[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W tym przypadku jednak nic nie mógł zrobić. Musiał zaakceptować, co
życie podało mu do stołu.
Czyżby?
Doznał olśnienia. Zerknął na zegarek. Ze względu na różnicę czasu jego
prawnik powinien być teraz w kancelarii. Poderwał się na nogi i pośpieszył do
swego pokoju.
- Beth? - Tasha zerknęła przez szparę w otwartych drzwiach.
- Jestem sama. - Beth skrzywiła się wobec brutalnej prawdziwości tego
stwierdzenia.
Tasha weszła do jej biura, przyciskając do piersi dużą, szarą kopertę.
- Pierre wyjechał?
- Tak.
- Wróci?
Beth potrząsnęła głową.
- 115 -
S
R
- To dlatego tak okropnie wyglądasz...
Skinęła głową. Siedziała tu wczoraj kilka godzin. Nie pracując, po prostu
gapiąc się w przestrzeń. Wiedziała, że powinna wrócić do domu, ale się nie
poruszyła. Nie mogłaby wejść do domu, w którym były jeszcze ślady obecności
Pierre'a - zapach eleganckiej wody po goleniu, kawy, którą zaparzył, dodatkowy
ręcznik w łazience... Nie była gotowa się z tym zmierzyć. Jeszcze nie.
Kiedy w końcu wróciła na noc do domu, nie mogła zasnąć. Przez długi
czas przewracała się na łóżku, a potem leżała skulona, z suchymi oczami,
sparaliżowana bólem.
Ale dziś był nowy dzień. Zostawiła żale i łzy za sobą. Nie chciała
rozdrapywać świeżych ran, dzieląc się nimi z Tashą. Jej przyszłością była
winnica. Tak długo, jak ją ma, będzie jej życiem. Nic więcej się nie liczyło.
Na twarzy Tashy malowały się współczucie i sympatia.
- Kochanie, może potrzebujesz ramienia, by się wypłakać?
- Wypłakałam już wszystkie łzy. Nie sądzę, bym potrafiła wycisnąć
choćby jedną, nawet dla ciebie.
Tasha usiadła naprzeciwko przyjaciółki.
- Przynajmniej o tym pomówmy. Jak się czujesz?
- Zwietnie. Zniosę wszystko. - Przerzuciła plik papierów.
- Więc znów każesz mi się zamknąć?
- Nie, Tash. To nie tak Po prostu jedynym antidotum na mój ból jest
praca. Poświęcę się jej, by spełnić marzenie ojca.
- Jeśli zmienisz zdanie, będę czekać. Ktoś wsunął pod moje drzwi tę
kopertę. - Stuknęła w nią błyszczącym, czerwonym paznokciem. - Jest tu
dopisek Pierre'a, bym ci ją wręczyła. - Zastanawiam się, dlaczego sam ci jej nie
dał.
- To musi być raport. - Beth wyciągnęła rękę po kopertę. Rozcięła ją i
wyjęła kilka zszytych kartek. I list przewodni od Pierre'a. Przejrzała pierwszą
- 116 -
S
R
stronę. Wszystko było tak jak oczekiwała. - Dzięki, Tash. - Odłożyła raport. -
Spotkamy się w porze lunchu, dobrze?
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Pewna - odparła Beth z bladym uśmiechem.
Gdy Tasha wyszła, ciężko westchnęła, położyła raport przed sobą, oparła
łokcie o biurko i zaczęła czytać.
To nie był pozytywny raport, ale wręcz pean na jej cześć. Pierre nie mógł
zrobić więcej dla wzmocnienia jej pozycji w firmie. Gdyby teraz została
wyrzucona, to na pewno nie z powodu braku zaufania do jej kompetencji.
Wbrew wcześniejszym zapewnieniom samotna łza stoczyła się po jej
policzku. Mógł napisać negatywny raport, po którym straciłaby pracę. Wtedy
mogłaby pojechać do Francji, by żyć tam z nim i jego synem.
Doznała dziwnego uczucia; odsunęła raport i patrzyła na swoje trzęsące
się ręce. Potem wsunęła je we włosy, by coś z nimi zrobić. Pierre był zbyt
prawym człowiekiem, by tak postąpić.
Chwyciła za telefon, ale zaraz zrezygnowała. Głupi pomysł. Nawet
jeszcze nie był we Francji. Odłożyła słuchawkę. Miała rację, gdy powiedziała,
że całkowite zerwanie będzie najlepszym rozwiązaniem. Ale było to bardzo
trudne.
Wstała i podeszła do okna. Tylko ten widok po udrękach, które przeszła,
mógł ją uspokoić. Już niedługo zielone winorośle zamienią się w brązowe
kikuty zdrewniałych pniaków. Podczas winobrania życie nabierze
gorączkowego pędu. Nie będzie miała czasu na myślenie o ukochanym
mężczyznie. W każdym razie miała taką nadzieję.
Od niepamiętnych czasów przy winobraniu pracowała cała społeczność.
Uratuje tę wspólnotę. I wygra. Jakież to; krzepiące. Zostanie wynagrodzona,
widząc swoich przyjaciół i sąsiadów świętujących kolejne udane zbiory.
Jeśli...
- 117 -
S
R
Zamknęła oczy i napięła mięśnie. Nie było sensu wyobrażać sobie, że
doświadczy tej radości z Pierre'em. To się nie zdarzy. Już nigdy go nie zobaczy.
Powoli otworzyła oczy i patrzyła przez okno. Biała taksówka zbliżała się
do winiarni. Pewnie turyści na degustację wina. Tasha się nimi zajmie.
Przeniosła wzrok na wzgórza i pozwoliła oczom błądzić bez celu.
Słysząc skrzyp zawiasów w drzwiach frontowych, szybko zamrugała, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl