[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ab, w ubiegłym tygodniu pojechaliśmy z Laurel i dzieciakami do
teściów.
- No i?
- Wróciliśmy do domu wczoraj - kontynuował Adon głosem pełnym
goryczy. - Okazało się, że kiedy nas nie było, pękła rura w łazience na górze.
Wszystko w wodzie. Musiało się tak lać od piątku. Wprost do mojego gabinetu,
na biurko, cholera! Abbie była bliska płaczu.
- W życiu nie widziałem takiego bałaganu - ciągnął Adon. - Cały dywan
diabli wzięli. Mój komputer jest zniszczony. Muszę kupić nowy, instalować
wszystko od początku. To samo z rzeczami Laurel: pomocami naukowymi,
pracą magisterską...
- To straszne! - Abbie serdecznie mu współczuła.
- Nie możemy tego tak zostawić, musimy zostać i doprowadzić wszystko
do porządku. Czuję się podle na myśl, że nie będziemy razem, dzieciaki chodzą
z nosami na kwintę, Laurel wciąż popłakuje, ale naprawdę nie możemy
przyjechać.
Abbie była zdruzgotana. Z trudem powstrzymywała się od płaczu.
- Posłuchaj, naprawdę bardzo chciałem przyjechać, zwłaszcza w sytuacji,
gdy trzeba sprzedać ranczo. Wiem, co o tym sądzisz, ale John powiedział ci
przecież o chorobie taty, więc rozumiesz, że nie ma innego wyjścia?
- Rozumiem.
- Nie chciałbym, żeby nas to poróżniło.
- Nie martw się - powiedziała z bólem.
- 117 -
S
R
- Jest jeszcze jeden powód, dla którego chciałem się z tobą zobaczyć.
Chodzi o Lucky'ego. Wiesz, że go nie lubimy.
- Bo go nie rozumiecie - zaoponowała zrozpaczona.
- Ty też go nie rozumiesz - powiedział zagadkowo.
- Nie chcę tego słuchać! Wystarczy, że nie przyjeżdżacie, czy jeszcze
musisz pogarszać sytuację, gadając o nim?
- Abbie, nie chciałbym, żebyś mnie znienawidziła...
- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Kocham cię.
- Nie próbuj mnie przekupić słodkimi słówkami.
- Dlaczego słowa  kocham cię" wypowiada się w tej rodzinie z taką
trudnością? Co się z nami dzieje? - denerwowała się.
- Abbie, najwyrazniej jesteś wytrącona z równowagi. Lepiej zadzwonię
pózniej. Poproś do telefonu tatę.
- Nie ma go w domu, jest u Hurleyów. Tu była burza śnieżna i drogi są
nieprzejezdne.
- Poproś, żeby zadzwonił, jak wróci.
- Dobrze.
- Abbie, może nie potrafimy tego wyrazić słowami, ale naprawdę
martwimy się wszyscy o ciebie.
Azy kapały jej z oczu. Nie mogła dłużej panować nad sobą, chociaż była
zła, że się tak rozkleja.
- Och, nie płacz. Posłuchaj, wszystko będzie dobrze, naprawdę. Na razie
nic na to nie wskazuje, ale przyrzekam ci to. Porozmawiamy pózniej. Pa.
Ale Abbie było już wszystko jedno, co Adon mówi.
- Do widzenia - powiedziała machinalnie, odkładając słuchawkę. Czuła,
że Yates stoi w pobliżu.
- Słyszałem - powiedział prawie szeptem. - Przykro mi.
- 118 -
S
R
Odwróciła się do niego. Wyczytała z jego oczu, że ma ochotę wziąć ją w
ramiona. Wbrew własnej woli, pragnęła tego samego. Ale zła na siebie, szybko
odrzuciła tę myśl.
- Zaprowadzę Frosty'ego do stajni - powiedziała, ocierając ręką łzy. -
Muszę się stąd wynieść. Nie zostanę w tym domu minuty dłużej.
- Pomogę ci.
- Nie potrzeba mi pomocy. Niedobrze mi się robi na myśl o twojej
zakichanej dobroci. Zostaw mnie w spokoju.
- Wyprowadzę go tylko, potem zostawię cię samą.
- Trzymam cię za słowo.
- Abbie, przykro mi, naprawdę. Ja zwykle nie...
- Przestań tyle gadać! - nakazała, czując, że łzy znów napływają jej do
oczu.
Była tak wzburzona, że gdyby tylko wziął ją w ramiona, rozkleiłaby się
zupełnie, wdzięczna za pocieszenie, nie zważając na konsekwencje. A potem z
pewnością znienawidziłaby siebie za to.
Ale Yates nawet jej nie dotknął.
Siedząc na koniu i rozglądając się po terenie okalającym ranczo, Yates
miał wrażenie, że cofnął się w przeszłość. Obcując z bezmierną zaśnieżoną prze-
strzenią, uświadomił sobie nagle, że mógłby powiedzieć Abbie całą prawdę.
Teraz wszystko wydawało się prostsze i prawdziwsze: przyjechał, żeby jej
pomóc, nie żeby ją skrzywdzić. Nie mogła kochać Lucky'ego, nie wiedziała,
kim jest naprawdę. Oszukiwała siebie, ponieważ Gibbs wykorzystywał jej
naiwność i udawał, że zapewni jej życie, o jakim marzyła. On musi jej
uświadomić, że wcale nie kocha tego chłopaka. Dopiero wtedy, gdy to
zrozumie, przestanie cierpieć.
Wtedy wyjaśnią sobie wszystko i jakoś dojdą do porozumienia. Na razie
widział to raczej mgliście, pewien był tylko, że musi się wreszcie zdobyć na
uczciwość wobec dziewczyny, a potem... do diabła, nie wiedział, co potem.
- 119 -
S
R
Gdy wrócił do domu, nic już nie wydawało się proste ani prawdziwe. Ona
rzeczywiście kochała Gibbsa, nawet jeśli była to miłość oparta głównie na
współczuciu. Nie mógł jej teraz powiedzieć prawdy, bo i bez tego przeżyła
ostatnio zbyt wiele.
Demaskując Lucky'ego, zrobi jej wielką krzywdę.
Może ją oszczędzić tylko w jeden sposób: dając jej jeszcze trochę czasu.
Potem zrobi, co do niego należy i zostawi ją.
Na razie pozostawało mu tylko łagodzenie sytuacji drobnymi gestami
pomocy, jak chociażby odprowadzenie Frosty'ego do stajni. Jetta przyjęła
zrebaka bez oporów. Obwąchała go dokładnie, ale nie wzbraniała się, gdy zaczął
ssać.
Abbie z wdzięcznością pogłaskała Jettę po grzbiecie. Przyglądali się
oboje karmieniu, nie odzywając się. Gdy wreszcie spojrzeli na siebie
równocześnie, Yates dostrzegł w jej oczach przejmujący smutek i rozterkę.
Odwrócił wzrok, nie mogąc znieść tego jej spojrzenia.
- Domyślam się, że chcesz być teraz sama - powiedział cicho.
Skinęła głową, po czym podeszła do sterty siana, usiadła i patrzyła przed
siebie w zamyśleniu. Pragnął powiedzieć jej coś na pocieszenie, ale nie
znajdował odpowiednich słów.
Muszę się kontrolować, pomyślał wściekły na siebie. Przez całe życie
udawało mu się panować nad emocjami, udawać twardziela. Teraz nakazywał to
sobie kolejny raz, chociaż nigdy dotąd uczucia nie zawładnęły nim z taką siłą.
Wiatr hulał na zewnątrz, śnieg zgęstniał i ściemniło się zupełnie, mimo
wczesnej pory. Zimna pusta przestrzeń Nebraski zdawała się kpić z silnych
postanowień Yatesa.
- 120 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Abbie długo siedziała w stajni, rozmyślając. Miała wrażenie, że coś w niej
wygasło. Ranczo wkrótce zostanie sprzedane, tym bardziej więc zależało jej,
żeby ostatnie spędzone tu Boże Narodzenie przebiegało w miłej, rodzinnej
atmosferze. Tymczasem bracia kolejno powiadamiali ją, że nie przyjadą. Jedyne
pocieszenie stanowiły dla niej marzenia o wspólnej przyszłości z Luckym.
Bolało ją, że rodzina nie akceptuje go. Nawet Yates był do niego wrogo
usposobiony. Chwilami zaczynała powątpiewać w dobrą wolę narzeczonego,
chociaż wolała nie dopuszczać takich myśli.
Yates, bez żadnego logicznego powodu, próbował w niej zasiać
wątpliwości. A przecież zwątpienie mogło się okazać niebezpieczne, wręcz
katastrofalne. Właściwie chciałaby, żeby jak najszybciej wyjechał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl