[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy Jackie zagłębiła siew szczegóły natury medycznej, myśli Lori
powędrowały ku sypialni, w której spał sobie smacznie... jej mąż.
Godzinę pózniej, kiedy Lori i Jackie popijały kawę, do kuchni wszedł
zaspany Haze.
- Czy dostanę trochę kawy, Lauro, kochanie? - spytał przymilnym
głosem, posyłając Lori znaczące spojrzenie, na wypadek, gdyby
zapomniała, że Jackie wciąż uważa ich za parę.
- Zrób sobie, wiesz przecież, gdzie wszystko leży, kochanie - odparła ze
słodziutkim uśmiechem.
Rzecz jasna nie wiedział, więc ze złośliwą przyjemnością przyglądała
się jego dyskretnym próbom odkrycia szafki z filiżankami. Jackie, która
niczego nie zauważyła, opuściła ich pod pretekstem sprawdzenia, co
porabia jej córeczka.
- Filiżanki na lewo, kawa na prawo - poinformowała Lori, gdy
szwagierka wyszła. - Nie zamierzam dłużej ciągnąć tej farsy, więc lepiej
powiedz swej rodzinie całą prawdę.
- Nie sądzisz, że to nie najlepszy moment na takie rewelacje? - odparł
sucho. - Poczekajmy, aż Roberta przeniosą z intensywnej terapii.
Przygotowawszy sobie kawę, usiadł przy stole naprzeciw Lori i zaczął
się rozglądać po staroświeckiej kuchni.
- Albo masz kopalnię złote w piwnicy, albo będę musiał zmienić zdanie
co do ciebie - oznajmił po chwili milczenia
- Czyżbyś spodziewał się ogromnej posiadłości, pełnej piaskowca i
marmuru? - spytała z przekąsem.
- Coś w tym stylu - przyznał, uśmiechając się wstydliwie.
- Wyszedłem z założenia, że twoja matka chrzestna musiała być majętną
kobietą.
- Tąte'owie, owszem, zawsze byli bogaci, ale Woody to przyjaciółka
mojej mamy. Nie była biedna ani też szczególnie majętna.
- Powiedz mi w takim razie, czemu taka ambitna i niezależna kobieta jak
ty zdecydowała się wbrew swym zasadom wyjść za mąż, aby odzyskać
taki skromny dom?
- Może istotnie w piwnicy znajduje się kopalnia złota - zakpiła.
- Dlaczego? - nalegał, patrząc na nią ciepło.
- Może to dla mnie coś nowego, może znudziły mi się już marmury i
szkło, więc potrzebowałam czegoś zgrzebnego?
Haze zamrugał oczyma, ale nie dał się zbić z tropu.
- Dlaczego? - powtórzył cierpliwie.
- Ponieważ to było jedyne miejsce, w którym czułam się jak w domu -
wyjaśniła, pełna podziwu dla jego zdecydowania. - Po śmierci mamy
Woody była moją powiernicą, mentorką, moją... - Jej głos niebezpiecznie
zadrżał. - Moją drugą matką. Podtrzymywała mnie na duchu, kiedy
wątpiłam, że jestem w stanie osiągnąć to, co zdobył mój brat. Gdyby nie
ona, prawdopodobnie nie byłabym tym, kim jestem teraz. Dlatego...
- Dlatego co? - zachęcił ją.
On naprawdę jest zainteresowany tym, co mam do powiedzenia,
stwierdziła zaskoczona. A co ciekawsze, ja naprawdę chcę mu o tym
opowiedzieć.
- Dlatego nie mogę zrozumieć, czemu postawiła taki warunek w
testamencie - ciągnęła. - Przecież sama nigdy nie wyszła za mąż.
Zajmowała się projektowaniem ogrodów, miała swoją własną firmę...
- Mogłaś przecież jakoś obejść ten warunek.
- O nie, to było życzenie Woody, a nie powinno się kwestionować
życzeń kogoś, kto już nie żyje. To by się równało zdradzie. Chciałabym po
prostu zrozumieć, czemu to zrobiła.
- Nie zostawiła ci żadnego wyjaśnienia?
- Nie. - Lori pokręciła przecząco głową. - Przeszukałam wszystkie
szuflady, przejrzałam papiery, na próżno.
- Może Woody sądziła, że małżeństwo dobrze ci zrobi - podsunął z
żartobliwym uśmiechem na ustach.
- Mówisz, jakbym była zgorzkniałą starą panną - żachnęła się Lori. -
Skoro już wiesz, że mam mały dom, nie powinieneś się dziwić, że nie
mam cię gdzie przenocować. Nie sądzę, żeby stanowiło to jakiś problem
dla ciebie, eksperta w dziedzinie sztuki przetrwania.
- Mam ze sobą śpiwór, więc mogę się położyć byle gdzie - zgodził się. -
Na przykład na podłodze w twojej sypialni.
- Wybij to sobie z głowy - odparła stanowczo.
Jeszcze tego brakowało. Przecież nie zmrużyłaby oka, gdyby spał w tym
samym pokoju, zwłaszcza że z podłogi na łóżko jest tak niedaleko.
Podobnie zresztą, jak z łóżka na podłogę...
- Możesz się położyć na sofie w salonie - zaproponowała wielkodusznie.
- %7łeby Jackie pomyślała, że nasze małżeństwo przechodzi kryzys?
Zanim byś się zorientowała, już byłaby tu moja mama z misją
pojednawczą. Uwierz mi, nie spodobałoby ci się to.
- Ależ, Haze, to jest żałosne. Obydwoje wypełniliśmy nasze
zobowiązania, wiec równie dobrze możemy już wziąć rozwód.
- Bądz rozsądna - westchnął ciężko. - Przecież nie mogę zaskoczyć ich
wiadomością o rozwodzie, podczas gdy oni są ciągle przekonani, że
jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Chciałabym, żebyś wreszcie podszedł to tej sprawy poważnie.
- Obiecuję, że porozmawiam z nimi, gdy Robert poczuje się lepiej -
zapewnił. - Oczywiście, jeśli chcesz, możesz teraz porozmawiać z Jackie.
Na pewno się wyprowadzi do hotelu wraz ze swymi porannymi
mdłościami i obolałą Amandą.
- Nie byłabym tego taka pewna - odparta spokojnie. - Jestem pewna, że
Jackie uważa mnie za przyjaciółkę.
- Raczej za członka rodziny - poprawił ją Haże. - Będzie się czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl