[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dokonał w precjozach. - Mam nadzieję, że jednak to jest jakieś przestępstwo...
Mąż poszedł za mną do kuchni, upierając się przy konieczności kontynuowania rozważań.
Uczynił przypuszczenie, że spodziewano się wizyty włamywacza i starano się zniechęcić go do
kradzieży najcenniejszych przedmiotów, ukrywając je w ten szczególnie wyrafinowany sposób.
Odstręczająco mógł działać także ciężar. Dałam się w końcu wciągnąć w temat, trzymając się
jednakże raczej wersji wykroczeń i obaw przed milicją, bo na samą myśl, że poszarpaliśmy na
sztuki własność uczciwych ludzi i będę teraz musiała własnoręcznie rekonstruować mordę
płaczki, robiło mi się niedobrze. Dodatkowo mąciło mi tok myślenia wspomnienie pana
Palanowskiego, którego ognista czułość nie pozwalała całkowicie wykluczyć amorów z
Basieńką. Nie sposób przecież przypuścić, że przedmiotem czułości miałby być rycerz z łbem jak
dynia...
Nazajutrz o wpół do dwunastej rozpoczęliśmy sensacyjną akcję. Zaparkowałam volvo
Basieńki przed domami towarowymi Centrum i obydwoje z mężem weszliśmy do Sawy. Miałam
na sobie jaskrawy kapelusz i jesionkę w kratę, mąż niósł bardzo wypchaną teczkę. Starannie
symulując chęć dokonywania zakupów obeszliśmy parter, udaliśmy się na piętro, po czym
weszliśmy na klatkę schodową od tyłu. Klatka schodowa była akurat kompletnie pusta. Zdarłam
z głowy kapelusz, zdarłam z siebie płaszcz, mąż wyszarpnął z teczki jasny żakiet od spódnicy,
którą miałam na sobie pod płaszczem, wepchnęłam mu w ręce torebkę od płaszcza, wydarłam
torebkę od kostiumu, przejechałam grzebieniem po włosach, przygotowanym mleczkiem
kosmetycznym zmazałam usta, brwi i kropkę z twarzy. Trwało to równo półtorej minuty.
Włożyłam ciemne okulary, zostawiłam go, upychającego w teczce kraciasty płaszcz i
zgruchmiony kapelusz i przez drugie piętro wyszłam na zewnątrz od strony Chmielnej.
Mój niezawodny przyjaciel czekał w trabancie w okropnym kłębowisku samochodów.
- Rób, co chcesz - powiedziałam, wsiadając pospiesznie. - Ale nie dopuść, żeby nas ktoś
dogonił. Zorientuj się, czy nikt za nami nie jedzie i jeśli jedzie, ucieknij mu. Nie mogę jechać na
Mokotów jawnie.
- Zadziwiasz mnie - powiedział Jerzy, ruszając z niezmąconym spokojem. - Zdawało mi
się, że mieszkasz na Mokotowie, co jest powszechnie znane. Poza tym, jeśli goniącym pojazdem
będzie milicja, od razu cię uprzedzam, że uciekać nie będę.
- Milicja mi nie przeszkadza, boję się osób prywatnych.
- Widzę, że nasza smutna, szara egzystencja na nowo nabiera barw! Co tym razem?
- Nie mam pojęcia, ale opowiem ci za dwa tygodnie. Do tego czasu powinno się
wyklarować. O rany, jedz...!!!
Jerzy zrezygnował z praworządności i przejechał skrzyżowanie przy żółtym świetle,
dzięki czemu byliśmy ostatnim samochodem na jezdni. Nikt nie jechał za nami. Uspokoiłam się.
Do pułkownika zostałam wpuszczona natychmiast, chociaż przyszłam parę minut za
wcześnie. Popatrzyliśmy na siebie z wzajemnym zainteresowaniem, nie pozbawionym obaw.
Jego niepokoiło zapewne, jakie też nowe kretyństwo zdołałam wymyślić, ja zaś zastanawiałam
się, jak długo jeszcze on ze mną cierpliwie wytrzyma. Pocieszało mnie nieco, że z facetami,
którzy mi się podobają, zawsze jest jakoś łatwiej rozmawiać, nawet jeśli są to rozmowy czysto
urzędowe.
Pułkownik podobał mi się od pierwszego wejrzenia, co było o tyle naturalne, że istotnie
był bardzo przystojny, i o tyle dziwne, że nosił brodę. Nie lubię bród, ale musiałam przyznać, że
jest mu z nią wyjątkowo do twarzy, i kto wie, czy bez brody nie wyglądałby gorzej. Do
wszelkich konwersacji z nim odnosiłam się z sympatią, żywiąc cichą nadzieję, że sympatia okaże
się zarazliwa.
- Mam zmartwienie - powiedziałam. - Przyszłam prywatnie zrobić donos na siebie.
Popełniłam przestępstwo, nie wiem, co teraz, i bardzo proszę nie zamykać mnie od razu.
- Niech pani powie, o co chodzi, słucham. Jeżeli nie o morderstwo, możliwe, że zostanie
pani na wolności.
- Pozwoli pan, że zacznę od końca. Mam wrażenie, że natrafiłam na kant, który polega na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl