[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roacha.
- Wszystko to razem chyba cię denerwuje - powiedział,
przyglądając się jej uważnie. W niebieskiej sukni z jedwabiu, z
wąskimi ramiączkami i głębokim dekoltem wyglądała przed
chwilą jak w przebraniu. A teraz robiła sobie twarz, która
zaczynała do tego stroju pasować.
- A kto by się tym nie denerwował? - odparła, wzruszając
ramionami. - To dość niecodzienny sposób spędzania Zwięta
Dziękczynienia.
- Przecież wyglądasz tak jak ona. To znaczy - poprawił się -
jak chcesz, to potrafisz tak wyglądać. Słyszałem, że robisz to na
scenie. O to się przynajmniej nie musisz martwić.
- To nie jest scena.
- Szekspir twierdził, że świat jest sceną.
- Nie wiem, co twierdził Szekspir. Nie jestem aktorką
teatralną.
- Ale w ogóle aktorką jesteś.
Ponownie wzruszyła ramionami. Zauważył, że są one gładkie
i złote, i że jej piersi swobodnie poruszają się pod sukienką.
- Nie, nie jestem. Nauczyłam się po prostu ją naśladować. To
zwykła sztuczka. Tak jak poruszanie uszami.
Z powątpiewaniem pokręcił głową.
- Słyszałem, że pracujesz w klubie nocnym.
- Owszem. Ale czy mógłbyś przestać mi się przyglądać?
Krępuje mnie to.
- Przepraszam. - Odwrócił się. - Ale po co to robisz? - spytał
po chwili. - Chyba po to, by zostać gwiazdą.
- Nie! - Powiedziała to z taką determinacją i przekonaniem, że
znowu musiał na nią spojrzeć. Spostrzegł, że udało jej się w
jakiś sposób zatracić całą swą fizyczną tożsamość; jej nowa
twarz, choć piękna i całkowicie do zaakceptowania, zupełnie nie
przypominała jej własnej.
RS
53
- Naprawdę nie jest to dla ciebie bilet wstępu do tego, by
zostać gwiazdą? - indagował ją dalej. - No to o co ci chodzi?
- O coś dokładnie przeciwnego - odparła, spinając z tyłu
włosy w koński ogon. - Nigdy w życiu nie chciałabym być
gwiazdą. Chcę się wydostać z tego wariackiego biznesu.
Przepraszam cię. - Prześlizgnęła się obok niego, podeszła do
szafy, wyjęła z niej jakąś zbyt obszerną, niebieską koszulę i
włożyła ją na sukienkę.
- Nie ma tu czegoś do jedzenia? - spytała, zapinając guziki aż
pod szyję. - Umieram z głodu.
Gil taksował ją wzrokiem. Choć jej twarz wyglądała teraz
sztucznie, a upięte z tyłu włosy nadawały jej prawie surowy
wygląd, sylwetką przypominała mu nastolatkę przebraną
bezsensownie w suknię mamy i koszulę tatusia. Nigdy nie
spotkał kobiety, która wysyłała tak sprzeczne sygnały.
- Kuchnia tu jest, ale bez kucharza - powiedział.
- W każdym pokoju są barki i mini-lodówki. Nie chciałbym
cię urazić, ale... jeśli chodzi o ubranie, to masz naprawdę
dziwny gust.
- To nie moje ubranie. - Nikki niepewnie obejrzała w lustrze
ogromną koszulę. - Jestem skazana na jej garderobę. Ale
słuchaj, te lodówki... Może by tam się jakaś kanapka znalazła?
- Oj, chyba nie. - Otworzył drzwi do salonu i gestem ręki
zaprosił ją do środka. - Caressa i Chandler mają bzika na
punkcie zdrowej żywności. Chodz, możesz zjeść kiełki fasoli
albo sojowy twarożek.
- Naprawdę nie ma prawdziwego jedzenia? - Nikki opuściła
bezradnie ramiona. - Przez pięć dni zdrowa żywność? Przecież
ja umrę z głodu.
- Rozumiesz, to jest część tej mistyfikacji. Przygotowali ich
ulubione jedzenie. Ale chodz. Co masz przeciwko sokowi z
rzepy?
- Sok z rzepy - powtórzyła Nikki z wyrazem przerażenia na
swej doskonale umalowanej twarzy. - Cały naród zajadać będzie
RS
54
za chwilę indyki z nadzieniem. Nie dość, że uziemili mnie tutaj,
to jeszcze będą mnie karmić jakimiś odżywkami. - Całą postawą
zdawała się wyrażać głęboki żal do świata. Zwisające mankiety
koszuli zakryły koniuszki jej palców i wyglądała teraz jak
zadziwiający konglomerat kobiety i dziecka.
Przestań się na nią gapić, jak na jakąś fascynującą istotę,
strofował się w myślach Gil.
- Siadaj - burknął szorstko. - Zrobić ci kanapkę z
fistaszkowym masłem i galaretką? A może trochę marchewki?
Wodę sodową z korzeniem żeń-szenia?
- Z fistaszkowym masłem i galaretką? - rozpromieniła się.
Jej reakcja ponownie zmieniła jego optykę. Powiedział sobie,
że ma najwyrazniej do czynienia z dzieckiem, w dodatku
zupełnie niedoświadczonym, i że jego obowiązkiem jest
przeprowadzić ją jakoś przez ten idiotyczny labirynt.
Przygotował jej kanapkę. Choć nie wyglądała apetycznie,
Nikki zaczęła ją z pasją pochłaniać. Usiadł naprzeciwko niej na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]