[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciała. Max stanął i pociągnął na siebie Lucy, upadając na wznak. Poczuła pod
palcami mokre ziarenka piasku, jej twarz znalazła się tuż nad jego twarzą.
Zaczynała mu schodzić skóra z nosa, białe drobinki ostro kontrastowały z
różowymi plamkami pod spodem. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle w
opalonej twarzy, której wyraz stał się nagle nadspodziewanie poważny.
 Kocham cię  powiedział.
Ułożyła się wygodniej na jego ciele, podpierając się na łokciach, żeby mu nie
ciążyć.
 Wyjdziesz za mnie?  spytał.
Lucy sturlała się na piasek, wybuchając śmiechem.
 Nie bądz śmieszny!
Nie patrząc na nią, zgarnął garść piasku i przesypał między palcami.
 Nie mówię  teraz   powiedział ze złością, wyciągając sterczący z ziemi
patyk.  Po studiach.
Lucy przestała się śmiać i przyjrzała mu się uważnie. Chyba żartuje?
Przyrzekać sobie coś takiego w ich wieku? Dziwny pomysł.
 Nie możemy jeszcze robić takich planów  powiedziała, przewracając się na
plecy. Oczywiście, że Max żartuje, musiał żartować, ale czy naprawdę to
powiedział? Coś podobnego!  Kto wie, co będzie? Ja jadę do Manchesteru, ty do
Bristolu... wszystko może się zdarzyć.
Taką właśnie ją lubił, zniechęciłby się do niej prędzej, niż myśli, gdyby się go
kurczowo trzymała. On i jego koledzy nazywali takie dziewczyny pijawkami.
Spojrzała na niego z ukosa i pociągnęła pojednawczo za rękaw. Wyszarpnął się.
Zirytowana wstała i odeszła. Po paru krokach zatrzymała się, pewna, że Max zaraz
złapie ją w pasie od tyłu. Ale nie podbiegł. Odwróciła się i zobaczyła, że on nadal
leży nieruchomo na piasku, jak wyrzucony przez morze kawał drewna. Wróciła do
niego.
 Przestań się obrażać  powiedziała, stając nad jego zapiaszczoną, leżącą
twarzą ku ziemi postacią.
Odsunął się od niej.
 Nie obrażam się  mruknął głosem stłumionym przez warstwę wełnianego
swetra.  Mam wrażenie, że wcale mnie nie kochasz  dodał z urazą.
 Jak możesz tak mówić! Pozwoliłam ci... uprawialiśmy...
 Wiem!  Max walnął dłonią w piasek.  Ale skąd mogę wiedzieć, że jak
wyjedziesz na studia, to nie będziesz tam spać z innymi chłopakami? Kto wie, co
się tam będzie działo?
Lucy popatrzyła na niego ze złością. Nie znała go od tej strony. I niezbyt jej się
podobało to nowe oblicze.
 Posłuchaj  powiedziała spokojnie.  Nie mam zamiaru chodzić z nikim
innym. Możesz do mnie przyjeżdżać, kiedy tylko zechcesz. Przecież się nie
rozstajemy, prawda? Dlaczego mielibyśmy spać z kimś innym?
 Ja ręczę za siebie, ale skąd mogę wiedzieć, co ty zrobisz?
 A skąd ja mogę wiedzieć, co ty zrobisz?  zauważyła Lucy całkiem rozsądnie.
 To nie w porządku!  wybuchnął.
 Och, przestań być taki cholernie dziecinny  zirytowała się.  Co byś
właściwie chciał usłyszeć?
 Chciałbym usłyszeć, że nie będziesz chodzić z nikim innym.
 Dobrze  zgodziła się Lucy, powtarzając jak mantrę:  Nie będę chodzić z
nikim innym. I zakładam, że ty też nie.
 Och, zamknij się  warknął Max.  Przestań tak wszystko warunkować.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
 Wydaje mi się, że mówisz trochę bez sensu  zauważyła.
Ale nie chcąc na koniec psuć kłótnią takich wspaniałych wakacji, uśmiechnęła
się i pochyliła, żeby go objąć. Max odsunął się, skoczył na nogi jak oparzony i
odszedł. Patrzyła za nim, niewiele rozumiejąc. Czy można przewidzieć, co strzeli
mężczyznie do głowy? W pierwszej chwili chciała za nim pobiec, ale się
rozmyśliła. Niech go wszyscy diabli. Usiadła na piasku, czując, jak wilgoć przenika
przez spodnie, i schowała twarz w jego golfie. Pachniał wodą kolońską i
papierosami. Zamknęła oczy.
Po kilku minutach niechętnie wstała.
Z ciężkich, obrzmiałych chmur spadł teraz nagły deszcz, siekąc ją w twarz
ostrymi strugami. W jednej chwili przemokła do nitki, ze zlepionych w strąki,
pociemniałych włosów ciekły strużki wody, wsiąkając w sweter Maksa.
Poszła wolno plażą, ciągnąc nogi po mokrym piasku. Położyła rękę na
zielonym kadłubie jednej z łódek, wyciągniętych na brzeg i niepotrzebnych już po
skończonym sezonie. Plaża była pusta, domy na skarpie wyglądały na opuszczone i
zamknięte na głucho.
Weszła z piasku na usiany obślizgłymi glonami pas kamieni, za którym pięły
się w górę, do domu Maksa, sfatygowane drewniane schodki, wydeptane przez lata
dziesiątkami sandałów i klapek.
Usiadła na najniższym stopniu i wystawiła twarz na ostre podmuchy wiatru.
 Lucy...!  dobiegło ją zduszone, ledwo słyszalne nawoływanie Annabelle.
 Już idę!  krzyknęła i z ociąganiem zostawiła plażę, wchodząc na górę.
 Jak ty wyglądasz!  załamała ręce Annabelle. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl