[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oszalałeś?! - Marla wczepiła paznokcie w jego ramiona. -
Odniosłam sukces! Kupią ją, wydrukują. Saskia twierdzi...
- Dajże wreszcie spokój z tą Saskią - przerwał gwałtownie. - Jej
opinia mnie nie interesuje.
Zapadła cisza. Marla zmierzyła brata podejrzliwym spojrzeniem.
Urażona, wściekła, oddychała coraz szybciej.
- Ejże, jakim cudem odebrałeś przeznaczoną dla niej
wiadomość? Obiecała dochować tajemnicy. Dam głowę, że
dotrzymała słowa. - Nagle doznała olśnienia. Popatrzyła na brata
rozszerzonymi ze zdumienia oczami, - Chyba że mieszkaliście w jed-
nym pokoju... Spałeś z nią, prawda?
Aleks wypuścił bagaże z rąk. Ruszył szybkim
krokiem w kierunku swej sypialni. Maria w ślad za nim.
- Spałeś z nią, to oczywiste - powtórzyła. - Widziałam, jak
pożerałeś ją wzrokiem. Uwiodłeś ją. Tylko co jej potem zrobiłeś, że
wolała zostać w Londynie, niż do nas wrócić?
Aleks znieruchomiał w pół kroku. Dociekliwość siostry
doprowadzała go do pasji.
- Spytaj raczej, co ona zrobiła! Udawała zainteresowanie moją
działalnością tylko po to, by obrzucić cię błotem! Zabroniłem jej
111
R S
zbliżać się do ciebie. Obiecywała, przysięgała, zdobyła moje zaufanie,
a potem je zawiodła.
- Ty nigdy nikomu nie ufałeś! Saskia naprawdę przybyła do nas,
żeby pisać o tobie.
- To dlaczego sprzedaje twoje wspomnienia?
- Bo ją o to prosiłam.
Marla przedstawiła ze szczegółami przebieg spotkania nad
jeziorem. Nie wątpił w prawdziwość jej relacji, bo choć miała różne
grzeszki na sumieniu, nigdy go nie okłamała. Mimo że potwierdziła
zeznania Saskii w najdrobniejszych szczegółach, nie przekonała go.
- Tak czy inaczej nie dopuszczę do druku - oświadczył twardo.
- A jeśli się sprzeciwię?
- Nie posłucham cię, dla twojego dobra.
- Skąd wiesz, co dla mnie dobre? Czy kiedykolwiek spytałeś
mnie o zainteresowania czy marzenia? Zważywszy na to, jak
potraktowałeś Saskię, sądzę, że nie wiesz nawet, co dobre dla ciebie
samego. Jakim prawem osądzasz innych, kiedy nie potrafisz
obiektywnie ocenić sam siebie?
Aleks westchnął ciężko, nerwowo przeczesał czuprynę palcami.
Był zmęczony, głodny, miał po dziurki w nosie nieustannych utarczek
z kłótliwymi kobietami o zbyt bujnej wyobrazni. Zarówno jedna, jak i
druga zasłużyła jego zdaniem na parę słów gorzkiej prawdy.
- Posłuchaj, chcę tylko twojego szczęścia. Robienie z siebie
pośmiewiska nie przyniesie ci nic dobrego.
112
R S
- Jakim prawem wróżysz mi kompromitację, skoro nie znasz
treści? - zaprotestowała Marla gwałtownie.
- Ponieważ każda publikacja na twój temat wywoływała całą
lawinę kłopotów.
- Owszem, kiedy inni o mnie pisali. Najwyższa pora, żeby
czytelnicy poznali mój punkt widzenia. Ale ty oczywiście nie
wierzysz, że cokolwiek umiem, chociażby opisać własne życie. Saskia
pierwsza odkryła moje zdolności. Zapytaj, co sądzi o książce.
- Wykluczone! Tobie również radzę zakończyć tę znajomość, dla
własnego dobra.
- Dziwne, że mimo odrazy zaciągnąłeś ją do łóżka!
- Nic nie rozumiesz - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Nie
zdajesz sobie sprawy, z kim masz do czynienia.
- Z mądrą kobietą, dziennikarką poważnego pisma. To, że jest
córką Victora Prentice'a, to nie powód, żeby odsądzać ją od czci i
wiary - wyrecytowała Marla jednym tchem.
Treść ostatniego zdania z powodu zmęczenia dotarła do Aleksa z
pewnym opóznieniem, niemniej jednak wprawiła go w osłupienie.
- Wiedziałaś?
- Nie od początku, ale nietrudno skojarzyć nazwisko.
- Nie pojmuję, jak to możliwe, że koszmarne wspomnienia nie
przeszkodziły ci w nawiązaniu przyjazni.
- Jakie tam koszmarne! Miałeś zaledwie dwanaście lat, nie
znałeś życia. Tata niepotrzebnie wtajemniczył cię w sprawy
dorosłych.
113
R S
- Jakich dorosłych?! Byłaś jeszcze dzieckiem. Ja też, ale nie
potrzebował mi nic mówić. Wystarczyły szepty po kątach, widok
wylanych łez, żeby wiedzieć, że zaszło coś złego. A kiedy poznałem
prawdę, miałem ochotę udusić gwałciciela gołymi rękami.
Poprzysiągłem mu zemstę.
- Nie obrażaj Victora. Nie zniewolił mnie. Poszłam z nim do
łóżka z własnej, nieprzymuszonej woli.
- Niemożliwe! - wykrzyknął Aleks. Wycelował oskarżycielsko
palec w pierś siostry. - Nigdy nie uwierzę, że pociągał cię gość, który
mógłby być twoim ojcem.
- Ale to prawda. - Wzruszyła ramionami. - Fascynował mnie
jako mężczyzna. Reprezentował w moich oczach siłę, witalność i
władzę. Pragnęłam go. I równocześnie mu współczułam. Wcześnie
owdowiał, został sam z małym dzieckiem. Był taki zagubiony...
- To jeszcze nie powód, by ulec staremu uwodzicielowi.
- Nie on mnie uwiódł, ale ja jego.
- Co takiego?!
- Wybrałam go na swojego pierwszego partnera. Wymarzyłam
sobie, że to on wprowadzi mnie w dorosłość, ale sumienie nie
pozwalało mu nawiązać romansu z nastolatką. Nieprędko
przełamałam jego opory. Prawdę mówiąc, narzucałam mu się. Nie
zrobił mi krzywdy. Wręcz przeciwnie, spełnił moje marzenie. Nie
zasłużył na twoją nienawiść. Dziś to stary, schorowany człowiek.
Wymaga stałej opieki. Dlatego Saskia tak zawzięcie walczyła o
114
R S
awans, żeby zarobić na leczenie. Sądzę, że ci o tym mówiła. Pewnie
nie słuchałeś, bo zależało ci tylko na tym, żeby ją wykorzystać.
- Theos! - jęknął Aleks. Zatoczył się, jakby nagle zasłabł.
- Coś ty zrobił? - naciskała Marla. - Odmówiłeś jej pomocy?
Aleks nie był w stanie odpowiedzieć. Pokiwał tylko głową.
Patrzył w twarz siostry, ale widział naznaczoną cierpieniem twarz
Saskii, gdy oskarżał jej ojca o popełnienie najohydniejszego z prze-
stępstw.
- Na Boga! - wykrzyknęła Marla. - Chyba nie rzuciłeś jej w
twarz tych ohydnych oszczerstw?
Aleks nie zaprzeczył. Nie mógł sobie wybaczyć, że wykorzystał
Saskię, znieważył, a potem rzucił na pożarcie wilkom. I jeszcze
uważał, że wymierza jej sprawiedliwość. A przecież kilka minut
wcześniej zapragnął zatrzymać ją przy sobie na zawsze, otoczyć
miłością i opieką. Lecz wystarczyło parę zdań, odsłuchanych z
automatycznej sekretarki, by podważyć świeżo odzyskane zaufanie do
najuczciwszej, najszlachetniejszej osoby, jaką znał.
Aleks stał z rękami w kieszeniach w swoim gabinecie. Patrzył
niewidzącym wzrokiem przez wielkie okna w cedrowych ramach.
Znał ten widok na pamięć, każdą ścieżkę, drzewo, każdy kamień,
każdy szczyt na drugim brzegu. Lecz tego dnia wszystko wyglądało
inaczej. Poranek wstał chłodny. Woda w jeziorze była tak przejrzysta,
że rozróżniał poszczególne otoczaki na przybrzeżnej płyciznie.
115
R S
Nie przespał minionej nocy. Udręczony bezsennością, przyszedł
do gabinetu, by nadrobić zaległości w pracy. Ale nie mógł
skoncentrować uwagi na dokumentach. W ciągu tych kilku godzin
odtwarzał wciąż na nowo całe dorosłe życie jak taśmę filmową.
Widział wszystkie swoje błędy tak wyraznie jak kontury sosen
otaczających ogród. Popełnił ich wiele, całe mnóstwo, a wszystkie
niewybaczalne, fatalne w skutkach. Przez całe lata chronił siostrę,
otaczał ją kokonem. Nie rozumiał, czemu wykorzystuje każdą
sposobność, by go wywieść w pole. W gruncie rzeczy nic dziwnego.
Nie ufał jej, traktował jak głupiutkie dziecko, nie pozwolił odnalezć
własnej drogi. Jej kolejne pomyłki utwierdzały go w przekonaniu, że
Marla nie potrafi sama o siebie zadbać. Nawet nie przeniknęło mu
przez głowę, że potrzebuje czasu i swobody, by nauczyć się żyć. Cud,
że nadal nazywała go bratem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]