[ Pobierz całość w formacie PDF ]

\arty, czy zachowuje śmiertelną powagę.
- Dlaczego bez przerwy mam wra\enie, \e pan wcale
nie słyszy tego, co mówię?
Michael uśmiechnął się leciutko.
- Chce pani wziąć prysznic przed śniadaniem?
- O, widzę, \e marzy się panu śniadanie w kawiarni, \eby wszyscy
wytykali pana palcem i opowiadali, \e widzieli pana wczoraj w
telewizji.
- Czy biednemu Mickey te\ to robią?
Naturalnie, chodziło mu o Myszkę Mickey.
- Przepraszam - powiedział po chwili, choć wcale nie zamierzał za
nic przeprosić. - Pomyliły mi się kreskówki. Ale pani Donald te\
pokazuje się bez przerwy w telewizji, prawda? Czy ludzie gapią się na
niego i pokazują go
palcami?
- Jeśli nawet tak, to nie dlatego, \e jest przestępcą. - Ze złością
stwierdziła, \e znowu pozwoliła mu zmienić temat. - A teraz
proszę mnie dobrze posłuchać. Nasza znajomość dobiegła końca.
Nie mam zamiaru spędzić ani minuty dłu\ej na wychodzeniu przez
okna, ła\eniu po rynnach ani słuchaniu, \e pan jest aniołem. Jest
pan najbardziej nie anielską osobą, jaką w \yciu spotkałam. Zaraz
wstanę z łó\ka, ubiorę się i wrócę do domu. Bez pana. Rozumiemy
się?
- Doskonale - odparł beztrosko. - I cieszę się, \e to ustaliliśmy,
bo zdaje się, \e na parking właśnie zajechał ktoś z waszej
federalnej mafii.
Najpierw nie zrozumiała, o czym mowa. Federalna mafia? Wszystko
jednak potoczyło się w błyskawicznym tempie. Michael chwycił z
krzesła swoje ubranie i zniknął za drzwiami. Wkrótce rozległo się
pukanie i jakiś mę\czyzna za\ądał otwarcia drzwi. Emily kazała mu
poczekać, bo wcią\ le\ała w łó\ku, ubrana tylko w bieliznę, ale
przybysze nie zamierzali czekać.
Wtargnęli do pokoju z takim łomotem, jakby mieli pewność, \e
drzwi są zamknięte. Było ich trzech. Zerknęli na Emily i zaczęli
przeszukiwać pokój.
- Chwileczkę - zaprotestowała. - Czy mają panowie nakaz
rewizji?
- Nie, szanowna pani - odparł jeden z nich, potem błysnął jej
przed oczami odznaką policyjną i natychmiast schował ją do
kieszeni. - Jesteśmy tu, \eby zapewnić pani ochronę. Dostaliśmy
informację, \e porwano panią jako zakładniczkę i jest pani tu
przetrzymywana wbrew
swojej woli.
Emily podciągnęła kołdrę pod samą szyję.
- Gdyby rzeczywiście tak było, to po zjawieniu się panów w taki
sposób na pewno ju\ bym nie \yła, prawda? - Zmierzyła policjanta
lodowatym spojrzeniem. Ale szczerze mówiąc, trzęsła się ze strachu i
tylko udawała zucha. Ona i FBI? - Aapy precz ode mnie! - krzyknęła
piskliwie, gdy jeden z mę\czyzn obmacał kołdrę na całej długości jej
ciała, \eby sprawdzić, czy w łó\ku ktoś się nie ukrywa. Głęboko
zaczerpnęła tchu i spojrzała na mę\czyznę, który pierwszy wpadł do
pokoju. - Czy mógłby mi pan łaskawie wyjaśnić, o co chodzi?
Mę\czyzna pokazał jej zdjęcie Michaela, to samo, które było w
telewizji.
- Czy kiedykolwiek widziała pani tego człowieka? Emily nie miała
pojęcia, jakie informacje dostało FBI, zdecydowała więc, \e nale\y jak
najmniej mijać się zapewne powtórzył ze szczegółami wszystko, co od
niej usłyszał.
- Tak, widziałam go wczoraj w miasteczku, w którym byłam.
- Czy spędziła z nim pani dzień?
- Zmieszne pytanie. Dlaczego miałabym spędzać dzień z obcym
mę\czyzną?
Trzej policjanci stanęli nad nią z wyczekującymi minami.
- A niech wam będzie, spędziłam. Potrąciłam go samochodem w
piątek wieczorem, potem zawiozłam go do lekarza, a następnego
dnia rzeczywiście przez pewien czas byliśmy razem. Wydawał mi się
zupełnie nieszkodliwy, a czułam się wobec niego nie w porządku, bo
omal go nie zabiłam.
- Co się stało wczoraj wieczorem?
- Zobaczyłam jego zdjęcie w telewizji, potem zadzwoniłam do mojego
narzeczonego, Donalda Stewarta. - Potoczyła wzrokiem po mę\czyznach,
\eby sprawdzić, czy to nazwisko coś im mówi, ale \adnemu z nich nie
drgnął ani jeden mięsień twarzy. - Donald kazał mi zgłosić sprawę
policji i wyjechać.
- Czy poszła pani na policję?
Czy\by miała uwierzyć, \e tego nie sprawdzili? Spuściła głowę i
spróbowała się zarumienić.
- Eee, nie. Zaraz po rozmowie z Donaldem usłyszałam pukanie do
drzwi. Przestraszyłam się i uciekłam przez okno. - Wyciągnęła rękę,
\eby pokazać im
du\e zadrapanie. - Pod pensjonatem rośnie kolczasty krzak. Nawet
zostawiłam w pensjonacie torbę, bo nie mogłam jej zrzucić z piętra.
Wiem, \e zachowałam
się głupio, ale po tym, co powiedział mi Donald, za bardzo się bałam,
\eby myśleć o czymkolwiek oprócz ucieczki.
Urwała dla nabrania tchu. Nie była pewna, czy policjanci jej uwierzą.
- Pani relacja potwierdza to, co ju\ wiemy, panno Todd - odezwał się
pierwszy z nich, który jako jedyny dowiódł, \e umie mówić. - Taki
człowiek jak Michael
Chamberlain na pewno ju\ od dawna nie \yje, ale gdyby próbował się z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl