[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cja, że nie zostanie łatwo rozpoznany, zwiększała jego poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze krok
i w szparze drzwi ujrzał całe zgromadzone przy zielonym stoliku towarzystwo.
Aaszcz  nie sposób było się pomylić, rozpięta bonżurka ukazywała dziesiątki sądo-
wych prawomocnych wyroków wszytych zamiast podszewki.
Pochroń  serce Rewizora zabiło nierównym rytmem. Z satysfakcją ujrzał jego oblicze
podziobane przez dziką różę, widział też, że siedzi na brzeżku krzesła. Czyżby go był kopnął,
zanim chwycił wpół i cisnął przez okno...?
Horodniczy. Poznał bez trudu model aż dwóch kolejnych portretów w Muzeum Regio-
nalnym  Jesteśmy. Byliśmy. Będziemy .
Ten czwarty musiał być towarzyszem Szczuką przywiezionym tu przez szofera 
nocnego gościa w domku Kosmonautki.
Wypadało posłuchać.
 Pana kolej  zwrócił się Aaszcz do Szczuki.
 Nie jestem żaden pan. Jestem towarzysz  ze sposobu mówienia widać było starcze
zdziecinnienie. No cóż, znane są w naszym kraju trudności kadrowe...  Byłem z rąk reakcji
na łożu śmierci. Jeden pismak nawet w swej powieści zrobił ze mnie trupa...
 Ba. Każdy, kto ma maturę, zna Popiół i diament  podlizał się Pochroń.  Tak to u
nas w Polsce jest, że wszystko, co ważne, jest już w naszej literaturze odnotowane...  Ale
na razie ja sprawdzam. Niech was Bóg, towarzyszu, ma w swojej opiece.
 Opium dla ludu. Nie lubię  warknął Szczuka.
 To cytat z  Popiołu i diamentu . Strona 31. Tak się tam do was ludzie zwracają, ale
wracając do naszego stolika: Czwórka!  oznajmił Pochroń z udawaną pewnością siebie.
 W temacie czwórki tu mam coś do powiedzenia  zachichotał towarzysz Szczuka i
położył na stół cztery asy.
Aaszcz dał brawko.
 Wspaniała rozgrywka. Wspaniała.
 Uwaga, rozdaję...
Rewizor zauważył, że gospodarz podsunął bliżej siebie otwartą papierośnicę. Pochylony
nad nią rozdawał uważnie karty.
Rewizor przytulony do ściany był świadkiem następnej rozgrywki. Tym razem szybko
wycofał się z gry Horodniczy, Pochroń spasował po kolejnym przebiciu. Na zielonym placu
został Aaszcz i Szczuka.
 Karty na stół. Jak w Komisji Kontroli  wykrzyknął dostojny gość, wyrównując
przebicie gospodarza.
 Samokrytycznie przyznaję: tylko dwie pary  Aaszcz umiał się znalezć w propono-
wanej nomenklaturze...
Szczuka zgarnął ku sobie zielony wzgórek banknotów.
 I jak tu mówić, że w kraju bieda...  pokwitował radośnie swój sukces.
 Ale wiecie, towarzyszu, ludzie narzekają. Nie ma nawet serka...
Szczuka poruszył się niecierpliwie.
 Reakcja szczeka, karawan jedzie dalej. Jest jak jest, a jak jest, to znaczy, że tak ma
być...
Pochroń uśmiechnięty uzupełniał alkohol w szklaneczce dostojnego gościa.
 Pozwólcie, że sprostuję, a raczej rozwinę waszą myśl. W Popiele i diamencie po-
wiedzieliście to jeszcze piękniej: Czy doprawdy nie zdajecie sobie sprawy, że to, co się teraz
w Polsce dzieje, to jest właśnie to, na co czekaliśmy całe życie. Strona 172.
Rewizor pomyślał z przerażeniem, cóż za komputerową pamięć ma jego rywal i przeci-
wnik, a tymczasem Horodniczy ponaglał czekając na kolejne rozdanie. Było widać, że oste-
ntacyjna opieka gospodarza nad Szczuką zaczyna go drażnić. Pochroń, na którego wypadała
kolej rozdawania kart, podciągnął papierośnicę do siebie.
 Panie Horodniczy, cierpliwości. Ludzie z towarzystwa się nie niecierpliwią, a w
każdym razie potrafią czekać na swoją kolej. To rząd, bywa, że się zniecierpliwi. Chyba
dotarła do was wiadomość, że nasłano nam tu Rewizora...
Podsłuchujący cofnął się o krok i oburącz naciągnął swój daszek przeciwsłoneczny tak,
że sięgał mu już po brodę. Gromadka przy stoliku zabarwiła się na niebiesko.
 Rząd ma rządzić rządem, my sobie sami damy radę. No rozdawaj pan  niewido-
czny świadek usłyszał ponaglenie Horodniczego.
11. Redaktor Małodolec
W tej chwili za Rewizorem skrzypnęły drzwi. Obrócił się, jak uderzony w plecy nożem.
Przed nim stał nieduży człowieczek w sportowym stroju, w okularach, mimo młodego wieku
był niemal zupełnie łysy...
 Małodolec jestem  wyciągnął do niego prawicę.  Sławomir Maria Małodolec,
redaktor...  poszerzył prezentację.  Już pan wrócił... Nie mieliśmy się okazji poznać, gdy
pan przywiózł towarzysza Szczukę, byłem na spacerze...  wyraznie brał go za szofera
partyjnego hierarchy.
 Bardzo mi miło  oznajmił Rewizor odstępując od drzwi przekonany, że przybysz
zmierza na pole gry. Ale ten wrychle uspokoił jego obawy.
 Cóż, nam maluczkim zabroniono wstępu na główne salony, ale, chwała Bogu, jest
czym się pocieszyć  proszę  otworzył drzwi do bocznego pokoju. Tu na podręcznym
bufeciku stała cała bateria alkoholi. Redaktor Małodolec, widać już dobrze zadomowiony w
rezydencji Aaszcza, odgrywał rolę gospodarza.
 Koniak, whisky, z lodem, z tonikiem...?
Rewizor podejmując tak błahe decyzje zdołał powrócić do równowagi ... Za chwilę
siedział już w fotelu i grzejąc wnętrzem dłoni kieliszek koniaku słuchał tyrady dziennikarza,
który, już mocno pijany, niczego nie owijał w bawełnę. Wrychle nasz bohater wiedział o jego
statusie w imperium łapówy Eugeniusza Aaszcza. Otóż znajomość obu panów datowała się od
czasu, gdy w wyniku wniesienia do Sądu Najwyższego sprawy prywatnej Latarni Morskiej
powstało pewne  społeczne zapotrzebowanie na obsługę prasową tej kwestii . Tak się był
właśnie redaktor Małodolec wyraził.
 No i przybyłem na miejsce. Nie było trudno zorientować się w skali machlojek wo-
kół rezydencji, powiązań budowy z ubytkiem cementu z placu wielkiej inwestycji w %7łarno-
wcu. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem żartobliwą nazwę  %7łarnobyl , z miejsca chwyciłem
trop. Zgromadziłem spory materiał, sam się tutaj pojawiłem. I co pan powie! Aaszcz nawet
nie chciał czytać. Po prostu zapytał, ile ma go kosztować, żeby to się nie ukazało? Oczywiście
w twardej walucie. Widzi pan, autorytet prasy jest tak duży, że zarabiać można na niepisaniu.
Ekonomicznie rzecz bezbłędna. Skończyło się na tym, że mam ryczałt za niepisanie i oddzie-
lne honorarium za pracę  Wielki Twórca . O Aaszczu, oczywiście.
 Przez duże  Tfu  nie wytrzymał Rewizor i palnął na odlew.
Małodolec roześmiał się i uderzył go dłonią w kolano.
 Zwietny dowcip. Przez duże  Tfu  powtórzył, jakby się delektował literacką me-
taforą.  Przez duże...  Zaśmiał się cichutko.  Co za kariera! W ciągu paru lat z ledwie
piśmiennego prostaka... Czy pan wie, że on podobno ubierając się na pierwsze przyjęcie
zawiązał sobie motylek w kroku...
 A pana to nie krępuje...? Tak całkiem świadomie fałszować rzeczywistość.. ?  był
w naszym bohaterze rys szlachetnej naiwności. Może to już wpływ wypitego koniaku...
Ale redaktor Małodolec nie był człowiekiem małostkowym, który nie umie tolerować
krytyki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl