[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po śniadaniu więc obaj panowie przeszli do pracowni. Rozmawiali znowu o
obojętnych sprawach, a gdy Hollmann zajął się pracą, nastała cisza. Przy niej malarz
zapomniał o wszystkim... i o tym, że zazdrościł swemu modelowi pięknej żony. Malował z
zaciekłą gorliwością, a Ginter zmuszał się do spokoju, aby siedzieć nieruchomo i nie
przerywać pracy malarzowi.
W niespełna godzinę Hollmann odłożył paletę, pędzel i wstał.
- A więc, panie hrabio, to byłoby ostatnie posiedzenie, miałem już tylko kilka
pociągnięć, dla rozjaśnienia obrazu. Portret pański jest skończony, zaś portret hrabiny
ukończę w ciągu tygodnia.
Hrabia Ginter podniósł się i rozprostował ciało. Siedzenie w przymusowym bezruchu
było ciężkim zadaniem dla tego człowieka czynu.
- Czy mogę zobaczyć? - zapytał.
Hollmann poprawił sztalugę, aby na portret padło korzystne światło.
- Portret jest skończony, panie hrabio, można już teraz obejrzeć go dokładnie. Jeśli pan
pozwoli, każę poprosić panią hrabinę, byście państwo wspólnie wydali o nim sąd.
Hrabia Ginter zgodził się.
- Owszem, proszę pana.
Hollmann zadzwonił i wydał polecenie służącemu.
Tymczasem hrabia Ginter stanął przed portretem i musiał przyznać, że był
arcydziełem. Jakby własne odbicie patrzyło nań ze zwierciadła.
Wypowiedział to sumiennie. Mimo tajonej niechęci do Hollmanna, nie mógł mu
odmówić sprawiedliwej oceny.
Gdy Dagmara zobaczyła portret, oczy jej rozbłysły. Długo stała przed nim w
milczeniu. Była do głębi wzruszona. Jak cudownie oddał Hollmann chmurny, bolesny wyraz
oczu, ostre rysy wokół ust ze znamieniem energii. W radosnym podnieceniu zwróciła się do
malarza, podając mu rękę impulsywnym ruchem.
- Mistrzu! Nie mam słów, by wyrazić panu, jak bardzo podziwiam jego sztukę.
Stworzył pan wspaniałe arcydzieło!
Werner Hollmann uśmiechnął się. Wiele próżności i buty malowało się w tym
uśmiechu. Wpił w nią oczy, w których tliły się niespokojne iskierki.
- Jest pani zadowolona? - zapytał miękko.
Dagmara skinęła głową, zapominając w tej chwili o wszystkim, co zwykle raziło ją w
malarzu.
- Moim zdaniem ten portret jest nadzwyczajnie udany, prawda Ginterze?
Hrabia Ginter, błędnie tłumacząc sobie zachwyt Dagmary zapłonął wzmożoną
zazdrością. Nie domyślał się wcale, że radość tę budził w Dagmarze dobry portret męża,
portret, w który będzie teraz mogła wpatrywać się do woli i bez skrępowania.
Ale mimo udręki zazdrości, należało uczciwie dać świadectwo prawdzie.
- Już przed chwilą mówiłem panu Hollmannowi, że stworzył arcydzieło. Mam
nadzieję, że twój portret wypadnie równie dobrze, szczerze tego pragnę.
- I o tym przekona się pan niebawem, hrabio. Jeszcze kilka dni cierpliwości - rzekł
Hollmann.
Nie zdradził się, że portret właściwie był już ukończony. Zataił to, nie chcąc
opuszczać Taxemburgu, zanim osiągnie swój cel - zdobycie pięknej hrabiny. Dni, które mu
pozostały, wolne już od pracy, chciał wykorzystać dla siebie.
- Musimy zaraz przeznaczyć miejsce dla portretu w galerii, Ginterze - rzekła żywo
Dagmara, spojrzawszy raz jeszcze na obraz.
Udali się do sali w środkowej części zamku, gdzie znajdowała się galeria portretów
familijnych. Wyszukali odpowiednie miejsce.
Tego samego popołudnia Dagmara miała długie posiedzenie w pracowni. Nie
przeczuwała, że Hollmann dla pozoru tylko trzymał w ręku pędzel i paletę. Korzystając
skwapliwie ze swych praw malarza, wpatrywał się bezustannie w model, gawędząc wbrew
swemu zwyczajowi.
- Czy rozmowa nie przeszkadza dziś panu? - zapytała Dagmara.
- Nie, pani hrabino, pracuję już tylko nad suknią. Mogę więc pozwolić sobie na
przyjemność pogawędki z panią.
- Jeśli wolno mi przeszkodzić, to miałabym prośbę do pana.
- Proszę tylko rozkazać, hrabino.
- A więc proszę ustawić portret mego męża w ten sposób, bym mogła na niego
patrzeć, podczas gdy pan maluje.
Z głębokim westchnieniem odłożył Hollmann paletę i pędzel, by spełnić jej życzenie.
Powiedział jednak z tłumionym wzburzeniem:
- Właściwie nie powinienem był tego zrobić. %7łądać takiej rzeczy ode mnie, to jednak
za wiele.
Dagmara spojrzała na niego zdziwiona.
- Jak to pan rozumie?
- Moim zdaniem, mąż pani zanadto jest przez los faworyzowany, by jeszcze oczy pani
spoczywały na jego portrecie.
Dagmara spojrzała na niego surowo.
- Nie rozumiem pana.
- Czy portret będzie dobrze ustawiony? - zapytał malarz zamiast odpowiedzi.
- Dziękuję, dobrze.
Zrozumiała doskonale znaczenie jego słów i okazywała mu twarz nieprzystępną i
chłodną.
Hollmann doprawdy przekraczał nieraz dozwolone granice, była więc zadowolona, że
niedługo odjedzie. Choć podziwiała jego genialny artyzm i podobał się jej jako miły, wesoły
towarzysz, raził ją bardzo sposób, w jaki się do niej zalecał. Byłaby mu dała zapewne
energiczną odprawę, gdyby nie myśl, że trzeba unikać rozgłosu, a także, iż wkrótce odjedzie.
Dzisiaj, gdy wzrok jego z wyrazem gorącego pożądania spoczywał bezustannie na niej,
odczuwała po raz pierwszy, że Hollmann jest pod wpływem nieposkromionej namiętności.
Mogło to ją nawet zaniepokoić, gdyby nie była tak bardzo pewna siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]