[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pasuje pan do typowych kategorii.
- Dlatego jestem prześladowany.
- Niech pan nie próbuje udawać paranoika. - Aryjczyk uśmiechnął się.
Hiram odpowiedział uśmiechem. To szaleństwo. Lewisie Carrollu, gdzie jesteś, kiedy naprawdę cię
potrzebuję?
- Jeśli jest pan psychiatrą, to powinienem swobodnie z panem rozmawiać.
- Jeśli tylko pan chce.
- Nie chcę.
- A dlaczego?
- Dlatego, że jest pan tak cholernie doskonałym Aryjczykiem. Aryjczyk pochylił się z
zaciekawieniem.
- Czy to panu przeszkadza?
- Mam ochotę się wyrzygać.
- Dlaczego?
Zaciekawiony wzrok był zbyt czujny, zbyt zachwycony. Hiram nie mógł się oprzeć.
- Nic pan nie wie o moich przeżyciach z czasów wojny, nie mylą się, prawda?
- Jakiej wojny? Nie mieliśmy ostatnio żadnej...
- Byłem jeszcze bardzo mały. W Niemczech. Wie pan, moi rodzice nie są moimi prawdziwymi
rodzicami. Pracowali w Niemczech w ambasadzie amerykańskiej. W Berlinie, w tysiąc dziewięćset
trzydziestym ósmym, zanim wybuchła wojna. Moi prawdziwi rodzice też tam byli: niemieccy %7łydzi
albo na wpół %7łydzi. Prawdziwy ojciec, dajmy temu spokój, nie potrzebuje pan pełnej genealogii.
Powiedzmy tyle, że miałem dopiero jedenaście dni, gdy zdążyli mnie zarejestrować i mój żydowski
ojciec zabrał mnie do swojego przyjaciela, pana Clowarda z ambasady amerykańskiej, którego żona
niedawno poroniła. Wez moje dziecko", powiedział ojciec. Dlaczego?", spytał Cloward.
Ponieważ mamy z żoną doskonały, całkowicie pewny plan zamordowania Hitlera. Tyle że w żaden
sposób nie zdołamy tego przeżyć". I tak Cloward, mój adoptowany ojciec, wziął mnie na
wychowanie. A następnego dnia przeczytał w gazecie, że moi rodzice zginęli w wypadku" na ulicy.
Zbadał tę sprawę i odkrył, że całkiem przypadkiem, kiedy wprowadzali w życie swój doskonały
plan, jakieś brunatne koszule zauważyły ich na ulicy. Ktoś krzyknął, że to %7łydzi. Młodzi nudzili się i
dlatego zaatakowali. Naturalnie nie mieli pojęcia, że ratują życie Hitlerowi. Ci nordyccy nadludzie
zaczęli bić moją matkę i zmusili ojca, by patrzył, jak rozbierają ją i gwałcą, a potem rozpruwają
brzuch. Na ojcu potem eksperymentowano najnowszy model zgniatacza jąder. W końcu z bólu odgryzł
sobie język i wykrwawił się na śmierć. Nie lubię nordyckich typów.
Hiram usiadł. Oczy miał pełne łez i żalu. Uświadomił sobie, że rzeczywiście potrafi płakać - nie za
wiele, ale dawało to nadzieję, i
- Panie Cloward - powiedział Aryjczyk. - Urodził się pan w Missouri w tysiąc dziewięćset
pięćdziesiątym pierwszym roku. Pańscy zarejestrowani rodzice są naturalnymi rodzicami.
Hiram uśmiechnął się.
- Ale to była wściekle freudowska fantazja, prawda? Zgwałcona matka, wykastrowany ojciec,
pozbawiony dziedzictwa i tak dalej...
Aryjczyk uśmiechnął się.
- Powinien pan być pisarzem, panie Cloward.
- Wolę czytać. Proszę, pozwólcie mi czytać.
- Nie mogę zabronić panu czytania.
- Wyłączcie Sarę Wynn. Wyłączcie te posiadłości, skąd młode dziewczyny uciekają przed grozbą
małżeństwa z mężczyzną, który okazuje się przyjazny i kochający. Wyłączcie reklamówki
samochodów i prezerwatyw.
- I zostawić pana samego, żeby zatopił się pan w kataleptycznych fantazjach pośród przytłaczających,
posępnych rosyjskich powieści?
Hiram pokręcił głową. Czyżbym żebrał?, zastanowił się. Tak,
zdecydował.
- Błagam. Moje rosyjskie powieści nie są przytłaczające ani posępne. Są zachwycające,
pobudzające, wspaniałe.
- To jeden z objawów pańskiej choroby, panie Cloward. Pragnie pan być przytłoczony.
- Za każdym razem, kiedy czytam Dostojewskiego, czuję się
spełniony.
- Po dwadzieścia razy przeczytał pan wszystkie teksty Dostojewskiego. I dziesięć razy wszystko
Tołstoja.
- Za każdym razem, kiedy czytam Dostojewskiego, to jest pierwszy raz!
- Nie możemy zostawić pana samego.
- Zabiję się! - krzyknął Hiram. - Nie potrafię tak dłużej żyć!
- Więc niech się pan z kimś zaprzyjazni - odparł z prostotą Aryjczyk.
Hiram dyszał ciężko, próbując zapanować nad wściekłością. To się nie zdarzyło. Nie jestem zły.
Odsuń to, schowaj, opanuj się, uśmiechnij. Uśmiechnij się do Aryjczyka.
- Jest pan moim przyjacielem, tak? - spytał Hiram.
- Jeśli mi pan pozwoli - odparł Aryjczyk.
- Pozwolę panu - powiedział Hiram. Po czym wstał i wyszedł z gabinetu.
W drodze do domu minął kościół. Często go widywał. Co prawda religia nie bardzo go interesowała
- jak na jego gust, została zbyt dokładnie przeanalizowana w powieściach. To co żyło jeszcze po
Twainie, zwiędło po Dostojewskim i zginęło po Pasternaku. Ale matka Hirama była szczerą
prezbiterianką. Dlatego zajrzał do kościoła.
W przedniej części budynku znajdował się olbrzymi ekran telewizyjny. Z ekranu przemawiał
charyzmatyczny młody człowiek. Głos wiał przyciszony i tylko ci przed ekranem mogli go słyszeć. Ci
z tyłu chyba medytowali. Cloward ukląkł w ławce, aby także pomedytować.
Nie potrafił jednak oderwać spojrzenia od ekranu. Młody człowiek odsunął się, a jego miejsce zajął
starszy, intonując coś o Chrystusie. Hiram słyszał tylko słowo Chrystus", żadnych innych.
Zciany ozdabiały krzyże, kolejne rzędy krzyży. Kościół był protestancki, więc na żadnym nie wisiała
krwawiąca postać Chrystusa, jednak wyobraznia Hirama uzupełniła ten brak. Jezus z dłońmi i
stopami przybitymi do krzyża i z szyją na przecięciu ramion.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]