[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zje\d\ali ju\ windą. A jednak wiedziała, \e Vaughan nie
powinien był tego zrobić. Czuła się, jakby tym osobliwym,
erotycznym, niemal władczym gestem naznaczył ją, jakby
pozostawił na jej ciele niewidzialny znak posiadacza.
Nie była pewna, co jest gorsze - stawianie czoła
seksualnemu napięciu, stale podskórnie obecnemu między
nimi, czy te\ bezpieczeństwo uprzejmego, niekiedy
przyjacielskiego dystansu, z jakim traktował ją od czasu
lunchu.
Jak dziennikarkę, którą przecie\ jest.
Tak było a\ do dzisiejszego wieczoru. Dziś po raz
pierwszy złamał ustalone reguły, przez co poczuła się jak
pionek, poruszany zgodnie z wolą Vaughana według tylko
jemu znanych zasad.
- Oto przedmioty przeznaczone na aukcję. - Podszedł do
nich Sam, wyraznie zachwycony obecnością Masona. - Zaś
najwspanialszym z nich są ofiarowane przez ciebie bilety na
bajeczny urlop. Mam nadzieję, \e jako licytator będziesz
bezwstydnie windował dla nas ceny.
Vaughan nawet nie raczył odpowiedzieć. Uśmiechnął się
szeroko do jakichś pozdrawiających go ludzi i podał Amelii
kieliszek szampana, lecz lekki grymas na jego twarzy dal jej
poznać, \e w gruncie rzeczy jest dość spięty. Ten grymas,
przeznaczony wyłącznie dla niej, uczynił Amelię poniekąd
jego wspólniczką. Jakby naprawdę stanowili parę...
- Jak ci idzie pisanie? - zapytał.
- Dobrze - odpowiedziała.
Istotnie, seksualna frustracja podziałała przynajmniej
cudownie na jej pracę. Dała niejako Amelii prawo, by
całkowicie skupić się na pisaniu o człowieku, z którego w
realnym \yciu zrezygnowała. Zamierzony przez nią intymny
portret Masona nabierał \ywego kształtu. Udało jej się
uchwycić błyski cierpkiego dowcipu Vaughana, łagodzącego
jego najgwałtowniejsze nawet wybuchy, ukazać w działaniu
jego \ywy, błyskotliwy umysł oraz przedstawić łagodniejszą
stronę osobowości tego bezwzględnego biznesmena, zwykle
starannie przez niego skrywaną. I zdoła chyba zainteresować
czytelników tą tajemniczą postacią bez uciekania się do
wulgarnych plotek. W tym punkcie będzie nieugięta, nawet
gdyby miała zaryzykować swą karierę zawodową. Jeśli nie
spodoba się to Paulowi, poszuka innego wydawcy.
Vaughan nie zrobił niczego złego; to nie jego wina, \e się
w nim zakochała.
- Bo\e, jak ja nienawidzę takich imprez - westchnął
pózniej, kiedy Amelia pozdrowiła ju\ więcej kobiet, ni\
mogłaby spamiętać, i wymieniła uściski dłoni z niekończącym
się szeregiem rumianolicych biznesmenów. - Mogliby sami
poprowadzić tę cholerną licytację.
Wbrew swym słowom Vaughan z uwagą przysłuchiwał się
nawet najbardziej nudnym rozmowom i śmiał się z
najokropniejszych dowcipów. Jednak\e, uświadomiła sobie
Amelia, przez cały czas pozostał sobą i ani przez chwilę nie
robił wra\enia hipokryty.
- Cel jest zacny - przypomniała mu. - Jak stale powtarza
Sam, pomyśl o tych dzieciakach.
I naprawdę uwa\am, \e powinieneś pozwolić mi to
wykorzystać.
- Nie... - zaczął, ale Amelia nie dała sobie przerwać. Po
dwóch kieliszkach koktajlu i wieczorze spędzonym w
towarzystwie tego niezwykłego człowieka gotowa była
naprawiać cały świat.
- Nawet przy najlepszej woli wszystkich gości ta aukcja
nie umo\liwi zakupienia potrzebnego sprzętu. Rozmawiałam z
Samem. Z pewnością odrobina reklamy nie zaszkodzi wam
obydwu. Sam uwa\a, \e niewielka wzmianka w gazecie
mogłaby potroić dzisiejsze wpływy.
- Niewielka wzmianka...? - zawahał się Vaughan. Jedną
dłonią ściskał jej nagie ramię, a w drugiej trzymał szklankę. -
Mo\e krótki opis niezbędnej aparatury?
- Załatwione! - odparła, notując to sobie w duchu.
Doskonałe uwieńczenie doskonałego artykułu. Wywinęła się z
jego uchwytu i rzuciła: - Nie denerwuj się tak, na miłość
boską.
- Nie denerwuję się - syknął.
Marcus ju\ rozgrzewał publiczność, przypominając o celu
aukcji, a jednocześnie zachęcając do częstowania się drinkami
- w nadziei \e kilka koktajli szerzej otworzy portfele. Vaughan
stał nieruchomo obok Amelii, napięty, z mięśniem pulsującym
na policzku niczym młot pneumatyczny. Uśmiechnęła się
szerzej.
- Uspokój się, na pewno pójdzie ci świetnie. Pamiętaj, \e
to w dobrej sprawie.
- Naprawdę myślisz, \e jestem zdenerwowany tym, \e
mam wejść na estradę? - zapytał, zwracając ku niej swe
fascynujące oczy.
Zaskoczona wzruszyła tylko ramionami.
- Amelio - rzucił gwałtownie, znów ściskając ją za ramię i
zmuszając, \eby na niego spojrzała. - Czy masz w ogóle
pojęcie, jak dziś wyglądasz? Na pewno tak. Czy to dlatego nie
nało\yłaś biustonosza?
Oszołomiona, cofnęła się o krok przed tym atakiem. Nie
miała jednak dokąd uciec. Promień reflektora odszukał ich i
przy wtórze narastających oklasków Sam zaprosił Masona na
scenę.
Lecz Vaughan się nie śpieszył. W jaskrawym świetle
reflektora jego twarz miała surowy wyraz, a oczy wpatrywały
się w jej dekolt. Pod tym spojrzeniem poczuła się niemal naga
i nieoczekiwanie ogarnęła ją fala po\ądania. Była pewna, \e
cala sala dostrzega jej podniecenie. Jeśli w ogóle kiedyś
nienawidziła Vaughana, to właśnie w tej chwili. Obrzuciła go
gniewnym, a zarazem pełnym po\ądania wzrokiem, pragnąc,
by to się jak najszybciej skończyło.
- Nie zwódz mnie, Amelio - rzekł. - Nie igraj z du\ymi
chłopcami, bo oni nie zawsze trzymają się reguł.
Nie mógł bardziej jej poni\yć i sprawić, by poczuła się jak
dziwka - jakby ubrała się tak celowo, \eby go uwieść. A co
najgorsze, musiała zdobyć się na wymuszony uśmiech, gdy
Vaughan wziął mikrofon i wszedł na estradę.
Poprowadził licytację krótkimi, urywanymi zdaniami, tak
odmiennymi od przypochlebnego tonu Sama. A jednak
uzyskał zamierzony efekt. Płonąc z oburzenia zmieszanego z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl