[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieczny. I kiedy dźwięki muzyki przebrzmiały powiedziała:
— Zdaje się, że kruszon poziomkowy poszedł w zapomnienie. Stoi sam na weran-
dzie.
— Już go pani przynoszę, łaskawa pani — powiedział Walrad i wyszedł, żeby na-
pełnić szklanki. Reszta dołączyła do nich, a później siedzieli jeszcze godzinkę, gawędząc
o tym i o owym. Ale uprzedni wesoły nastrój prysł.
* * *
Heinz zawiózł Felizitas i jej matkę do domu.
Kiedy rozbierały się we wspólnej sypialni, pani Rosegg spoglądała co chwilę ba-
dawczo na swoją córkę, która rozmarzonymi oczyma patrzyła przed siebie. Starszą damę
ogarnęła niecierpliwość, która zburzyła jej wyćwiczone opanowanie.
— Nie powiedziałaś mi nic na ten temat, jak ci się podoba kuzyn Heinz. Znowu je-
steś taka zamknięta w sobie. Bardzo jestem ciekawa, jakie na tobie zrobił wrażenie.
Felizitas zaczerwieniła się. Po chwili opanowała się i powiedziała spokojnie i rze-
czowo:
— Owszem, podoba mi się.
Pani Rosegg wyprostowała się gwałtownie.
— Mój Boże, czy ty masz w żyłach wodę zamiast krwi? Jeśli dla tego człowieka
masz tylko takie uznanie, to mogę podejrzewać, że chyba jesteś bez serca.
Felizitas spojrzała na matkę ze zdziwieniem. — Dlaczego tak się denerwujesz,
mamo? Chyba musi być to dla ciebie korzystne, że nie zburzył on spokoju mojego serca.
Przecież on nie jest tym bogatym mężczyzną, tą wspaniałą partią, której dla mnie zawsze
szukałaś!
Pani Rosegg popatrzyła na córkę z chytrym uśmieszkiem.
— Nie udawaj! Przecież już od dawna zauważyłam, że nie jest ci obojętny. Czy
uważasz swoją matkę za niemądrą? Kochaj go, ile chcesz!
Felizitas wzdrygnęła się. — Mamo, proszę, nie mów tak do mnie!
— Co to ma znaczyć, ty śmieszna dziewczyno! Czemu tak się czerwienisz? Cieszę
się przecież, że Heinz nie jest ci obojętny. Czy myślisz, że bez przyczyny tak szybko się
przeprowadzam? O tak, miałam swoje powody.
Felizitas odgarnęła włosy szybkim ruchem, jakby było jej za gorąco.
— Nie rozumiem, jak możesz tak o tym mówić — powiedziała dotknięta.
Pani Rosegg znowu się zaśmiała:
— Zaraz mnie zrozumiesz, Felizitas, jeśli ci powiem to, co do tej pory próbowałam
przemilczeć. Heinz Frank jest multimilionerem! Tylko nie chce, żeby o tym tutaj wie-
dziano.
— Twoje słowa są dla mnie coraz bardziej zagadkowe, mamo — odparła Felizitas
głęboko poruszona.
— Wszystko ci zaraz powiem. Dowiedziałam się, że Heinz został na Sumatrze nie-
zwykle bogatym człowiekiem. Zauważyłam natychmiast, że ukrywa się ze swym bogac-
twem i starałam się mu nie zdradzić, że o tym wszystkim wiem. Dla mnie jest jasne, że
jeśli szuka żony, to nie dla jej pieniędzy, tylko dla niej samej. I dlatego musisz być mądra
i stwarzać pozory, że nic nie wiesz o jego bogactwie. Bądź rozsądna i dobrze wykorzy-
staj szanse. Bardzo się tobą interesuje. Bądź sprytna — zatrzymaj go przy sobie!
Felizitas opuściła zmęczonym ruchem ramiona. W oczach znowu miała smutek, a
wokół ust cierpienie. — Nie powinnaś była mi tego mówić — powiedziała. — Od tej
chwili nie mogę spotykać się z Heinzem bez skrępowania.
Pani Rosegg straciła panowanie nad sobą.
— Ależ Felizitas! Boże, jakie z ciebie dziwne stworzenie! Nigdy nie wiadomo, jak
z tobą rozmawiać!
Felizitas nie odpowiedziała. Pospieszyła się ze swoją wieczorną toaletą i położyła
się. Długo leżała w ciemności z otwartymi oczyma. Miała uczucie, jakby matka swoimi
słowami zbeszcześciła to, co najświętsze, najpiękniejsze i najczystsze w jej sercu.
* * *
Następnego dnia Felizitas odwiedziła Jutta. Zawstydzona, ale dumna poinformo-
wała, że Heinz znowu kupił od niej parę wzorów.
— Pomyśl, Felizitas. W ten sposób zarobiłam w tym miesiącu znowu kilkaset ma-
rek!
Felizitas westchnęła:
— Można ci tylko pozazdrościć, Jutto. Chciałabym mieć taki talent, dzięki któremu
mogłabym zarabiać.
— Tak, to wspaniałe uczucie! I kto wie, czy w tobie nie drzemie jakiś talent, który
tylko trzeba obudzić. Powinnaś pomówić o tym z Heinzem, czy nie mogłabyś robić cze-
goś, co byłoby pożyteczne. Co to za robótka leży tutaj? — Tkam dywanik. Położę go na
biurku jak będzie gotowy.
Jutta rozwinęła na wpół gotową robótkę. — Jaki wspaniały wzór. Skąd go masz?
— Sama go sobie wymyśliłam.
— Bajeczne! I kolory też sama dobrałaś?
— Owszem.
— Naprawdę czarujące! Słuchaj, jak Heinz to zobaczy, kupi to od ciebie!
Felizitas roześmiała się. — Na pewno tego nie zrobi.
— Kto wie. Ja też uważałam to najpierw za niemożliwe, że moje projekty będą
kiedykolwiek użyteczne. Poza tym — Heinz chwalił już twoje świetne wyczucie barwy.
Felizitas słuchała z zainteresowaniem. — Naprawdę tak uważa?
— Nie chcę cię bujać. Jeśli myślisz poważnie o jakimś zarobku, pomów o tym
otwarcie z Heinzem. Jest wspaniałym człowiekiem i na wszystko umie znaleźć radę.
Te słowa nie dawały Felizitas spokoju. Coraz silniejsza była w niej dążność, żeby
wreszcie samodzielnie stanąć na nogi i znaleźć sobie jakieś przynoszące choćby niewiel-
ki dochód zajęcie.
Matka wyszła z domu i wróciła, kiedy Jutty już nie było. Ku zakłopotaniu Felizitas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]