[ Pobierz całość w formacie PDF ]
używali podczas pobytów w Jaracobie. Matt nalegał na poród w miejskim szpitalu, jed-
nak Rachel wolała urodzić w domu, bo tu miała przy sobie Jacoba i Dianę. Opiekujący
się nią doktor nie sprzeciwiał się temu.
- Krzepki dzieciak - stwierdził z podziwem, gdy Matt wziął na ręce wrzeszczącego
i wierzgającego synka.
Rachel, która wymogła naturalny poród, rzuciła lekarzowi znużony, lecz triumfal-
ny uśmiech.
- Tak jak ojciec - odparła cicho, a mąż posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie. -
Jest piękny, prawda? - powiedziała, gdy podał jej chłopczyka.
R
L
T
- Podobny do matki - przyznał Matthew. Przysiadł na brzegu łóżka, pochylił się i
ucałował jej zarumienioną twarz. - Czy już ci mówiłem, że cię kocham?
- Nie w ciągu ostatnich dwóch godzin - wymamrotała, gdy ją objął. - Może na-
zwiemy go Jacob, po twoim ojcu?
- Jake - Matt wypróbował na głos zdrobnienie. - Tak, Jake Brody. Podoba mi się.
Jacob Brody nie potrafił ukryć wzruszenia, gdy się dowiedział, że dali synkowi je-
go imię. On i Diana zostali wspaniałymi dziadkami, a na chrzcie chłopca zjawili się także
Sara i Ralph.
- Sądzisz, że ci dwoje znowu się zejdą? - zapytał Matthew żonę, gdy po zakończe-
niu ceremonii spacerowali po plaży w Mango Cove.
- W każdym razie sprawili, że my się pobraliśmy - odrzekła Rachel. - A to najważ-
niejsze, prawda?
Matt w pełni się z nią zgodził.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]