[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamierzała zmienić też frywolne podwiązki i pończochy, ale zostawiła je,
przypominając sobie słowa Eileen. Co z tego, że pończochy nie będą pasować
do reszty stroju?
ROZDZIAA DZIEWITY
Keely przeciągnęła się i zrzuciła pantofle. Siedziała w porsche'u Bena, po
raz pierwszy od bardzo długiego czasu odprężona. Myślała, że jadą do centrum
miasta. Ben jednak nie zjechał z autostrady na odpowiednim skrzyżowaniu.
Zamiast tego skręcił na wschód, na drogę I-70.
- Dokąd jedziesz? Myślałam, że mamy rezerwację w Allis Plaza.
- Mieliśmy - odparł z uśmiechem Ben. - Zmieniłem ją.
- Na co?
- Na motel nad Jeziorem Ozarków. Mam nadzieję, że nie masz nic
przeciwko dłuższej podróży.
- Przeciwko dłuższej podróży? - powtórzyła, rumieniąc się ze szczęścia. -
Oczywiście, że nie. Ale... dlaczego?
- Bo wyglądałaś tak smutno, kiedy powiedziałem, że nie mogę wziąć
urlopu. Poczułem się jak ostatni drań. Jaki kretyn pozwala, żeby interesy były
ważniejsze niż miodowy miesiąc? Po tym, jak nalegałem na ślub, a ty tak się
starałaś, żeby wszystko wspaniale wypadło...
- 107 -
S
R
- Wcale nie nalegałeś - przerwała mu. - I nie chciałam, żebyś się dla mnie
poświęcał.
- Owszem, nalegałem. W każdym razie pomyślałem sobie, że muszę
przynajmniej spróbować. Poszedłem więc wczoraj do biura podróży i
zaproponowano mi to miejsce. Zarezerwowałem pokój na trzy noce. To
niewiele, wiem, ale...
- Trzy noce! Będzie bosko! - Pod wpływem impulsu odpięła pas
bezpieczeństwa, przechyliła się i zarzuciła mu ręce na szyję, głośno całując w
policzek.
Ben roześmiał się i spróbował spojrzeć na drogę nad jej ramieniem. Miał
nadzieję, że Keely tak zareaguje.
- Podoba ci się ten pomysł?
- Jest cudowny. Och, Ben, musimy przecież odnowić naszą znajomość.
Prawie się ostatnio nie widywaliśmy.
Zabolały go te słowa.
- A jak twoja wizyta kontrolna u doktor McCommas? - spytał.
- W porządku. Jestem trochę anemiczna i muszę pilnować diety, bo
zatrzymuję wodę i mam trochę za wysoki poziom cukru we krwi, ale...
- Naprawdę? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - spytał ostrym tonem.
- Bo nie pytałeś. W każdym razie nie ma się czym martwić. Mam te same
objawy, co wiele innych ciężarnych kobiet. Pat powiedziała, że wszystko poza
tym wygląda dobrze i jeśli tylko będę o siebie dbać, to nie powinnam mieć
żadnych większych kłopotów.
Ben poczuł się paskudnie. Rzeczywiście, nie okazywał Keely należytej
troski. Chociaż często myślał i martwił się o nią, nie potrafił tego okazać.
Wiedział, że wiele kobiet rodzi dzieci po trzydziestce, ale wiedział także, że w
takich przypadkach istnieje zwiększone ryzyko.
- A co z ćwiczeniami? - spytał.
- 108 -
S
R
- Mogę robić wszystko, na co mam ochotę. Rzeczywiście od kilku tygodni
nie byłam na sali gimnastycznej. Nic dziwnego, że przytyłam o trzy kilogramy.
Ujął ją za rękę.
- To na co masz ochotę? Chcesz zrobić ze mną kilka ćwiczeń?
- Tak, oczywiście. Miłe byłyby długie spacery.
Może trochę pływania. Jestem jednak strasznie zmęczona. Przynajmniej
dziś wieczorem chciałabym odpocząć.
- Ach, tak.
Po długim milczeniu Keely zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach.
- Jestem taką idiotką - powiedziała stłumionym głosem. - Nie chodziło ci
o spacery i pływanie.
- Cóż...
- Och, Ben, oczywiście, że mam ochotę na miłość! Jak mogłeś pomyśleć
inaczej?
Zmieszany, wzruszył ramionami.
- Pomyślałem sobie, że w twoim stanie mogłoby ci może to zaszkodzić. -
Nie powiedział jej, że myśl taką podsunęła mu kiedyś Nora. Kiedy dowiedziała
się, że jest w ciąży, seks przestał dla niej istnieć.
- Nic podobnego. Nie jestem taka delikatna. A właściwie jak długo się
tam jedzie? - spytała z łobuzerskim uśmiechem.
Po kilku niewłaściwych zakrętach znalezli Zajazd Taylora w miasteczku
Rocky Mount, leżącym na północnym brzegu Jeziora Ozarków.
- Tak tu spokojnie - powiedziała Keely z wyraznym zadowoleniem, kiedy
skręcali na parking.
Ben właśnie na coś takiego liczył. Duży, pobielony dom wyglądał miło i
przytulnie. Na tyłach widoczny był duży ganek, wychodzący na spokojne
jezioro. Wysiedli z samochodu i wciągnęli do płuc świeże powietrze. Wyraz
zachwytu i oczekiwania na twarzy Kelly stanowił dla Bena sowitą zapłatę za
wysiłek związany ze zmianą dotychczasowych planów.
- 109 -
S
R
Otworzył bagażnik, żeby wyjąć torby.
- Co to? - spytał Keely, wskazując duże pudło owinięte białym papierem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]