[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili bogiń znikną]
Odszedł. Odszedł na zawsze. Zabiłem go!
Lecz moja ulga nie trwała długo. Zobaczyłem, jajj stracharz chwieje się na nogach i pojąłem,
że zar^ upadnie. Próbowałem go złapać, naprawdę próbowa-łem, ale nie zdążyłem. Kolana
ugięły się pod nim, ręce osłabły i poleciał do tyłu, bardzo mocno uderzając głową o kamienną
posadzkę. Usiłowałem go podnieść, ale ciążył mi jak martwy, i z rosnącym przerażeniem
odkryłem, że z nosa leci mu struga krwi.
Wpadłem w panikę. Z początku nie słyszałem jego oddechu. W końcu jednak dobiegł mnie
cichy szmer. Stracharz był ciężko ranny. Pilnie potrzebował medyka.
P
rzebiegłem całą drogę ze wzgórza do wioski, nie bacząc na ulewny deszcz, rozdzierające
niebo pioruny i oślepiające błyskawice.
Nie miałem pojęcia, gdzie mieszka medyk, toteż w rozpaczy zastukałem do pierwszych
napotkanych drzwi. Nikt nie odpowiedział, zacząłem zatem dobijać się pięściami do
następnych. Kiedy znów nikt nie zareagował, przypomniałem sobie, że brat stracharza, An-
drew, ma warsztat gdzieś w wiosce. Popędziłem zatem w stronę centrum, potykając się na
kocich łbach i ślizgając w strumieniach wody, spływających ze zbocza.
154
155
TAJEMNICA STAREGO MISTRZA
I
Minęło dużo czasu, nim znalazłem kram AncW Był mniejszy niż ten w Priestown, ale
świetnie p0|Q żony, w zaułku Babilońskim, tuż za rogiem od g}0w nej uliczki ze sklepami.
Błyskawica oświetliła szyU nad oknem.
ANDREW GREGORY MISTRZ ZLUSARSKI
Załomotałem głośno do drzwi pięścią, a kiedy nikt nie odpowiedział, chwyciłem kołatkę i
zacząłem tłuc z całych sił. Nadal nic. Zastanawiałem się, czy Andrew nie został wezwany
przez kogoś. Może nocuje w innej wiosce? W końcu jednak usłyszałem skrzypienie okna
sypialni nad sąsiednim sklepem i w mroku zabrzmiał gniewny męski głos.
- Zmykaj stąd! Zmykaj natychmiast! Co za hałasy w środku nocy, gdy porządni ludzie
smacznie śpią?
- Potrzebny mi medyk! - zawołałem w stronę ciemnego prostokąta okna. - To pilne,
człowiek umiera.
- Tracisz tu czas, chłopcze. To warsztat ślusarza.
- Pracuję dla brata Andrew Gregory'ego! Mieszka w domu w głębi parowu, na skraju
moczarów. Jestem jego uczniem.
ZWIASTUNY ZMIERCI
2nów błysnęło i w jasnym świetle ujrzałem twarz
oknie i odciśnięty na niej strach. Zapewne cała wieś vViedziaia> że brat Andrew to stracharz.
_ Medyk mieszka przy ulicy Bolton, jakieś sto jardów na południe.
_ Gdzie znajdę tę ulicę? - spytałem.
_ Idz w dół do skrzyżowania i skręć w lewo. To właśnie ulica Bolton. A potem idz dalej do
ostatniego domu w rzędzie.
Okno trzasnęło głośno, ale nie przejąłem się, bo zdobyłem niezbędne informacje. Popędziłem
zatem w dół zbocza, skręciłem w lewo i biegłem dalej, dysząc ciężko. Wkrótce stukałem już
do drzwi ostatniego domu.
Medycy są przyzwyczajeni do budzenia w środku nocy w pilnych wypadkach, szybko zatem
drzwi się otwarły i ujrzałem drobnego mężczyznę o gęstym, czarnym wąsie i włosach
siwiejących na skroniach. W ręce trzymał świecę. Skinął głową, gdy zacząłem mówić, bardzo
spokojny i opanowany. Poinformowa-iem go, że mam rannego na Farmie Przy Moczarach,
^edy jednak wyjaśniłem, kto potrzebuje pomocy 1 dlaczego, medyk zmienił się na twarzy.
Zwieca zalesia mu się w dłoni.
156
157
- Wracaj do niego. Przyjdę, jak najszybciej zdol^ - rzekł, zamykając mi drzwi przed nosem.
Pobiegłem z powrotem w stronę moczarów, martwi, łem się jednak. Medyka wyraznie
przestraszyła per. spektywa opieki nad stracharzem. Czy dotrzyma obiet. nicy? Czy naprawdę
przyjdzie za mną na farmę? nie, stracharz może umrzeć. Możliwe nawet, że już nie żyje. Z
ciężkim sercem wspinałem się, ile sił w nogach. Do tego czasu najgorsza burza już minęła,
słyszałem tylko dobiegające z dali głuche grzmoty. Od czasu do czasu niebo nad moczarami
rozświetlała błyskawica.
Nie musiałem się martwić medykiem. Dotrzymał słowa i dotarł na farmę zaledwie kwadrans
po mnie.
Lecz nie zabawił długo. Kiedy badał mistrza, ręce trzęsły mu się tak bardzo, że nie
potrzebowałem patrzeć mu w pobladłą twarz, by wiedzieć, że jest przerażony. Nikt nie lubi
przebywać blisko stracharza. Poza tym opowiedziałem mu, co się stało na podwórzu i w
kuchni, co tylko pogorszyło sprawę. Cały czas rozglądał się nerwowo, jakby w obawie, że
bogiń podkradnie się do niego. Byłoby to nawet zabawne, gdybym tak bardzo nie martwił się
o swojego mistrza.
158
Medyk pomógł mi zanieść stracharza na górę i po-joZyć w łóżku. Potem przytknął ucho do
jego piersi, nasłuchując uważnie. Kiedy się wyprostował, pokręcił głową-
_ Do płuc wkradła się gorączka - rzekł w końcu. -jsjic nie mogę zrobić.
- On jest silny - zaprotestowałem. - Wydobrzeje. Medyk spojrzał na mnie z miną, którą
widywałem
jUZ u doktorów. Wyrażała zawodowe współczucie i spokój zakładany jak maska, gdy muszą
przekazać krewnym ciężko chorego pacjenta złe wieści.
- Obawiam się, że prognozy są bardzo złe, chłopcze
- poklepał mnie lekko po ramieniu. - Twój mistrz umiera, wątpliwe, by przeżył tę noc.
Ale śmierć w końcu przychodzi po nas wszystkich i lękam się, że musimy się z tym pogodzić.
Jesteś tu sam?
Przytaknąłem.
- Poradzisz sobie? Znów skinąłem głową.
- Rankiem przyślę kogoś - oznajmił, zbierając torbę i szykując się do odejścia. - Trzeba
go będzie umyć
- dodał złowieszczo.
Wiedziałem, co ma na myśli. Tradycja w Hrabstwie "akazywała obmycie zwłok przed
pogrzebem. Osobi-
159
ście zawsze uważałem to za niemądry pomysł. p0 ^ myć kogoś, kto wyląduje w trumnie w
ziemi? CzuW złość i o mało nie powiedziałem tego głośno. ZdołaW jednak się opanować i
usiadłem przy łóżku, słuchająe jak stracharz ciężko chwyta oddech.
Nie mógł umrzeć! Nie mogłem w to uwierzyć. Jaj, mógłby umrzeć po wszystkim, przez co
przeszliśmy? Nie byłem gotów się z tym pogodzić. Z pewnością me-dyk się mylił. Lecz
nieważne, jak bardzo starałem się sobie wmawiać, że to pomyłka, czułem rosnącą rozpacz. Bo
widzicie, przypomniałem sobie słowa mamy o zwiastunach śmierci. Pamiętałem zapach w
pokoju taty, słodką woń kwiatów i to, jak mama wyjaśniła, iż to oznaka nadchodzącej
śmierci. Odziedziczyłem jej dar i teraz też to czułem. Zapach dochodził od strony stracharza;
z każdą minutą stawał się coraz mocniejszy.
***
Gdy jednak nastał świt, mój mistrz wciąż żył i kobieta przysłana przez medyka do obmycia
ciała nie potrafiła ukryć zawodu.
- Mogę zostać najwyżej do południa, potem muszę się zająć jeszcze jednym - warknęła.
pózniej jednak kazała mi wziąć czyste prześcieradło i podrzeć je na siedem kawałków, a
potem przynieść miskę z zimną wodą.
Qdy to zrobiłem, wzięła pas tkaniny, złożyła do wielkości dłoni i zanurzyła w wodzie.
Zaczęła obmywać czoło i brodę stracharza. Choć nie wiedziałem, czy postępuje tak, by
poczuł się lepiej, czy też by oszczędzić sobie trudu, gdy przyjdzie jej umyć zwłoki.
Potem usiadła obok łóżka i zaczęła robić na drutach coś, co wyglądało jak dziecięce ubranka.
Okazała się bardzo rozmowna, opowiedziała mi historię swojego życia, przechwalając się
dwiema pracami. Oprócz mycia zmarłych i szykowania ich do pogrzebów, była też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl