[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jęknęła tylko cicho, potem chyba zemdlała, bo nie rzucała się wcale.
Seta usłyszał, że za ścianą wybuchła sprzeczka. Usłyszał piskliwy
głos Konusa, potem odgłosy uderzeń i zbliżające się kroki. Szli tutaj
- był tego pewien. Rozejrzał się jak szczur w pułapce i skoczył w
małe drzwiczki prowadzące do magazynu z wózkami. Było tu
zupełnie ciemno. Ale gdy stanął obok szafy z narzędziami, mógł
wyraznie słyszeć wszystko, co było powiedziane tuż przed piecami
krematorium.
Usłyszał zbliżające się kroki, rozmowę. W słabo oświetlonym
korytarzu pojawiło się dwóch cywilów. Jednego z nich poznał po
lekko chropawym głosie. To musiał być ten sam ubek, który
przywiózł tu trupy. Teraz kłócił się z drugim, pewnie
zwierzchnikiem.
- Kurwa, Micewicz, spierdoliłeś wszystko. Nie mogłeś przeszukać
jej wcześniej?!
- Przecie i tak robota była czysta. Nikt nic nie wie, panie kapitanie.
Zebraliśmy trupy zaraz po akcji. A o tej zapomnieliśmy.
- Wmieszali się w demonstrację. Niektórzy to nie z tych
studenciaków. Pierdolone gnoje. Państwo płaci za naukę, a oni
podnoszą łapy przeciwko władzy. Mówię wam, Micewicz,
dorwiemy kiedyś prowodyrów, to będzie spokój.
Skulony pod wózkiem Seta usłyszał szelest folii. W korytarzu
zajaśniał ognik zapalonej zapałki, potem czerwonawo odznaczyła
się końcówka zapalonego papierosa. Ubecy odsunęli folię. Seta
usłyszał cichy jęk, potem stukot. Pierwszy z cywilów zagwizdał
przeciągle. Drugi odskoczył.
- No proszę, jeszcze żyjemy! - mruknął pierwszy. Ranna znów
jęknęła.
- Niech ja dorwę konowała, co stwierdził jej zgon. Ty, mała,
słyszysz nas?
Nawet Seta, skulony w niewygodnej pozycji pod wózkiem, usłyszał
zdławiony jęk. A potem suchy trzask, oznaczający chyba, że ubek
uderzał dziewczynę w policzek.
- Oprzytomnieliśmy. No proszę. I co, warto bawić się w konspirację,
laleczko?! No, bądz grzeczna!
- O Boże - jęknęła dziewczyna. - O Boże, jak boli... Czego wy
chcecie...
- Dobrze wiesz czego - znów rozległ się cyniczny głos wyższego z
cywili. - Adresu grupy w Aninie. No, do diabła, dość tego - Seta
usłyszał teraz odgłos uderzenia, głuchy jęk, a potem płacz
dziewczyny. Kurwa - pomyślał - co oni jej zrobią?
- Sławek, przeszukaj ją dobrze. Co, cholera, nic nie ma!? Jak to
nic!? - wrzasnął ubek. No proszę, mała konspiracja. To będziesz
musiała gadać.
Seta, skulony pod wózkiem, zaczął powoli pełznąć w tył. Tam, w
korytarzyku usłyszał jakąś szamotaninę. A potem... potem stłumiony
trzask. Kątem oka dostrzegł czerwonawy błysk... Czyżby wystrzału?
Zamarł. Czegoś takiego nie widział jeszcze nigdy. Szybko wpełzł do
sąsiedniego pomieszczenia. Potem prześliznął się do tego pokoju, w
którym złożono trupy... Stanął pod ścianą, drżącymi rękoma
wyciągnął paczkę klubowych.
- Ty, do ciebie mówię!
Z wrażenia wypuścił papierosa. Cywil; ten wyższy wyszedł z
korytarzyka prowadzącego do paleniska. Jego oczy błyszczały
nerwowo.
- Chodz tutaj! - wskazał drzwi.
Seta posłusznie postąpił we wskazanym kierunku. Znów był w
korytarzyku, w którym tamci przeszukiwali ranną. Teraz panował tu
spokój. Drugi ubek palił papierosa. %7łarzący się ognik oświetlał jego
pobladłą, jakby wystraszoną twarz. A dziewczyna... wzrok Sety
mimowolnie powędrował w kierunku wózka. Nie poruszała się już.
Folia była rozpięta. Seta dostrzegł włosy studentki, włosy powalane
krwią. Wcześniej tej krwi nie było... Kurwa mać - powiedział
bezgłośnie sam do siebie. Boże... Rozwalili ją. Ale za co, do diabła,
za co... Ja widziałem... Zaraz rozwalą i mnie...
- Spal zwłoki! - zakomenderował cywil. - Natychmiast!
Seta bez słowa popchnął wózek w stronę pieca. Otworzył drzwi do
drugiej sekcji. Najpierw wcisnął przycisk rozrusznika. Agregat
ruszył z cichym sykiem. Zaszumiał, zabulgotał. W korytarzyku
zrobiło się cieplej. Seta otworzył drzwiczki. Przepchnął worek z
ciałem na nosze, a potem pchnął na ruszt. I właśnie wtedy jego dłoń
musnęła kieszeń, w której spoczywał film...
Zdrętwiał, mierzony bacznymi spojrzeniami ubeków, a potem
wepchnął nosze do pieca i przełączył zawór. Gaz wpadł z sykiem do
komory, usłyszeli wściekły trzask płomieni, głuchy huk ognia i...
było po wszystkim.
- No to w porządku - mruknął wyższy. Zmierzył Setę groznym
spojrzeniem, a potem ruszył w stronę drzwi. Seta wsłuchał się w
łoskot płomieni, w poszeptywanie gazu w rurach i wolno spuścił
głowę.
Dzienna zmiana, czyli Lobo, Zocha i Marcus przyszli o czasie. Gdy
Seta i Konus wyszli z kostnicy, był świt, piąta rano; wstawał kolejny
zadymiony, zasnuty chmurami i deszczem, szary dzień Warszawy.
Wstawał w łoskocie drzwi otwieranych sklepów, w chrzęście
podkutych butów żołnierzy i milicjantów patrolujących ulicę, w
poszarzałych twarzach kobiet, wystających w kolejkach od trzeciej
w nocy, aby kupić dzieciom bułkę i butelkę kartkowego mleka.
Odbijał się w zmęczonych obliczach warszawiaków śpieszących do
roboty, tkwił w drażniącym oczy dymie z koksowników, w
warkocie motorów ciężkich skotów. Godzina policyjna przeminęła,
miasto budziło się do życia, zmęczone, skacowane, zarzygane...
Konus i Seta szli wolno do czwórki, na plac Narutowicza, a wokół
nich były same odcienie szarości. Szare budynki, szare ulice, szare
chodniki, czarny asfalt, czarne, bezlistne, poskręcane drzewa,
smutne, zmęczone i złe twarze ludzi o oczach płonących gorączką.
A ponad tym wszystkim ołowiane niebo i szary marcowy deszcz
omywający mury, ludzi, nieliczne samochody na kartkową benzynę,
ściekający strumyczkami po nierównym bruku...
Czwórka miała pętlę na placu Narutowicza. Jeszcze były w niej
miejsca. Konus i Seta padli na siedzenia, oparli się o wilgotne szyby, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl