał pochylić się ku dziewczynie przez stół
i pocałować ją. Nie mógł tego zrobić w tym barze pełnym ludzi.
Poza tym nie powinien nawet o tym myśleć. Claudia na pewno
nie byłaby zachwycona takim zagraniem. Opamiętał się.
- Dlaczego nie? - powtórzył, wracając do jej pytania. -
Mam ci to jasno wyłożyć? Bo jest tam ciasno. Są koty. Po
wietrze jest zadymione, panuje hałas. Jeśli tobie to nie prze
szkadza, pomyśl o dziecku. To nie jest dla niego miejsce, ani
teraz, ani potem.
- No to gdzie mam mieszkać? - zapytała chłodno. - Tylko
nie mów, że z tobą.
- Dlaczego nie? Przecież to rozwiązanie, które się samo
nasuwa. Nie ma żadnego powodu, dla którego nie mogłabyś
tak zrobić. I to od razu. Chcesz zaoszczędzić na czynszu? Ja
nic od ciebie nie wezmÄ™.
- W takim razie nic z tego.
Zdusił uśmiech. Wygrał.
- Dobrze, niech ci będzie. Możesz mi płacić, skoro tak ci
na tym zależy. Ale przeprowadz się zaraz, już dzisiaj.
Zamurowało ją. Szybko nabrała powietrza.
- Niestety, nie mogę. Ani dzisiaj, ani w ogóle. To absur
dalny pomysł.
R S
ROZDZIAA PITY
Znieruchomiał. Czuł się tak, jakby wymierzyła mu poli
czek. Powinien się domyślić, że mu odmówi. Powinien wie
dzieć, że na pewno nie przystanie na jego propozycję, choćby
wszystko przemawiało za tym, by się na nią zgodziła. Przez
mgnienie łudził się, że tak będzie. %7łe teraz wszystko zacznie
się prostować.
Przez jakiś czas milczał. Nie mógł wydobyć z siebie głosu,
nie mógł znalezć odpowiednich słów. Co mu się rzadko zda
rzało. Nie potrafił pojąć, dlaczego Claudia jest taka nieustęp
liwa, dlaczego nie przemawiają do niej żadne racje.
Zmięła serwetkę, podniosła się od stolika. Nie mieściło
się jej w głowie, że Joe wyskoczył z taką ofertą. Nalegał, by
się do niego przeprowadziła! Co za beznadziejny pomysł!
W tych swoich namowach Joe jest bardzo przekonujÄ…cy,
prawdą jest też, że pewne względy rzeczywiście przemawia
ją za takim rozwiązaniem. Ale w ogólnym rozrachunku jest
ono nie do przyjęcia. Zgadza się z twierdzeniem, że miesz
kanie u Molly na dłuższą metę jest wykluczone. To nie jest
dobre miejsce ani dla przyszłej matki, ani dla dziecka. Gdy
przyjdzie pora, znajdzie sobie nowe mieszkanie i wyprowa
dzi się od niej. Prawdopodobnie nie wcześniej niż za parę
miesięcy.
R S
Jak na razie jest całkiem zadowolona z takiego ukła
du. Z Molly da się wytrzymać, a czynsz jest bardzo umiar
kowany. Uległa Joemu i zgodziła się wrócić do pracy, ale
przeniesienie się do niego to zupełnie inna sprawa. Wystar
czy wyobrazić sobie, że wstaje rano i od razu spotyka się
z nim przy śniadaniu. No, może to nie najlepszy przykład,
bo Joe nie jada śniadań w domu. Dopiero po przyjściu do
pracy wypija pierwszÄ… kawÄ™. Jednak, mieszkajÄ…c pod jed
nym dachem, stale będą na siebie wpadać. Rano, wieczo
rem, o różnych porach. Jego mieszkanie jest duże, ale nie
da się tego uniknąć.
Nie ma mowy, by na to poszła. Nie może. I nie chce. Joe
może wychodzić ze skóry, namawiać, by nie rezygnowała
z pracy, by za niego wyszła, by się do niego przeprowadziła,
ale instynkt samozachowawczy nie pozwoli jej na to. Pozo
stanie głucha na jego argumenty.
Bijąc się z myślami, szła obok Joego alejką centrum hand
lowego. Mijali eleganckie, pachnÄ…ce drogimi perfumami
sklepy, wystawy z wytwornymi ubraniami i butami, kosz
towne butiki i luksusowe cukiernie. W ogóle ich nie zauwa
żała. Dopiero wystawa z dziecinnymi ciuszkami przyciąg
nęła jej uwagę. Zatrzymała się przy niej, przycisnęła nos do
szyby. Ona też kiedyś będzie miała słodkiego dzieciaczka,
który zaczyna robić pierwsze kroki. Już niedługo. Chłopczy
ka w szortach, koszulce do rugby i sportowych bucikach. Al
bo dziewczynkę w różowym kombinezonie i ze wstążeczka
mi we włosach. Azy napłynęły je do oczu. Jak to będzie? Jak
zdoła połączyć pracę z wychowywaniem dziecka? Jaką rolę
w jego życiu będzie odgrywał Joe? Czy rzeczywiście tak mu
na tym zależy ze względu na wspomnienia z własnego dzie-
R S
ciństwa? Czy może jego zainteresowanie szybko minie, gdy
tylko ojcostwo straci blask nowości?
Stał obok niej. Tak blisko, że czuła ciepło jego ciała.
Niepotrzebnie poszła z nim na zakupy. Powinna być bar
dziej stanowcza. Widzi go teraz w innej roli. Rozluznio
nego, w sportowym stroju, zupełnie innego niż w biurze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]