[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musiał pan pojutrze zameldować się w jego klinice
w Oklahoma City.
 Jutro jestem zajęty. A gdybym zgłosił się na jego
następną konsultację w Hope?
 Czas odgrywa tu bardzo istotną rolę. Komórki
rakowe nie przestaną się rozprzestrzeniać, ponieważ pan
ma inne sprawy.
OCALONE %7łYCIE 83
Westchnął.
 Wobec tego jutro o trzeciej.
Nikki wypisała skierowania na konieczne badania
oraz prześwietlenie klatki piersiowej.
 Zanim pan wyjdzie, proszę pójść do laboratorium,
gdzie pielęgniarka pobierze panu krew, oraz na rent-
genologię.
 Nie można poczekać z tym do jutra? Muszę poro-
zumieć się z klientem, zanim...
 Widzę, że nie zdaje pan sobie sprawy z powagi
sytuacji. Doktor Everly musi mieć wyniki tych badań,
aby rzetelnie określić pański stan. W przeciwnym razie
może pan nie dożyć następnego klienta.
 Idę do laboratorium  mruknął zdruzgotany.
Była tak pochłonięta pacjentem, że dopiero teraz
poczuła dziwny swąd. Idąc za nim, ruszyła w kierunku
urazówki. Zauważyła owczas, że w głębi korytarza
zamykają się jedne z drzwi. Chyba do pokoju dla rodzin.
Uznawszy, że to jakiś nałogowy palacz nie zdążył wyjść
na dwór, zawróciła.
Nagła seria głośnych eksplozji zmusiła ją do ucie-
czki. Spoglądając za siebie, by zobaczyć ich zródło,
kątem oka dostrzegła pióropusz iskier, a ułamek sekun-
dy pózniej kłęby białego dymu.
Pożar!
ROZDZIAA SZSTY
Błyskawicznie przypomniała sobie kolejność działań
w takiej sytuacji: ratuj, alarmuj, opanuj, ewakuuj. Ponie-
waż tylko ona była bezpośrednio zagrożona, a dym zbyt
gęsty, by sama mogła nad nim zapanować, skoncent-
rowała się na dwóch pozostałych czynnościach. Pędem
puściła się w stronę recepcji, gdzie przerażona Jean już
wyskoczyła zza biurka.
 Co to za hałas?  zapytała.
 Pali się w korytarzu prowadzącym na urazówkę
 poinformowała Uołgłosem rejestratorkę.  Wypro-
wadz na dwór ludzi z poczekalni i wezwij pomoc. Ja
i Lynette ewakuujemy pacjentów.
Ze słuchawką przy uchu Jean spokojnym głosem
poleciła czekającym, by opuścili budynek, podczas gdy
Nikki podbiegła do alarmu. Włączywszy syrenę, ruszyła
na poszukiwanie pielęgniarki.
Lynette była w pierwszej sali. Mierzyła temperaturę
pacjentowi z zapaleniem wyrostka.
 Przykro mi, że przychodzę ze złą wiadomością
 wysapała Nikki  ale musimy natychmiast opuścić
budynek.
 Opuścić?  jęknął pan Richmond.  Dlaczego?
Dopiero co tu wszedłem.
 Mamy problem.  Nikki spojrzała na Lynette.
W tej samej chwili w głośniku rozległ się komunikat:
OCALONE %7łYCIE 85
 Uwaga, uwaga. Alarm w przychodni ambulatoryj-
nej. To nie są ćwiczenia. Powtarzam: to nie są ćwicze-
nia.
 Co się stało?  zdziwił się pacjent.
 Mamy pożar, ale proszę się nie denerwować. Sy-
tuacja jest pod kontrolą. Może pan usiąść?
 Nie mam wyjścia  stęknął.
Wzięły go pod ramiona. Siedząc, popatrzył w stronę
drzwi.
 Obawiam się, że nie wyjdę stądowłasnych siłach.
 Jestem pewna, że się panu uda  zapewniła go
Nikki, mimo że też miała spore wątpliwości.  Lynette,
ilu jeszcze mamy pacjentów?
 Dwoje.
 Wyprowadz ich  poleciła jej.  Zostanę z panem
Richmondem. Mamy wózek?
 Chyba jest w magazynku.
 Idz po tamtych, a ja przyprowadzę wózek. Tamci
pacjenci mogą chodzić?
 Są rozebrani, ale chodzący.
 Niech coś na siebie narzucą i wyjdą.  Teraz zwró-
ciła się do Artura Richmonda.  Proszę zaczekać. Zaraz
wracam.
 Zaczekam. Ale jeżeli się nie położę, to wyląduję na
podłodze.
Układając go, zastanawiała się, czy wystarczy im
fotel na kółkach, żeby go ewakuować.
 Niech się pan trzyma.
 Nie stać mnie na nic innego  mruknął.
W magazynku wózka nie było, wobec tego Nikki
zawróciła, by nie tracić czasu na jałowe poszukiwania.
Zorientowała się, że dym zgęstniał jeszcze bardziej.
86 OCALONE %7łYCIE
Posuwała się prawie po omacku, lecz w pewnej chwili
wpadła na coś twardego.
 Galen!  ucieszyła się, mimo że ze ściągniętymi
brwiami i potarganymi włosami wyglądał jak bez mała
upiór.  Co ty tu robisz?
Chwycił ją za ramiona i obejrzał od stóp do głów,
powoli się uspokajając. O pożarze dowiedział się dopie-
ro z komunikatu. Poczuł wtedy, że serce w nim zamarło.
 To ja powinienem cię o to zapytać.  Zabrzmiałoto
bardziej surowo, niż zamierzał.  Masz być na zewnątrz,
ze wszystkimi.
 Ewakuuję ostatniego pacjenta. Potrzebny mi wó-
zek, ale nie mogę go znalezć.
 Nie można bez wózka?
 Wątpię. On powinien leżeć. Zapalenie wyrostka.
 Powinien być u mnie, a nie w ambulatorium.
 Skarżył się na ból brzucha. Czekaliśmy na wyniki
analiz oraz na chirurga.
Galen wszedł do pokoju, w którym leżał pacjent.
 Nie ma wózka  oznajmił opanowanym tonem,
mimo że był przejęty sytuacją.  Da pan radę iść z moją
pomocą?
Pacjent podciągnął kolana pod brodę.
 Nie dam rady  jęknął.
 Może znajdą się gdzieś nosze na kółkach?  Nikki
spojrzała pytająco na Galena.  Nie chcę tarmosić go
bardziej niż to konieczne.
Galen ocenił stan pana Richmonda i podjął decyzję.
 Ty idz, a ja zostanę. W razie czego przełożę go
sobie przez ramię i wyniosę. Ty tego nie zrobisz.
 Nie znam tego szpitala. Nie wiem, gdzie mogą być
nosze. Ty idz.
OCALONE %7łYCIE 87
Ośli upór, jaki Galen wyczytał na jej twarzy, uprzyto-
mnił mu, że Nikki nie ruszy się z miejsca. Chyba że
wyniósłby ją na własnych plecach.
 Tracisz czas  ostrzegła go.
Wyszedł, piorunując ją wzrokiem. Zamierzał obejść
budynek, by dostać się na urazówkę od strony podjazdu
dla karetek, lecz gdy wyszedł na dwór, wśród krzątają-
cych się strażaków dostrzegł zespół ratowników, którzy
właśnie rozkładali nosze na kółkach. Na ich widok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl