[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nigdy ci się to nie uda jesteś zbyt piękna. Zawsze się będziesz
wyróżniać.
Och, teraz żartujesz! odepchnęła jego dłoń.
Ależ nie, mówię serio! znowu ujął jej dłoń, a potem pochylił się i
pocałował ją bardziej ku swojemu niż jej zaskoczeniu.
Stół uniósł się lekko i usunął z drogi, co Tobas zrozumiał jako zachętę;
czarna magia bywa czasem bardzo przydatna.
Prawie godzinę pózniej spriggan zajrzał przez drzwi i zapiszczał; Tobas
cisnął w niego leżącym pod ręką butem i stwór uciekł.
Karanissa zachichotała.
I z czego się śmiejesz, kobieto? zapytał Tobas.
Och, nie wiem chyba ze spriggana. One jednak są całkiem milutkie.
Dopiero co groziłaś, że spalisz te potworki.
Dopiero co byłam sfrustrowana i wściekła.
No to jestem zadowolony, że zdołałem ci trochę pomóc; a jeśli jeszcze
uda mi się pozbyć lustra sprigganów i znalezć wyjście z zamku, wszystko
będzie w porządku. Zarazo! Chodz no tutaj, Zarazo!
Mokre kroki zatupotały w pokoju i coś obrzydliwego zaczęło kapać na
dywan.
Zarazo, chcę, żebyś znalazł to lustro, które spriggany zabrały z gabinetu
i przyniósł je do mnie, zrozumiano?
Zaraza zaskrzeczał jak duszony kot i odbiegł. Tobas westchnął.
Jak myślisz, zrozumiał mnie?
129
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Och, chyba tak powiedziała Karanissa. Przekręciła się i zwróciła do
pustej przestrzeni wydając dwu sylfom takie samo polecenie, jakie Tobas
poruczył Zarazie. Powietrze zadrżało lekko i sylfy oddaliły się.
Wiesz rzekł Tobas ciekaw jestem, czy Derithon stworzył Zarazę
celowo, czy był to przypadek jak spriggany. Nie mogę znalezć w księdze
zaklęcia, które tworzyłoby coś podobnego.
Karanissa wzruszyła ramionami.
Nie mam pojęcia; mieszkał w zamku, kiedy przyszłam tu po raz
pierwszy, a nigdy mi nie przyszło do głowy zapytać. Był, to był jeszcze
jedna sztuczka czarnoksięska równie niezrozumiała jak reszta.
Czarnoksięstwo wcale nie musi być niezrozumiałe, przynajmniej ja tak
myślę.
W porównaniu z czarną magią to czyste szaleństwo, jak chcesz wiedzieć.
Pamiętaj, że czarnoksięstwo wykorzystuje czysty chaos.
No, może, ale porządkuje go na swój sposób.
O, tak, niewątpliwie. Na przykład zaklęcie otwierające słoiki? Jest bardzo
porządne i wydajne.
Tobas wyszczerzył zęby.
Umiesz dyskutować, wiedzmo.
Szturchnęła go w żebra odwzajemnił się chwytając ją w pasie i
przyciągając do siebie. Oboje potoczyli się, chichocząc, po dywanie.
Wylądowali pod ścianą, Karanissa na plecach, a Tobas siedzący na niej
okrakiem.
Aha, dziewczyno! powiedział, Teraz jesteś w mojej mocy!
Zaśmiała się i przyłożyła dłoń grzbietem do czoła.
Litości, panie! Co ze mną będzie?
A co masz? zapytał kwaśno.
Tylko siebie, ty draniu! wybuchnęła chichotem.
No, to wystarczy powiedział Tobas. Biorę.
Już to zrobiłeś zauważyła.
Tak, ale chcę to zatrzymać. Spoważniał i zapytał:
Karanisso, czy wyjdziesz za mnie za mąż?
Chichotanie ucichło.
Nie wiem odrzekła. A w jaki sposób?
A jest więcej niż jeden?
Za moich czasów były. Małżeństwa cywilne różniły się od wojskowych,
istniało też całe mnóstwo krótkotrwałych związków. Odepchnęła go i
usiadła. Ale to nic nie znaczy. Tobas bardzo cię lubię a może nawet
kocham, nie jestem pewna ale nie zamierzam wychodzić za mąż, zanim
nie wyjdziemy z tego zamku.
Dobre i to odparł. I tak nie mamy świadka.
Tylko jednego? Za moich czasów potrzeba było trzech.
No, im więcej, tym lepiej, ale jeden wystarczy. Tobas wstał i przyniósł
but z korytarza, rzucony za sprigganem.
Po co ci buty?
Nie lubię chodzić boso zwłaszcza jak tu jest pełno sprigganów, a
Zaraza zrobił coś z moimi kapciami i są ciągle lepkie.
No to powiedz mu, żeby je oczyścił! Albo niech zrobi to któryś z sylfów!
130
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Sylfy mnie nie usłuchają nigdy im nie kazałaś. I nigdy mi nie przyszło
do głowy, żeby polecić to Zarazie. Od czasu wypadku z rozlanym
nocnikiem wolał, żeby Zaraza niczego nie czyścił.
Nic dziwnego, że sprawia ci tyle kłopotu! Pozwalasz mu bezkarnie robić
bałagan. Gdybyś mu kazał po sobie sprzątnąć, następnym razem
zachowałby się właściwie.
Tobas wzruszył ramionami.
Może. Usadowił się na krześle i zaczął naciągać buty.
Ale jeszcze mi nie powiedziałeś, dlaczego musisz coś mieć na nogach;
gdzie idziesz?
Hm, jeśli nie chcesz wyjść za mnie, zanim stąd się nie wydostaniemy,
pomyślałem, że może warto znowu sprawdzić gobelin, a jeśli nie działa, to
wysłać następny sen do Perena.
Zaczekaj. Pójdę z tobą. Karanissa wstała, wygładziła pogniecioną
spódnicę i naciągnęła stanik na właściwe miejsce.
Tobas zaczekał i po chwili oboje niespiesznie udali się korytarzem do
pokoju z gobelinem, obejmując się ramionami. Zatrzymali się na chwilę,
gdy Tobas otwierał drzwi do komnaty; wykorzystał ten moment, żeby
czule pocałować Karanissę.
Ta krótka wstawka przerwana została przez wściekły chór kwików, pisków
i lepki dzwięk stóp biegnącego do nich rozpaczliwie i strasznie zasapanego
Zarazy.
Tobas odwrócił się i zobaczył lustro sprigganów podskakujące w ich
stronę, najwyrazniej niesione przez Zarazę, gonionego wściekle przez
hordę sprigganów.
Grzeczny chłopiec! zawołał zapominając na chwilę, że płeć Zarazy, o
ile takową miał, była nieznana. Przynieś je tutaj!
Zaraza uczynił wysiłek, ale zanim zdołał dotrzeć do swego pana, para
sprigganów zaatakowała; lustro upadło na podłogę i potoczyło się.
Tobas rzucił się i porwał je właśnie w chwili, gdy wychodził z niego
spriggan, który wydał z siebie przenikliwy okrzyk przerażenia. Tobas
zignorował stworzenie i chciał rzucić lustrem o ścianę.
Spriggan owinął się dookoła jego ręki trzymając się z całej siły i
przypadkowo tworząc bardzo skuteczny amortyzator. Tobas zaczął
odrywać go drugą ręką, ale rzuciwszy okiem w głąb hallu zmienił zdanie.
Wszystkie spriggany, jakie były w zamku, w liczbie trzech do czterech
tuzinów, pędziły prosto na niego. Mimo że pozbawione zębów i pazurów, w
masie mogły stanowić poważnie zagrożenie. Poderwał się na nogi i
popędził do komnaty z gobelinem, pociągając za sobą Karanissę, a potem
zatrzasnął drzwi tuż przed nosem pędzącej tłuszczy.
Zamek nie zaskoczył i chwilę pózniej zbiła go z nóg fala wijących się,
piszczących sprigganów.
Potoczył się starając się zmusić je, żeby spadły unikając rozmiażdżenia;
większość stworzeń przestraszyła się i zeskoczyła. Trzymając wysoko
lustro usiłował podnieść się na nogi.
Kilkanaście sprigganów skoczyło na niego. Inne kłębiły mu się pod
nogami, więc stracił równowagę i cofnął się. Zachwiał się i upadł.
131
Lawrence Watt Ewans - Jednym Zaklęciem
Zwiatło zgasło i poczuł nagły powiew chłodnego powietrza. Gdy uderzył o
podłogę, trafił pod kątem, więc odruchowo potoczył się. Zaskoczony
rozluznił uchwyt i poczuł, że spriggany wyrywają mu lusterko.
Osiągnąwszy swój cel rozbiegły się na wszystkie strony piszcząc, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]