[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chmury na horyzoncie pojawiały się z rzadka, głównie wtedy, gdy pozwalała sobie na rozmyślania o przy-
szłości. Chciała, żeby w ich związku nic się nie zmieniało. W głębi duszy wiedziała jednak, że to niemożliwe.
W końcu będą musieli związać się na stałe albo się rozstać. Obydwie możliwości napawały Ją przerażeniem.
Na ogół jednak odpędzała te myśli. Z typową dla siebie determinacją koncentrowała się na obecnej chwili i
oddawała się radości, którą ona niosła.
Cristen liczyła na osiem tygodni bliskiego sam na sam z Ryanem. Stało się jednak inaczej. Na początku
szóstego zadzwonili członkowie dyrekcji, informując Ryana, że firma otrzymała zamówienie na produkcję
i zainstalowanie bardzo skomplikowanego systemu alarmowego w ogromnych zakładach petrochemicznych
w Oklahomie. Po kilku minutach pakował już podręczną walizkę i rezerwował miejsce na samolot.
- Nie rozumiem, dlaczego musisz tam jechać - utyskiwała Cristen. - Nie mogą wysłać kogoś innego?
- To największe zamówienie, jakie do tej pory złożono mojej firmie i muszę dopilnować, żeby jakiś głupek
nie pokpił tak ważnej sprawy - tłumaczył, zamykając walizkę. - Gdybyś mogła to wziąć, poradziłbym sobie z
teczką. - Przełożył kule i szedł w stronę komody, zmienił jednak drogę, dostrzegając wzrok Cristen. Wy-
starczyły dwa kroki, żeby się przy niej znalazł.
- To nie potrwa długo, kochanie - zapewniał, trzymając ją lekko za ramiona. - Najwyżej kilka dni. Wrócę,
zanim się zorientujesz. - Pocałował ją delikatnie w usta, ale nie udało się jej rozchmurzyć. Wciąż miała
nieszczęśliwą minę.
Nie pomógł też przymilny uśmiech. Westchnął więc i powiedział bijąc się z myślami:
- A może... odprowadziłabyś mnie na lotnisko? Mogłabyś... - tu urwał na chwilę i przełknął z wysiłkiem -
mogłabyś wziąć mój samochód.
Na te słowa Cristen uśmiechnęła się radośnie.
- Och, Ryan - powiedziała czule. Objęła go w pasie i przytuliła się do jego piersi. - Nie prosiłabym dę o takie
poświęcenie. Wezmę taksówkę, tak jak zwykle.
Była Jednak wzruszona. Wzruszona... i nieco przerażona. Bo ta propozycja świadczyła o głębokim uczuciu
Ryana, a nad tym wolała się nie zastanawiać.
Na lotnisku próbowała namówić go do wzięcia wózka inwalidzkiego, ale nie chciał o tym słyszeć. Musieli
więc odbyć żmudną wędrówkę długimi korytarzami. W miejscu odprawy pasażerów odlatujących do
Oklahomy pa-
nował straszny tłok. Cristen była tak pochłonięta przeprowadzeniem Ryana przez tłum podróżnych, że nie
zauważyła na swojej drodze mężczyzny i kobiety. Wpadła na nich.
- Och, przepraszam bardzo, nie... - Nagle urwała, a jej twarz zbladła.
- Bob!
ROZDZIAA TRZYNASTY
Po chwili zaskoczenia Bob uśmiechnął się nerwowo.
- Cześć, Cris.
Nie mogąc wykrztusić z siebie słowa, Cristen wpatrywała się w milczeniu w byłego męża. Co można powie-
dzieć komuś, kto odszedł bez pożegnania?
Ryan znieruchomiał u jej boku i przyglądał się uważnie to jej, to Bobowi.
Umknęło to jednak uwadze Cristen. W tej chwili nie widziała nikogo ani niczego poza Bobem Pattersonem.
To dziwne, po dwóch latach separacji, znów mieć przed sobą tę twarz, którą znała tak dobrze jak własną. Nie
zmienił się, może tylko jakby nieznacznie powiększyło mu się czoło. Wciąż był za chudy 1 nadal sprawiał
wrażenie nieśmiałego i skrępowanego. Nadal też ubierał się bardzo konserwatywnie.
Pod uważnym spojrzeniem Cristen rumiana twarz Boba poczerwieniała jeszcze bardziej. Przestępował nie-
spokojnie z nogi na nogę.
- A ty... jak się masz? Zwietnie wyglądasz.
- Dobrze. A ty? - Pod wpływem banalnej wymiany zdań poczuła nieprzyjemny ucisk w piersi. O Boże!
Można by pomyśleć, że są parą znajomych, a przecież spędzili ze sobą pół życia. Do diabła, byli przecież mał-
żeństwem!
- Doskonale - odparł niepewnym głosem. Zawahał się, po czym zaczerpnął tchu.
Cristen stała jak zahipnotyzowana, nie zauważyła wcale towarzyszącej mu kobiety. Zwróciła na nią uwagę
dopiero wówczas, gdy Bob objął ją ramieniem i przyciągnął ku sobie.
- Cris, pozwól. Chciałbym ci przedstawić moją żonę Vicki. - Obrzucając drobną kobietkę czułym spojrze-
niem, Bob lekko ścisnął swą towarzyszkę za ramię.
- Kochanie, to jest Cristen - przemówił łagodnie.
- Dzień dobry, Cristen. Miło mi cię poznać. Bob wiele
0 tobie opowiadał. Mam wrażenie, jakbyśmy znały się od dawna.
Jak w transie Cristen uścisnęła wyciągniętą dłoń
1 mruknęła coś w odpowiedzi. Uderzyło ją, że Vicki jest jej przeciwieństwem. Sięgała zaledwie do brody
Cristen, gładka czarna czupryna okalająca owalną twarz też kontrastowała mocno z burzą jej puszystych
loków. Vi-cki była niska i drobna jak laleczka, miała duże piwne oczy o wyrazie spaniela i kruchość, na którą
tak czuli byli mężczyzni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]