[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aczkolwiek przyjęła wdzięcznie jego przeprosiny,
w dalszym ciągu starała się utrzymać dystans. Dopiero
teraz zaczynała trochę się odprężać.
Im dłużej przebywał w jej towarzystwie, tym trudniej
przychodziło mu powstrzymywać się od dotykania
jej, całowania, prowokowania, by zauważyła wreszcie,
co się między nimi dzieje.
ROZDZIAA PITY
W Seattle przywitał ich rzęsisty deszcz. Nie zdziwiło
to wcale Stephanie. Tutejsze okolice toną w przepięknej,
bujnej i soczystej zieleni, która skądś musi przecież
czerpać siły witalne. Mimo to nie była zachwycona
pogodą. Czekała, aż Alex odbierze ich bagaże. Nie
całkiem zdając sobie sprawę, jak do tego doszło,
przekazała mu odpowiedzialność za techniczną stronę
podróży. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak tylko
patrzeć w szare niebo i obserwować padający deszcz.
- Możemy już iść - powiedział pojawiając się
nagle z walizkami.
Obszedł ją wokoło i udał się w kierunku postoju
taksówek. Kiedy usadowili się wreszcie wygodnie na
tylnym siedzeniu, Alex wyjrzał przez okno.
- Czy tutaj zawsze tak pada?
- Nie zawsze. Czasami tylko jest mgła i zachmu
rzenie.
- A co ze słońcem?
- Niekiedy wychodzi zza chmur. Szkoda tylko, że
zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie.
- Najwyrazniej deszcz wcale ci nie przeszkadza.
Uśmiechnęła się robiąc dobrą minę do złej gry.
- Deszcz nie jest taki zły. Najwięcej kłopotu
sprawiają mi parasolki. Nie umiem się z nimi obchodzić
i zostawiam je gdzie popadnie. I w dodatku jeszcze
nie wzięłam przeciwdeszczowego płaszcza. - Spojrzała
SZALONY MAJ
75
na kostium, który miała na sobie. - Muszę chyba
zaakceptować fakt, że będę tu cały czas chodziła
zmoknięta.
- Kiedy stąd wyjeżdżamy?
- Jutro wieczorem. Masz jeszcze małą mowę do
wygłoszenia dzisiaj wieczorem, program w telewizji
jutro rano i rozdawanie autografów w południe. .
- Kto wymyślił ten plan?
- Ja. Dlaczego pytasz?
- Czy nie przyszło ci do głowy, że moglibyśmy
mieć chwilę odpoczynku albo trochę wolnego czasu
na obejrzenie okolicy?
Spojrzała na niego surowo.
- Przez myśl mi to nie przeszło. Wydawca dał mi
wyraznie do zrozumienia, że twój czas jest na wagę
złota. Nie myślałam, że będziesz chciał marnować go
na wycieczki krajoznawcze.
Zmierzył ją wzrokiem, wyraznie rozbawiony.
- Czasami wystarczyłby posiłek w miłej atmosferze
z dala od tego zgiełku.
- To prawda. Weekend wypada nam w San
Francisco. Nie mamy nic zaplanowanego na niedzielne
popołudnie ani wieczór.
- Zwietnie. Czy pójdziesz ze mną w niedzielę na
kolację do słynnej Rybackiej Przystani"?
Spojrzała na niego zdziwiona. Jego głos brzmiał
tak poważnie.
- Jeśli masz ochotę - odpowiedziała. - Myślę
jednak, że należy ci się jakiś czas z dala ode mnie.
Praktycznie wszystko robimy razem od czasu wyjazdu
z Filadelfii.
- Czy ja wiem? Jestem w stanie wyobrazić sobie
jeszcze kilka rzeczy, których nie robiliśmy razem.
SZALONY MAJ
76
Jego spojrzenie było najniewinniejsze pod słońcem.
Bała się ryzykować, jednak ciekawość wzięła górę.
- Co masz na myśli?
Przez moment patrzył przez okno. Następnie zwrócił
siÄ™ z powrotem w jej stronÄ™.
- Nie mieliśmy okazji pójść razem do kina ani do
filharmonii, ani nawet na mecz baseballowy. Mógłbym
wymieniać dalej, ale chyba rozumiesz już, o co mi
chodzi.
- Masz rację. Miałabym ogromne trudności
z upchnięciem tego w naszym planie podróży.
- Niezależnie od wszystkiego, chciałbym mieć kiedyś
możliwość pójścia z tobą we wszystkie te miejsca, aby
cię lepiej poznać. Nie sądzę, żebym odkrywał jakieś
rewelacje mówiąc, że bardzo mi się podobasz.
Nie była w stanie wytrzymać dłużej jego prze
szywającego spojrzenia. Odwróciła głowę w stronę
okna.
- Zrozum, ja nie mogÄ™... To znaczy ty nie powinie
neś... Z tego powodu... - Zamilkła, widząc, że zaplątała
siÄ™ bez sensu.
- O co chodzi, Stephanie?
Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Myślę, że powinieneś wiedzieć, że planowałam
wyjść za mąż tego lata.
Alex poczuł się, jakby dostał gigantyczną pięścią
w żołądek. Popatrzył na jej zaciśnięte palce.
- Nie nosisz przecież pierścionka zaręczynowego
- powiedział cicho. - Obawiam się, że nie zdawałem
sobie sprawy z twojej sytuacji.
- Zwróciłam go dwa tygodnie temu.
Jego serce z miejsca zaczęło bić żywiej i z trudem
powstrzymał się od uśmiechu. Wiedział, że nie powinien
SZALONY MAJ 77
okazywać radości w takiej chwili. Musiało to być dla
niej niełatwe przeżycie.
- Rozumiem - mruknÄ…Å‚ wymijajÄ…co.
- Byliśmy razem przez cztery lata. Przedtem nie
miałam czasu na życie osobiste. - Spojrzała na niego
pięknymi, niebieskimi oczyma. - Chciałam przez to
powiedzieć, że nie mam wiele doświadczenia z męż
czyznami, szczególnie takimi jak ty.
Poczuł, jak sztywnieje pod wpływem jej słów.
- To znaczy z jakimi?
- Zwiatowymi, doświadczonymi. Jestem pewna, że
kobiety, które znasz, są nieporównanie bardziej
wyrafinowane ode mnie, pewne siebie i świadome,
czego siÄ™ po nich spodziewasz.
- Niczego siÄ™ po tobie nie spodziewam, czego byÅ› nie
chciała sama mi dać. Byłbym zaszczycony, gdybyś
zaofiarowała mi swoją przyjazń. O niczym innym nie marzę.
Jego ciepłe słowa i miękki głos odurzyły ją. Resztę
drogi przebyli w milczeniu.
Alex zapłacił taksówkarzowi i podał walizki por
tierowi, kiedy Stephanie podeszła do recepcji. Po
krótkiej chwili byli już zameldowani.
- Ile mamy czasu? - zapytał patrząc jej przez
ramię. - Może poszlibyśmy na spacer?
- W taki deszcz?
- Znajdziemy jakiś parasol. Daj się namówić. Przyda
nam się odrobina świeżego powietrza.
Pomysł wydawał się niezły. Alex był rozluzniony,
jakby słowa wypowiedziane w taksówce przyniosły
mu ulgÄ™.
Stephanie popatrzyła na swój kostium.
- Jeżeli mamy wyjść w taki deszcz, wolałabym
przebrać się w coś bardziej odpowiedniego.
78 SZALONY MAJ
- Chodzmy więc na górę. - Wziął ją pod rękę.
Oczywiście pokoje były znowu połączone. Tę małą
niedogodność łagodziło jednak luksusowe wyposażenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]