[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mimo reakcji własnego ciała Cassidy spojrzała mu prosto w oczy i spytała:
- Doprawdy?
- Owszem i doskonale o tym wiesz. - Will nachylił się i zniżywszy głos, ciągnął: -
Więc jeśli nie masz ochoty na seks na tylnym siedzeniu tej limuzyny, to proponuję, żebyś
się odrobinę pohamowała.
Nagle do Cassidy dotarło, w czym rzecz.
- Zły jesteś - stwierdziła.
- Przestań.
- Jesteś - upierała się. - Powiesz mi, dlaczego?
- Znasz mnie na tyle dobrze, żeby samej zgadnąć.
- Już nie. - Spojrzała mu prosto najpierw w jedno oko, potem w drugie. - Co ja ta-
kiego właściwie zrobiłam?
- Nie chodzi o to, co ty zrobiłaś, Cass - zaczął Will i pokręcił głową - ale o to, co
Angie pozwoliła swoim ludziom z tobą zrobić.
Jej pewność siebie legła w gruzach. Jednak miło było ją poczuć, chociaż trwało to
tak krótko. Cassidy odwróciła się od Willa i wybąkała:
- Rozumiem.
Kiedy wyciągnął rękę, by ująć ją pod brodę i obrócić jej twarz ku sobie, zrobiła
unik i spojrzała na niego z ukosa.
- Nie rozumiesz - odparł. Urażona duma wzięła w niej górę.
- W takim razie mi wytłumacz - szepnęła.
Will sprawiał wrażenie, jak gdyby miał zaraz eksplodować z wściekłości. Nachylił
się do przodu, nacisnął przycisk mikrofonu, za pomocą którego porozumiewał się z kie-
rowcą, i polecił mu:
- Proszę się zatrzymać.
- Słucham?
R
L
T
- Proszę się zatrzymać - powtórzył Will.
Limuzyna podjechała do krawężnika, a wtedy Will szarpnął za klamkę i wyskoczył
z samochodu. Cassidy nie miała wyboru. Ostrożnie, by nie zniszczyć drogiej sukni, prze-
sunęła się po obitym skórą siedzeniu i wysiadła za nim.
Will nerwowo chodził tam i z powrotem po chodniku. Kiedy ją zobaczył, rzucił jej
gniewne spojrzenie i przeczesał palcami włosy.
- Wsiadaj z powrotem. Daj mi minutę.
- Nie - zaprotestowała i skrzyżowała ręce na piersiach. Zmobilizowała całą siłę wo-
li, by się nie trząść ze zdenerwowania. - Porozmawiajmy.
- Nie - teraz on zaprotestował. - Za moment ochłonę i pojedziemy, bo inaczej się
spóznimy.
- Ty możesz sobie jechać do kina, jeśli chcesz, ja wracam do domu - oświadczyła i
dumnie uniosła głowę. Słowa dom w odniesieniu do jego willi użyła całkiem nieumyśl-
nie. - Nie mam zamiaru narażać się na śmieszność, skoro jestem nieodpowiednio ubrana.
Było to absurdalne twierdzenie i Cassidy doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Jeśli Angelique Warden i jej doradcy nie wiedzieli, co z nią robią, to kto miał wiedzieć?
- To nie ma nic wspólnego z twoim strojem!
- Więc z czym? - Cassidy podeszła odrobinę bliżej. - Nie potrafię tak dobrze czytać
w twoich myślach jak ty w moich. Musisz mnie oświecić.
- Nie zrozumiesz! - wybuchnął. - Za krótko tu jesteś.
- To chociaż spróbuj!
Will teatralnym gestem opuścił ręce, stanął przed Cassidy, długo się jej przyglądał,
a potem syknął:
- Wyglądasz niewiarygodnie pięknie, Cass. Wiesz o tym. A nawet jeśli nie wiesz,
to przypomnij sobie, jaką sensację wywołałaś w hotelu. Nie jesteś głupia.
Był to najbardziej dwuznaczny komplement, jaki w życiu słyszała.
- A więc skoro nie chodzi o mój wygląd, to o co?
- Nie potrzebujesz żadnych pasemek ani drogocennych klejnotów - zawołał ze zło-
ścią. - Nie rozumiesz tego?
- To znaczy czego?
R
L
T
Will westchnął zdesperowany i znowu zaczął chodzić tam i z powrotem.
- Najwyrazniej nie rozumiesz - odezwał się już odrobinę spokojniejszym tonem. -
Bo właściwie dlaczego miałabyś rozumieć? - spytał retorycznie. - W tym mieście są mi-
liony ludzi, którzy również tego nie pojmują.
Cassidy odczekała, aż Will zrobił trzy nawroty, lecz dłużej nie wytrzymała. Chwy-
ciła go za łokieć.
- Czego nie pojmuję? - zapytała. - Mówisz bez sensu.
Will pokręcił głową i machnął ręką.
- Nieważne.
Kiedy chciał oswobodzić rękę z jej uścisku, odwróciła dłoń i splotła palce z jego
palcami.
- Nieprawda. Ważne. Powiedz, o co chodzi - poprosiła.
W odpowiedzi usłyszała coś, czego się absolutnie nie spodziewała.
- Jesteś piękna bez żadnych zabiegów. Zawsze byłaś piękna.
- Co?
- Hollywood nie ma pojęcia, co to piękno. Piękno nie potrzebuje pasemek ani biżu-
terii. Ludzie, którzy pomogli ci przejść tę metamorfozę, usiłowali wtłoczyć cię do szu-
fladki, w której nigdy się nie zmieścisz. - Cassidy szarpnęła rękę, lecz on mocniej ją
przytrzymał. - Jesteś tak wyjątkowa jak ten brylant na twojej szyi. Był czas, kiedy o tym
wiedziałaś. Jeśli usiłowałaś sobie o tym przypomnieć przy pomocy tych ludzi, to wybra-
łaś złą metodę.
Cassidy aż dech zaparło z wrażenia. Odwróciła wzrok i zmobilizowała całą siłę
woli, by zapanować nad emocjami. Zamrugała, przełknęła ślinę, odchrząknęła i zwilżyła
wargi. Jeszcze raz szarpnęła rękę i ku jej zdziwieniu Will ją puścił.
Wtedy spojrzała na niego i rzekła:
- Masz rację, ale tylko częściowo. Nie pozwoliłam im zmienić siebie, żeby paso-
wać do stereotypu. Zrobiłam to dla siebie. - Dolna warga zaczęła jej drgać z emocji.
Przygryzła ją, wzruszyła lekko ramionami i ciągnęła: - To było potrzebne mnie samej.
Bo w ciągu tych lat zapomniałam, kim jestem i jaka zawsze chciałam być. Ale kiedy nie-
całą godzinę temu spojrzałam w lustro...
R
L
T
Ze wzruszenia głos jej się załamał.
- Mów dalej, proszę.
Cassidy zerknęła na Willa. Uderzyła ją czułość w jego tonie. Wciągnęła haust po-
wietrza w płuca i wyznała:
- Byłam dumna z tego, co zobaczyłam. Kobieta w lustrze wyglądała na osobę, któ-
ra osiągnie wszystko, co tylko zechce. Wiem, że uważasz, że to głupie...
- Wcale tak nie uważam - przerwał jej. - Smutno mi, że tego jeszcze nie wiesz. -
Poczekał, aż spojrzała na niego i spytał: - To przeze mnie?
- Nie - zaprzeczyła. Uśmiechnęła się słabo, łzy napłynęły jej do oczu. - Ja sama do
tego dopuściłam. I dlatego tylko ja mogę się z tego wyleczyć.
- I to cię wyleczyło?
- Między innymi. Wiele czynników się na to składa. Pisanie, akceptacja scenariu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl