[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powtórnie:
.__ Nikt tego roweru nie widział? A kto z was zauwa\ył, \e
go w stojaku nie ma?
Nikt nie śpieszył się z odpowiedzią. Przypominano sobie dzisiejszy poranek.
Ka\dy wtedy myślał przede wszystkim o figlu własnym lub własnej klasy. Cała
uwaga pochłonięta była jedynym problemem: uda się kawał czy nie uda? Stojący
od kilku miesięcy w tym samym miejscu rower nie stanowił atrakcji. Kto by się
Strona 125
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci 2007-03-28
nim w takim dniu interesował?
 Ja zauwa\yłem dziś rano, \e roweru nie ma  rozległ się w klasie
pochłoniętej namysłem głos Stefana śórawca  ale
myślałem...
 Co pomyślałeś?  nagliła pani Ostrowska, widząc, \e Stefan
nie kończy.
 Pomyślałem...  Stefan zatrzymał się znowu niemile dotknięty badawczym
wzrokiem woznego, i dokończył szybciej:  Pomyślałem, \e rower wzięto do
oczyszczenia.
 Do oczyszczenia?  zdziwiła się nauczycielka.  Przecie\ to był nowy rower.
Skąd ci to przyszło do głowy?
Stefan pozbył się ju\ nieprzyjemnego uczucia i kończył rze-
cÄ…owo:
 Parę dni temu, we wtorek czy w środę, nie pamiętam dobrze,
proszę pani, zwolniłem się z lekcji wcześniej, bo musiałem dopilnować zwózki
węgla, i wtedy na dole słyszałem przechodząc, jak pan kierownik mówił do
Kocha... do pana woznego, \e rower trzeba by oczyścić z kurzu i \e mo\e
zrobiliby to uczniowie.
 ¦ PrzechodziÅ‚eÅ› wtedy?  przerwaÅ‚ wozny.  A ja ciÄ™ nie widziaÅ‚em, kochasiu.
¦ Bo pan staÅ‚ odwrócony plecami. Pan kierownik mógÅ‚ mnie
widzieć...
Proszę pani  wtrącił Wiktor  i mnie, i Bartkowi Stefan
mówił o tym. Nawet chcieliśmy iść do pana kierownika i zaofiarować swoją
pomoc, bo rzeczywiście rower był ju\ mocno przykurzony. Ale najpierw zginęła
Kasia, potem ja przyło\yłem się do Pitagorasa, potem wymyślaliśmy ten prima
aprilis, no i tak zeszło, a\...
 A\ rower zginął  powiedział gniewnie wozny.
 ¦ Rower zginÄ…Å‚! ZginÄ…Å‚ ze szkoÅ‚y! Ukradli rower!  wrzasnęło kilka gÅ‚osów i
ju\ nie było siły, która by mogła powstrzymać wszystkich od rzucenia się do
drzwi, dalej korytarzem na schody i w dół po schodach a\ do miejsca... po
rowerze.
Faktycznie zostało tylko miejsce, kwadrat ujęty w cztery drewniane słupki
połączone listewkami, z których \adna nie była złamana, wygięta czy w
jakikolwiek sposób naruszona. A jednak pusty środek, na którym le\ała
przewrócona podpórka utrzymująca rower w postawie stojącej, wymownie świadczył
o tym, co zaszło.
Nie sama tylko klasa VIB zapytywana była o rower. Wieść o jego zniknięciu
obiegła ju\ całą szkołę. Balustrada, otoczona tłumem uczniów, zwiększającym
się o coraz nowe, napływające ze wszystkich stron partie, była zagro\ona.
Zaczynała trzeszczeć. Ka\dy chciał zobaczyć, \e do oglądania nic ju\ nie ma.
Dzwonić na zakończenie pauzy trzeba było a\ dwa razy. Niechętnie oddalano się
od miejsca katastrofy. Bo to była katastrofa, wstrząs dla małych i du\ych,
zagadka, fenomen: najwa\niejszy, najgrozniejszy wozny, sławny Kochasiu we
własnej osobie, nie widział, jak mu sprzątnięto sprzed samego nosa rower,
szkolny rower, i to taki rower! Zwiat się kończy!!!
Stefek, Bartek i Wiktor równie\ na własne oczy stwierdzili pustkę w obrębie
stoiska. Fakt nie wymagał komentarzy. Stefan i Bartek milczeli. Wiktor zaczął
się \ołądkować:
 Niemo\liwe! To niemo\liwe, i koniec! Ja siÄ™ nie zgadzam! ProtestujÄ™! Weto i
kropka!
 Nie zgadzasz się? Na co?  zapytał Bartek.
 Na to, \eby mój rower zginął, \eby go ju\ nie było! To na pewno czyjś
idiotyczny kawał! To się jakiś osioł na dowcip wysilił, ja wam mówię, \e
jutro rower będzie tu znowu stał.
A je\eli nie, jeśliby naprawdę ktoś go ukradł, to...
_ To co?
__, To po co mi ten cały Pitagoras! Po co te guzy!  wybuchnął Wiktor i
rozwodziłby dalej swoje gorzkie \ale, gdyby nie Bartek, który w tej właśnie
chwili zwrócił uwagę na małą kartkę, niedbale wsuniętą w szparę między
słupkiem a listwą. Tkwiła tam nie zauwa\ona przez nikogo do tej pory, a\
Bartek wyciągnął po nią rękę i zaczął rozwijać...
Stefek, stojący obok Bartka, nie spuszczał oczu z rozwijanej powoli kartki.
Mignęło mu coś zielono i nagle, nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni,
Strona 126
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci 2007-03-28
chwycił mocną ręką pulchną garść Bartka, wydarł z niej kartkę i popędził w
górę schodów, przeskakując je po trzy od razu. Tu\ za jego plecami gnał Wiktor
sycząc: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl