[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oczywiście o portret! Pamiętała jednak, jak Zoltan zareagował na to py-
tanie poprzedniego wieczoru, i uznała, że tym razem powinna podejść do
tematu z większą dozą dyplomacji.
- W co mam się przebrać? - zapytała.
Przy stole zaległa cisza. Ella podniosła wzrok na twarz Zoltana, który
przypatrywał się uważnie jej białej bluzce i spodniom.
- Wyglądasz bardzo elegancko w tym, co masz na sobie - rzekł
przeciągle.
Ella uznała, że jego upór wynika z czystej złośliwości.
- Wszystkie moje poprzedniczki w rodzinie portretowano w sukniach
balowych - wyjaśniła najspokojniej, jak potrafiła. - Sądzę, że ojciec miał na
myśli właśnie coś takiego.
Potrafiła sobie wyobrazić, jak zareagowałby ojciec, gdyby Zoltan
Fazekas namalował jej wizerunek w sportowym stroju. Zastanawiała się
nad tym przez chwilę. Prawdę mówiąc, wizja takiego portretu wiszącego
wśród podobizn poprzedniczek przyodzianych w jedwabie i satyny coraz
bardziej zaczynała jej się podobać.
- Masz ze sobą suknię balową? - zapytał Zoltan. Entuzjazm Elli
gwałtownie przygasł.
- Nie kupowałam jej specjalnie ze względu na portret - zastrzegła. -
Dzisiaj wieczorem miałam być na balu.
Zoltan przechylił głowę na bok.
- Czy ten bal został odwołany? - zapytał cicho.
- Nie... to znaczy... - urwała. - Postanowiłam przyjechać tutaj - dodała i
poczuła, że Zoltan przypatruje jej się jeszcze uważniej.
- Uciekłaś od czegoś? - zapytał bez ogródek.
- Nie! - zaprzeczyła zbyt gorliwie.
- Ale wcale nie chcesz mieć tego portretu?
Ależ był bystry! Ella nie miała pojęcia, jak na to wpadł. Dobrze
wiedziała, ile trudu musiało kosztować ojca namówienie artysty tego
kalibru do malowania portretu. Nie mogła się przyznać, że ona sama wcale
go nie chce. Ojciec by ją oskalpował.
Uniosła wyżej głowę, gotowa skłamać, ale gdy spojrzała w te szare oczy,
przed którymi nic nie mogło się ukryć, poczuła, że nie jest w stanie tego
zrobić.
- Ja... Tego sobie życzył mój ojciec - wykrztusiła. Zoltan jeszcze przez
chwilę nie spuszczał wzroku z jej twarzy, a potem odchylił się na oparcie
krzesła i rzucił od niechcenia:
- Dajmy spokój z tą suknią balową. Nie będę dzisiaj zaczynał pracy.
Ella milczała, ale czuła, że wzbiera w niej złość. Owszem, Węgry były w
tej chwili miłym schronieniem przed atmosferą panującą w Thorneloe Hall,
nie miała jednak zamiaru czekać tygodniami, aż Zoltan łaskawie zechce
zabrać się do pracy. To było wbrew jej naturze.
- Nie mam czasu na... - zaczęła po chwili, ale zamilkła, widząc w jego
oczach błysk gniewu.
- A co masz do roboty? - prychnął Zoltan. - Z tego, co mówiłaś, wynika,
że nie pracujesz ani nie zajmujesz się niczym pilnym!
- Mam mnóstwo...
Zoltan jednak nie pozwolił jej skończyć.
- Twoje życie składa się z błahostek. Nie masz pojęcia o prawdziwej
pracy, prawdziwym wysiłku!
Błahostki! Gdyby wiedział, jak ciężko zdarzało się jej pracować!
Najwyrazniej jednak chciał przez to powiedzieć, że ma ważniejsze rzeczy
na głowie niż malowanie jej portretu.
- No, trudno, nie moja strata! - wykrzyknęła, zrywając się z miejsca. -
Zadzwoń, gdy znajdziesz dla mnie czas!
Zoltan również się podniósł.
- Wracasz do Anglii? .
Tak, miała ochotę zawołać, ale zawahała się na myśl o domu i ojcu.
- Twoi rodzice - odgadł Zoltan - a szczególnie ojciec, na pewno byłby
zachwycony, gdybyś się uchyliła od obowiązku, który tak wiele dla niego
znaczy!
- O czym mówisz?
Zoltan lekceważąco wzruszył ramionami.
- Zdaje się, że jeszcze w tym roku skończysz dwadzieścia dwa lata.
A więc wiedział, co kryło się za zamówieniem. Ella uznała, że lepiej
będzie zachować ostrożność. Ojciec najwyrazniej powiedział mu zbyt
wiele.
- Przecież mogę wrócić tu jeszcze przed końcem roku - odparła, również
wzruszając ramionami.
- Owszem - zgodził się Zoltan gładko. - Pod warunkiem, że ja się z tobą
skontaktuję.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli teraz wyjadę, to kontrakt będzie nieważny i
mój ojciec może zapomnieć o portrecie?
- Właśnie tak. - Uśmiechnął się zimno. - Jesteś inteligentną kobietą.
- Niech Bóg mnie uchroni przed kapryśnymi artystami! - zawołała i
wyszła z pokoju bez śniadania. Nie była już głodna. Za plecami słyszała
śmiech Zoltana. Co za arogancki tyran, pomyślała.
Pół godziny pózniej, ubrana w lekki sweter i kurtkę, wyszła na ulicę. Nie
miała ochoty siedzieć w domu i czekać na każde skinienie Zoltana, Jednak
po tym, co usłyszała, nie mogła wrócić do domu. Zresztą prawdę mówiąc, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl