[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Murzynkę w sukni balowej i kapeluszu. Murzynka wyglądała jak nie odbita klisza
fotograficzna, suknię miała białą, a ramiona i piersi czarne. I białe wydawały
się jej oczy przymknięte, z których w półcieniu błyskały tylko białka. Ruchy ich
obojga w tańcu były jak u wszystkich w tym zbiegowisku bezecne i trywialne. Obok
nich wyginały się w objęciach Murzynów białe kobiety, stare i wstrętne, w
brudnych jedwabiach i pokrzywionych trzewikach. Tak, nie było tam wesoło, było
smutno i obrzydliwie. I wtedy już pomyślał to o Czerlonie, że nie zabawy tu
szuka ani rozpusty, tylko poniżenia.
- Powiedz, więc tam to przyszło - tam, między tymi ludzmi, w tej pracy? Wtedy
się zdecydowałeś?
Czerlon siedział patrząc przed siebie - tak jak ułożyła mu się najwygodniej
oparta o ścianę głowa.
- %7łyłem w brudzie i nędzy jak oni - ale na próżno usiłowałem być między nimi
kimś swoim. Bo wszystko staje między człowiekiem i człowiekiem, nie tylko jego
nędza i małość, nie tylko grzech i zło. Oni wiedzieli od razu, że jestem obcy,
który ich potrzebuje, który czeka odpowiedzi czy rozgrzeszenia. Znienawidzili
mnie, odgrażali się, że mnie zabiją... Bo widzisz, była tam taka dziewczyna...
Urwał, rozejrzał się i zapytał:
- Będą te papierosy?
Właśnie Ewcia wnosiła dużą tacę z czarną kawą i winem. Karol skwapliwie podawał
Czerlonowi ogień. Czerlon zaciągnął się głęboko. Wziął w rękę butelkę, popatrzył
z uśmiechem na etykietę.
- Dawnom tego nie pił - powiedział z uznaniem. I Karol aż zajaśniał cały od tych
słów.
- Słuchaj - mówił Czerlon i pijąc, raz po raz odsuwał od siebie kieliszek na
długość ręki, by pod światło w ciemnej czerwieni wina odnajdywać rubinowe
przebłyski. - Słuchaj, było w tym wiele mojej winy, to prawda. Miotałem się w
sprzecznościach, brnąłem w od-szczepieństwo i grzech. Ale w grzechu, w męce i
niepokoju szukałem człowieka. I zrozumiałem, że człowieka nie może znalezć
człowiek, nie ma drogi do człowieka, tylko przez Boga. Tam, na tym dnie,
zrozumiałem, że tylko w Bogu jest zespolenie.
Karol słuchał z uwagą, starając się zrozumieć, przetłumaczyć to na swój język.
- Powiedz, dlaczego właściwie chcieli cię zabić? Nie poruszając się Czerlon
przetoczył ku niemu spojrzenie swych czarnych, niesamowicie świecących się
oczów.
- Odgrażali się tylko - odrzekł powoli. - Zresztą nie o to chodzi. Widzisz, w
tej samej sieni, gdzie ja, mieszkał palacz z elektrowni, stary, wysuszony chłop
z żoną chorą i dziećmi. Mieli u siebie swoją niby siostrzenicę, taką dziewczynę,
która zastępowała im służącą, spała w komórce za kuchnią, chodziła w szmatach,
miała brudne nogi w drewnianych sabotach, nie wzdragała się przed żadną robotą.
I wiesz, kiedy kochała, to jakby od tego stawała się wyniosła i niedo-sięgła,
stawała się królewska i okrutna. W tej nędzarce było coś, co kazało ją
uwielbiać. Od miłości robiła się piękna - tą pięknością, która
201
onieśmiela i zasmuca. Była po kolei kochanką ich wszystkich, począwszy od tego
starego - zdaje się - ale nikt z nich nie widział jej taką jak ja. Rozumiesz? I
tego naturalnie nie mogli znieść. Doszło do tego, że musiałem zabierać się
stamtąd - od nich i od niej... Chodził tam za mną jeden taki...
To stawało się zrozumiałe nawet dla Karola, było ludzkie. Nieśmiało przerwał.
- Adolfie, tyś tam nie człowieka szukał... Ty tylko chciałeś siebie przemóc,
zawsze to w tobie widziałem. Chciałeś złamać w sobie siłę swoją, której nie
możesz sprostać, bo nie masz nad nią władzy.
Czerlon niedbałym poruszeniem ręki odsunął sprzed siebie w powietrzu jego słowa.
- Nie czyny nasze mówią, czym jesteśmy. Nie można człowieka sądzić z czynów.
Ważnym jest niepokój towarzyszący uczynkom naszym. I cierpienie. I strach...
W niedużym pokoju robiło się szaro od dymu. Czerlon pił wino, w każdym kieliszku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]