[ Pobierz całość w formacie PDF ]

neutralnie.
 Z Maxem?
 Tak.
Wiedziałam, że rodzice chcą spytać, czy na pewno wszystko dobrze. A może powinni zadzwonić do
doktora Glassona? I czy wiem, że jeśli będę potrzebowała, mogę z nimi porozmawiać. Oczywiście nic z
tego nie powiedzieli na głos, ale usiłowali przeniknąć moje myśli. Ich oczy się we mnie wbijały.
Uśmiechnęłam się.
Zadziałało.
Wyluzowali. Mama dała mi do spróbowania trochę kremu. Maślany, boski. Zaufała mojemu milczeniu.
Dość dramatów na jeden wieczór.
Szorowałam zęby przez minutę, a potem ruszyłam do tylnych drzwi.
 Jakoś niedługo zrobimy rodzinny seans filmowy!  zawołał za mną tata.
 Pewnie  zgodziłam się jak zawsze.
 Zaproś Maxa.
Znów się uśmiechnęłam.
 Jasne.
 Skarbie&
 Wiem, mamo, ja też cię kocham.
 Nie wracaj za wcześnie  zasugerował tata.
Eksperymenty Społeczne zaczynały mi przynosić korzyści.
Przeprosiłam Maxa, że to trwało tak długo.
 Przerwałam moim rodzicom uprawianie seksu.
 Naprawdę?!
 Nie, ale coś planują.
 Moi też tacy byli.
 Byli?  Pomyślałam, że przecież pojechali na drugi koniec świata, żeby znów było dobrze.
 Czasem jest lepiej. Czasem nie.
Nie mieściło mi się w głowie, że mogliby się rozstać, ale i tak spytałam:
 Myślisz, że coś mogłoby się stać?
 Nie. Ale inaczej znoszą żałobę. Tata musi działać. Mama chce siedzieć i płakać.
 A ty?
 Chcę go wspominać.
 Ja też. Czasem wciąż z nim rozmawiam.  Pomyślałam, że jeśli ktokolwiek to zrozumie, to właśnie
Max.
 Ja też.  Objął mnie.  Mówiłem ci, że czasem mnie budził w środku nocy?
 Nie.
Ale mnie też budził. Ciche pukanie w okno. I głos:  Sadie May& 
 Chodziliśmy na spacer do budki z goframi. On jadł naleśniki i puszczał piosenki z szafy grającej. Tak
się nauczyliśmy tych wszystkich starych numerów.
 Nigdy o tym nie słyszałam.
 To było takie nasze.
 A na moje urodziny jezdziliśmy rowerami na falochron.
 Wiem.
 Możemy go razem wspominać zawsze, jak tylko będziesz miał ochotę.
Pocałował mnie we włosy i podziękował.
Usiedliśmy na molo, zwiesiliśmy nogi i słuchaliśmy, jak atramentowa woda obija się o słupy pod
nami. W powietrzu czuć było sól, a światło księżyca kładło się na powierzchni. Zwykle, gdy tu
siedziałam, czułam się potężna. W końcu stanowiłam część czegoś, co zajmowało dwie trzecie
powierzchni planety.
Ale dzisiaj to wyglądało inaczej. Byłam pyłkiem we wszechświecie.
Kiedy tak siedziałam obok Maxa, dotarło do mnie, że nie chcę się kurczyć i ograniczać otaczającego
mnie świata, żeby lepiej się do niego dopasować. Chciałam się rozwijać. Tak naprawdę nad tym przez
cały rok pracowaliśmy z Fletcherem. Tyle że strasznie powoli mi szło.
 Gwiezdna cisza?  spytał Max.
 Chętnie.
To Trent wymyślił gwiezdną ciszę. Czasem, jak się spotykaliśmy, nawijaliśmy jak farbowane na rudo
babki w salonie piękności. Nagle krzyczał:  gwiezdna cisza .
Oznaczało to, że się zamykamy i wsłuchujemy w naturę. Trent całymi dniami działał, więc bardzo się
przywiązał do tych nocnych medytacji. Zawsze, jak wypływaliśmy łodzią jego rodziców, kładliśmy się na
plecach niesłyszalni jak cienie i szukaliśmy w nocnym niebie poezji.
Wydawało mi się, że ją znalazłam. Gdybym tylko miała siłę przy niej wytrwać.
Równocześnie położyliśmy się na drewnianych deskach. Były pozadzierane, nierówne, ze sterczącymi
gwozdziami, ale jednocześnie tak wygodne i przytulne, że chętnie bym się znów zdrzemnęła. Złożyłam
ręce na brzuchu i Max zrobił to samo.
 Ta mi się podoba.  Wskazał gdzieś ponad Wielki Wóz.
 Kasjopeja?
 No.
Wszystko jedno, jaki gwiazdozbiór wybrałam. Nie dało się wskazać konkretnej gwiazdy, tak jak
określonego płatka śniegu. Nie wiem, czy patrzył na to, co pokazywałam, ale nieważne, każdy wybór był
równie dobry.
 Kasjopeja była królową  przypomniałam.
Oderwał wzrok od nieba.
 Jak ty!
 Hm, nie do końca, Romeo, gdyż znana była z chełpienia się swą niedoścignioną urodą.
Roześmiał się.
 No właśnie.  Wrócił do patrzenia w niebo.  Tylko powinnaś się trochę więcej chełpić.
 Litości!  Nie zamierzałam brzmieć tak potępiająco, ale stało się, zanim zdążyłam zapanować nad
głosem.
 Wcale nie żartuję!
 W ogóle nie wiem, jakim cudem udaje ci się na mnie patrzeć, odkąd tak wyglądam, nie mówiąc już o
mieszaniu do tego piękna.
Otworzył usta.
 Jak wyglądasz? Sadie, dla mnie wyglądasz tak jak zawsze!
 Jasne, nie licząc tego.  Wskazałam na Idaho i Bezimienną.
 Nie to widzę.
 Ciekawe, bo wszyscy inni tak.
Parsknął.
 Boże, chętnie bym przykopał w jaja Grayowi Garrisonowi.  Usiadł i pociągnął mnie za sobą do
pozycji siedzącej. Wziął moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy.  Popatrz na mnie.
Dzieliły nas centymetry, nie bardzo miałam wyjście.
 Masz piękną twarz, ale ja nie jestem płytkim dupkiem, który się zakochuje w twarzy. Słyszysz?
Mówił cudownie zachrypniętym głosem.
 Tak.  Zmusiłam się do odpowiedzi.
 Mogłabyś wylecieć przez milion samochodowych szyb i to by nic nie zmieniło.
Nachylił się do mnie.
Zetknęliśmy się nosami.
Pomyślałam o jego ustach.
Byłam pewna, że zaraz zamknie oczy, ale tego nie zrobił.
Przechylił głowę, co stanowiło ewidentne zaproszenie, ale trzymał się wciąż na tyle daleko, żebym
miała wybór. Przesunął dłoń na moje biodro i pod tym dotykiem przebudziła się od dawna uśpiona część
mnie. Podjęłam decyzję.
Pocałunek może być pocałunkiem, a może być wydarzeniem.
Max McCall przez całe życie był dla mnie kimś ważnym. Nigdy w ten sposób, ale zawsze, gdy
mieliśmy trzy lata, dziewięć, dwanaście i piętnaście. I przez cały zeszły rok. I w każdej chwili pomiędzy.
Przyjaciele okazali się przyjaciółmi, którzy się stali kimś więcej niż przyjaciółmi.
 Nie zwracałam na ciebie uwagi, gdy byliśmy dziećmi  przyznałam, gdy mogliśmy znów mówić.
Wsunął mi kosmyk jasnych włosów za ucho.
 Bo byliśmy dziećmi.
 Tak, ale byłeś też młodszym bratem Trenta.
 Ciągle nim jestem.  Wahanie zniknęło i oparł się na wyprostowanych rękach.  Wyglądam jak on.
 Wyglądasz też jak ty.
Pocałował mnie jeszcze raz.
Gdy skończyliśmy i znów patrzyliśmy w gwiazdy, wyskrzypiał kilka słów:
 Ale gwiazdy dziś hałasują.
To prawda. Kilka chwil upłynęło w przyjemnej ciszy. Kilka razy naliczyłam zbiory po sto gwiazd i dla
odmiany wypatrywałam wzorów w ciemności, a nie w świetle.
W zeszłym roku nie mogłam znalezć spokoju. Szukałam go u Metalowego Pete a, na terapii, w długich
biegach po plaży, czarnym oceanie pełnym iskier i w wielu innych miejscach. Ale dziś, otoczona
łagodnością mojego przyjaciela, wyciągniętego na molo obok mnie i oddychającego tak rytmicznie, że
zlewał się z uderzeniami fal, poczułam, że spokój mam w zasięgu ręki.
Prawie całe życie spędziłam w grupie. Potem miałam okres samotności. Miło było wreszcie mieć
kogoś, z kim można pomilczeć.
Zerknęłam na Maxa, a ponieważ leżał wpatrzony w niebo, pozwoliłam sobie na jeszcze kilka spojrzeń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl