[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczy załzawione. Skinieniem ręki przywołała do siebie lekarza. Podszedł niechętnie.
- Czy nas zaaresztują? - spytała tragicznym szeptem. Wzruszył ramionami.
- Nas? - mruknął cicho. - Za co?
- No, za te... jak to oni nazywają: łapówki, czy coś takiego?
Obrzucił ją złym spojrzeniem.
- Nie dawała pani żadnych łapówek. Ani pani, ani pan - zwrócił się do stojącego tuż za
nim nieszczęsnego posiadacza przydziału. - Ani ja. Nikt. Rozumiecie? Trudno, straciliśmy
pieniądze, ale to nie powód, żeby stracić wolność.
- Jezus, Maria! - profesorowa chwyciła się za głowę. Mężczyzna zawahał się.
- No dobrze - rzekł niepewnie - ale jeżeli zgłosimy się jako poszkodowani, to nam nic
nie zrobią. Takie są przepisy. Jak się ktoś sam przyzna, że dał łapówkę, to nie podlega karze.
- Skąd pan wie? - Detzlowa złapała go za rękaw i pytała gorączkowo: - na pewno pan
to wie? Jak sama powiem, to mi nic nie zrobią?
- Wiem, bo mój znajomy... bo, tego. No, wiem to od prawnika.
- Wcale - zaczął doktor Pieczyński i urwał. Z pokoju Barbary Seńko wyszedł inżynier
Grey, a za nim jeden z cywilów. - Psiakrew, co on narobił! - wykrzyknął lekarz zduszonym
szeptem widząc, że cywil zmierza w ich stronę. Ale Detzlowa już się wyrwała naprzód.
- Panie komisarzu, ta pani to straszna oszustka! - zaczęła wołać na cały korytarz. -
Pobrała od nas pieniądze i kosztowności rzekomo na przydział mieszkania, a okazuje się, że
wszystkim przydzielano jedno i to samo mieszkanie na Puławskiej. O, proszę - wyciągnęła z
torebki dokument z pieczęcią wydziału kwaterunkowego jednej z dzielnic Warszawy. - Taki
sam papierek ma pan doktor - pokazała na Pieczyńskiego, który odwzajemnił jej się
wściekłym spojrzeniem - i ten pan, i jeszcze parę osób.
Funkcjonariusz zakopiańskiej milicji, ubrany po cywilnemu, wziął z ręki profesorowej
dokument, obejrzał go uważnie i spojrzał porozumiewawczo na inżyniera Greya. Ten skinął
lekko głową.
- To pan też? - zdziwiła się Detzlowa.
Grey nie odpowiedział. Nagle wszyscy zauważyli ze zdumieniem, że z twarzy
wynalazcy zniknęła nie wiadomo kiedy okropna blizna. Nie miał on też na oczach ciemnych
okularów. Gapili się w milczeniu na tę dziwną metamorfozę, aż zniecierpliwił się i odwrócił
w stronę schodów, którymi wchodził właśnie profesor Detzlow.
- Marianku, już się przyznałam - odezwała się jego żona, bohatersko przełamując w
sobie lęk przed wyrzutami i gniewem. - Ten pan powiedział, że jak się od razu samemu
przyznać, że się dało, to uniewinnią.
- Szlag by cię trafił - mruknął Pieczyński przez zęby, ale tak cicho, że dosłyszał tylko
Grey i uśmiechnął się.
Profesor machnął ręką z rezygnacją.
- Oni i tak wiedzieli - odparł, ignorując obecność cywila. - Przecież przyszli po nią.
Grey znów się uśmiechnął. Pieczyński przyjrzał mu się podejrzliwie. Czarne oczy
inżyniera wytrzymały ten wzrok; widać w nich było wyraznie jakieś rozbawienie.
- Ależ pan doskonale widzi - powiedział nagle lekarz.
- To niesłychane - rzekł wzburzonym głosem Detzlow, nie zwracając uwagi na
zmienioną twarz inżyniera - żeby wydział kwaterunkowy w Warszawie dopuszczał się
takiego oszustwa i wystawiał kilkanaście przydziałów na jedno mieszkanie. To po prostu
skandal. Kim jest właściwie ta cała Barbara Seńko?
- Wydział kwaterunkowy, poza pewną młodzieńczą lekkomyślnością jednego ze
swych pracowników, nie miał z tym oszustwem nic wspólnego. Pieczątka jest podrobiona, jak
również i blankiety - odparł Grey. Spojrzał na cywila i spytał: - Poruczniku, zaczniemy?
- Tak - odparł tamten. - Poproszę państwa o zejście na dół, do pokoju, gdzie jest radio
i reszta towarzystwa. Prokurator czeka.
- Prokurator? - jęknęła pani Detzlow. - Marianku, co z nami będzie?!
Profesor zaciął wargi. Zaczęli schodzić na dół, przeżuwając gniew i żal za utraconym
mieszkaniem.
Dwie i pół godziny trwało drobiazgowe przesłuchanie wszystkich  naiwnych .
Zgnębieni i rozżaleni, mówili szczerze, mając cichą nadzieję, że ta szczerość przywróci im w
jakiś władzom tylko wiadomy i dostępny sposób utracone pieniądze. Może oszustkę złapią
jeszcze w Zakopanem? Może nie wydała całej gotówki? Może...
- Tak - powiedział prokurator, kończąc obliczenia na kawałku papieru. - A więc, sześć
osób spośród pensjonariuszy  Orbisu dało Barbarze Seńko łącznie dwieście osiemdziesiąt
cztery tysiące złotych, jedną złotą bransoletkę i jedną złotą papierośnicę jako zastaw na
poczet przyszłej wpłaty.
Odłożył pióro i pokiwał głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl