[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przybiera ludzką postać.
Był pewien, że Matka Boga raczyła, z sobie tylko wiadomych powodów, objawić
się w postaci Jcfty. Umocnił go w tym przekonaniu cud, który zdarzył się na oczach
rzymskiego plebsu podczas powodzi w getcie. Wtedy wszyscy uwierzyli, ze widzą
świętą w osobie %7łydówki. Nic miał wątpliwości, że Duch Boży czuwa nad tą
dziewczyną. Ubóstwiał ją, była bowiem nad wyraz podobna do Najświętszej Panny
na obrazie, który nosił w sercu; dla niego obraz oblekł się ciałem, poruszał i mówił.
Ale pociągało go ku dziewczynie także nie spełnione pragnienie, napełniało żyły
Pastila rozpalonym ołowiem. Płonął od żądzy poskramianej jedynie mocą wiary.
Swoje uczucia i nie zaspokojoną tęsknotę wyraził w obrazie, który namalował skrycie
dla zakonnic z klasztoru.
Rozdział dziewiąty Obraz
Zaczął od szkicowania głowy, twarzy, notował rysunkiem każdy gest, ruch Jefty.
Pilnie obserwował każde drgnienie jej ciała. W czasie godzin spędzanych w kaplicy
mógł dokładnie przyjrzeć się dziewczęciu.
Wysoko na rusztowaniu Pastilo urządził swoją pracownię. To była jego świątynia,
gdzie codziennie, z uniesieniem niczym podczas nabożeństwa, malował portret
%7łydówki z getta, wyobrażający Madonnę. Tą pracą modlił się, wyznawał ubogą
człowieczą miłość i ograniczone, ludzkie pojmowanie Nieskończonego. Był to rów-
nież własny dar malarza składany Bogu. Nigdy nie mógł sobie wyobrazić
Najświętszej Panny, a także dziewczyny z getta, jako matki, z dzieckiem na ręku;
uważał Ją za wcielenie odwiecznego macierzyństwa. Była dlań matką już w dniu
swoich narodzin. Coraz lepiej pojmował religijne malarstwo bizantyjskie, które
przedstawiało Matkę Boską najczęściej samą, a jeśli już z dzieckiem, to zwykle
mającym twarz dorosłego mężczyzny, czasem brodatego. Ta Madonna Wschodu nie
piastowała swego Syna, lecz dziecię świata, syna człowieczego. Dlatego obraz
Pastila nie powstawał w zgodzie z przyjętymi wówczas wzorami: z Dzieciątkiem na
ręku lub jako Matki Bole- ściwej, opłakującej Ukrzyżowanego.
Pastilo zamyślił namalować Niepokalane Poczęcie. Ten sposób przedstawienia
Madonny zaczynał być wtedy popularny wśród młodych artystów.
Z obłoku dymu spowijającego glob ziemski wyłania się postać dziewczęcia. Jej
zwiewne ciało wznosi się ku niebu. Błękitny aksamitny płaszcz skrajem dotyka Ziemi:
za chwilę spadnie z ramion niewiasty jako ostatnia rzecz wiążąca ją ze światem.
Odsłania się w blasku słońca młode, niemal dziecięce, rozkwitające dopiero ciało.
Tylko przez mgnienie oka jest zupełnie nagie, wnet bowiem okrywa się kaskadą
włosów. Przez ich pasma przeziera
I gdzieniegdzie błyszcząca, perłowa skóra. Jest naga: bos- kość przecież nic zna
szal. Ale ta cielesność jest dziecięca. Tak malował Ją Michał Anioł, którego Pastilo
uwielbiał. Malował ciało skrywające namiętność cnoty, które niczego nic chce, o
niczym nic wic. Składa tylko siebie w ofierze Bogu, całą, do ostatniej kropli krwi.
Poświęca się dla Niego. Wznosi się ku Niemu jako oblubienica. Pulsują żyły.
Wzbudzona krew wzbiera pod cienką skórą. Leci do nieba ze spojrzeniem na
zawsze przykutym do Ziemi. Pochyliła głowę i spogląda w dół. Na Ziemię, z która
zespoliła się poprzez krew. Za to przypadło Jej w udziale dzwiganie brzemienia
okrulnego losu, i bólu, z którego poczęło się miłosierdzie.
Dziewczęca Madonna na obrazie Pastila postrzegała lo, co niewidzialne,
zasłonięte i ukryte, widziała los sądzony każdemu, cień podążający naszymi
śladami. Rozumiała ludzką mękę, cierpienie i bezradność; meandry naszych szarych
dni i walkę ponad ludzkie siły. I smuciło ją to. W kącikach warg wyraznie rysuje się jej
strapienie. Ileż bólu, żalu i litości potrafił malarz zmieścić w subtelnym wycięciu jej
warg. Boski smutek i ludzką żałość. Bezradność, którą Michał Anioł wpisał w grymas
ust swojej Mater Dolorosa, niclcdwic dziewczęcia jeszcze, trzymającej na rękach
swego ukrzyżowanego Syna niczym dziecko. Taką samą boleścią tchnęła twarz
żydowskiej dziewczyny z rzymskiego getta. Ale Paśli lo nic wyraził jej w sposób
równie dojrzały jak Michał Anioł. Na wargach sportrclowanej %7łydówki ból skrywał się
za zagadkowym uśmiechem, jakby znała tajemnicę naszego zbawienia, sekret dni
ostatecznych, słyszała wieczystą ciszę po owych dniach, po naszym błądzeniu bez
echa... Ona zna drogę. W niej pokój i opoka. Cel i kres ostateczny. Tego, który za nią
podąża, zabiera do przybytku niebieskiego, przenosi do wieczności, która jest przed
nami i po nas...
Zapadła noc. W kaplicy ciężko snuły się cienie, od jednej kolumny do drugiej.
Wysoko w górze siedział na swoim rusztowaniu malarz i oglądał przy świetle
grubych, woskowych świec
namalowany przez siebie obraz. I stała się rzecz dziwna. Zapomniał, że jest twórcą
tego dzieła. Nie spostrzegł nawet, że pędzle, którymi się posługiwał, są jeszcze wil-
gotne. Zdawało mu się, że to nic on stworzył obraz, ale obraz stworzył jego, malarza
Pastila. I tak już było do końca. I nikt nie wie, jak było w istocie. Zdawało mu się też,
że jakaś zjawa z nie poznanych sfer objawiła się na jego płótnie. Przyszła, aby nieść
ludziom pociechę. Z młodego, dziewczęcego ciała promieniowała szczęśliwość,
która ogarniała każdego, kto nań patrzył. Wiedział, że pocicszyciclka należy do
niego, właśnie do niego; przecież pojawiła się z jego powodu. Połączony wieczystym
związkiem, za chwilę uleci wraz z nią z tego świata w niebiańskie przestworza... W
drgającym świetle z obrazu spoglądały na malarza przenikliwe oczy znające całe
jego życie, los, wszystkie głupie słabostki. Nad nim litowały się, nad nim smuciły. I
uśmiechały się do niego, obiecując wiele, bardzo wiele, wszystko. Szczęście nie-
biańskie i szczęśliwość ziemską bez miary, bez granic.
Malarz osunął się na kolana:
 Och, szczęście niebiańskie! Ty, która w swojej nieskończonej łaskawości
umiesz obdarzyć nas bogactwem niebios! Bądz błogosławiona za to, że przyszłaś!
Pozwól mi umrzeć na Twoich piersiach. Przenieś mnie do Twojej rajskiej krainy...
Schodząc ze swego rusztowania malarz oświetlił twarz żydowskiej dziewczyny,
śpiącej obok ślepca u stóp kolumny w rogu kaplicy. Błękitny aksamitny płaszcz, zrzu-
cony przez Madonnę w niebiańskim locie, teraz okrywał jej ciało; tylko bose [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl