[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł uwierzyć, że kiedyś miał takie jasne włosy. Ostatnio ujrzał
59
podobną twarz. Spotkał irlandzkie dziecko, które wydało mu się
znajome.
Nagle do głowy zaczęły mu się cisnąć bezładne obrazy:
ładny mały chłopiec pod kopytami jego konia, zimowy dzień z
lodowatą mżawką, Irlandka o groznej minie, rzucająca
przekleństwami i jednocześnie odciągająca chłopca w
bezpieczne miejsce. Ogarnął go lęk. Rozmawiał wówczas z tym
chłopcem, ale dopiero teraz przypominając sobie ich krótką
wymianę zdań, zrozumiał, co wydało mu się w niej zaskakujące.
Chłopiec mówił z angielskim akcentem.
Po tej chłodnej refleksji nastąpiły wspomnienia, od których
zrobiło mu się duszno. Przed oczami stanęła mu dziewczyna o
ciepłej, śliskiej od deszczu skórze, która niewiele mówiła i
poddała mu się bez oporów. Okazało się, że tą nimfą, którą
posiadł w chacie gajowego była Isabel. Niewiarygodne! Do
licha! Gdyby wiedział, z kim ma do czynienia, zostawiłby ją w
spokoju, wsiadł na konia i odjechał. Był szczerze zaskoczony,
przekonawszy się, że trzyma w ramionach dziewicę, która
wyraża się jak panienka z dobrego domu. Każdy by zrozumiał,
że mógł się pomylić, biorąc ją za doświadczoną prostytutkę.
Niewinna dziewczyna nie zgodziłaby się przecież, by pomagał
jej się ubierać. A ona nie stawiała oporu.
Dobrze pamiętał, jak się zaśmiewali, kiedy niezdarnie wiązał
tasiemki jej koszuli i walczył z halkami. Tulili się do siebie pod
jego peleryną, czekając, aż minie najgorsza ulewa, szepcząc do
siebie między pocałunkami i uściskami, podczas gdy wokół
trzaskały błyskawice, a strumienie deszczu uderzały o ściany
chaty.
Niewiele mówiła o sobie, a kiedy już zaspokoili namiętność,
tak samo szybko jak on zebrała się do drogi. Zanim odjechał,
uspokoiła jego poczucie winy kolejnymi pocałunkami,
zapewniając go, że ma się dobrze, a na koniec poprosiła, by
nazajutrz spotkał się z nią znowu w tym samym miejscu.
Zgodził się, udając rycerskość, choć dobrze wiedział, że
następnego dnia będzie już w połowie drogi do Ashcombe
60
House w Cambridge, żeby się przekonać, czy tym razem jego
dziadek rzeczywiście jest umierający. Tak samo pustym gestem
była propozycja, że odprowadzi ją do miejsca zamieszkania, jej
zdecydowana odmowa była mu bardzo na rękę.
Galopując przez pełne kałuż po burzy polne trakty, cały czas
myślał o niej i o jej szaleńczej namiętności. Nim dotarł do
Cambridge, zdążył nabrać przekonania, że nie dopuścił się
niczego nagannego.
Jedynie demi-vierge"*, kobieta biegła w miłosnej sztuce,
choć fizycznie nietknięta, mogła się tak zachowywać.
Posługiwała się nienaganną angielszczyzną, ale przecież to samo
można było powiedzieć o wielu kurtyzanach wyedukowanych
przez bogatych starych mężczyzn, którzy płacili im również za
towarzystwo, nie tylko za zaspokojenie żądzy.
Zanim znalazł się w Ashcombe House, zdołał sobie
wmówić, że najlepiej będzie zapomnieć o dziewczynie z lasu i
skupić się na kimś, komu mógł ufać, na lady Avery. W wieku
dwudziestu czterech lat nawet nie przyszło mu do głowy czuć
się winnym z powodu oszukania kochanki, choć naówczas był
pod silnym urokiem świeżo owdowiałej baronowej.
Isabel aż podskoczyła, kiedy rozległo się głośne pukanie do
drzwi. Pobłogosławiła w duchu młodą Betty za parominutowe
spóznienie, dzięki któremu zjawiła się w najlepszym momencie.
Odprawiwszy pomywaczkę szybkim skinięciem, Isabel
wprowadziła syna do biblioteki.
- Etienne! - wykrzyknął Marcus, po czym, wyrywając
rączkę z matczynej dłoni, przebiegł przez pokój, omal nie
wywracając się po drodze przez nocną koszulę, która krępowała
mu ruchy.
- Skąd mój syn zna pańskie imię?! - wykrzyknęła
zaskoczona Isabel.
- Mogłaby mi pani wyjaśnić, o co w tym wszystkim
chodzi?! - wybuchnął w tym samym momencie Etienne, patrząc
"
demi-vierge - półdziewica
61
na nią z nieukrywaną wściekłością. Zacisnął usta tak, że na
policzkach widać było dwie jasne bruzdy.
- Etienne o mało mnie nie stratował - oznajmił radośnie
Marcus.
Etienne i Isabel natychmiast przestali piorunować się
wzrokiem i jednocześnie spojrzeli na chłopca.
Isabel czuła, jak wzbiera w niej macierzyński gniew.
- Omal go pan nie stratował? - odezwała się złowieszczo
ściszonym głosem.
- To było wtedy, jak poszliśmy z Murphym do miasta, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]