[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdybyśmy siedzieli u  Andres popijali szampana.  Sięgnął ręką do kieszeni
marynarki, wyjął srebrzyste, aksamitne pudełko i wręczył je Lindy.
Kiedy odemknęła wieczko, jej ręce zadr\ały gwałtownie.
 O Bo\e, Thad, to jest piękne. Ale dlaczego?
 Poniewa\ cię kocham.  Te słowa przyszły zaskakująco łatwo, mo\e dlatego,
\e tak długo \ył ze świadomością tego uczucia.  Wiem, \e szmaragd nie jest
najlepszym kamieniem do zaręczynowego pierścionka...
 Zaręczynowego pierścionka? Czyś ty oszalał?
Te szorstkie słowa zgnębiły go tylko na chwilę.
 Mo\e i tak. Przez ciebie mam same kłopoty, ale wiesz co? Zaczynam lubić
kłopoty.
To wyznanie nie wywołało na twarzy Lindy nawet cienia uśmiechu.
 No i jak, Lindy? Wyjdziesz za mnie?
Z trzaskiem zamknęła pudełko i oddała je Thadowi.
 Nie mogę za ciebie wyjść  powiedziała.
Thad był na to przygotowany. Wiedział, \e Lindy nie zgodzi się od razu.
 Dlaczego nie?
 Och, Thad. Jak mogę myśleć o czymś takim jak mał\eństwo, skoro nie
potrafię nawet skończyć studiów?
 Nie potrafisz, czy nie skończysz?
 Nie potrafię!  powtórzyła.  Czy ta dwója o tym nie świadczy? Przecie\
pracowałam jak szalona przez ostatnie osiem tygodni.
 Mo\esz ukończyć szkołę z dwójką. A poza tym na twojej karcie
egzaminacyjnej są dwie piątki. Czy to się nie liczy?
 To nie wystarczy  powiedziała cicho.
 Nie wyjdziesz za mnie, bo masz kłopoty z rachunkami?
 Nie mogę wyjść za ciebie, bo nie wiem, czy wytrwamy.
 Czy związki między ludzmi muszą opierać się na gwarancjach?  Nie potrafił
tego zrozumieć.
Lindy milczała.
 Co się stało z twoim zamiłowaniem do ryzyka?
To ty nauczyłaś mnie ryzykować. Czy to ma sens?
 Uprzytomnił sobie, \e traci opanowanie.
 To donikąd nie prowadzi  powiedziała w końcu.
 Musimy o tym porozmawiać, Lindy.
 Nie ma o czym rozmawiać. Ju\ się zdecydowałam.
 Dobrze, świetnie. Zwietnie!  powtórzył.  Skoro nie mo\emy porozmawiać o
czymś tak istotnym, to rzeczywiście nic nas nie łączy. śegnaj, Lindy.  Wyszedł
trzaskając drzwiami.
Tak, to musiało się stać wcześniej czy pózniej, pomyślała. Jej związek z
Thadem zmierzał do katastrofy. Powinna być wdzięczna za ten krótki czas, który
spędzili razem.
Nie czuła jednak wdzięczności. Czuła się za to mała i niemądra. Thad kochał ją.
Kochał ją tak bardzo, \e chciał się z nią o\enić. A ona go zraniła. Czy mogłam coś
powiedzieć lub zrobić inaczej?
 zastanawiała się z rozpaczą.
Po chwili zdecydowała się na krok, który byłby najlepszy dla nich obojga.
Thad zrzucił ubranie i zostawił je na podłodze. Wciągnął najbardziej spłowiała
parę d\insów i flanelową koszulę. Teraz jedzenie. Dobre jedzenie i wygodne
ubranie. Zrobi sobie chili. W salonie natknął się na Freddy. Suczka spoglądała
ponuro przez szklane drzwi. Weszła spokojnie i poło\yła swą wielką głowę na jego
kolanach domagając się, \eby podrapał ją za uszami.
Dlaczego stosunki między ludzmi nie mogą być tak proste?  zastanawiał się
wrzucając niemal kilogram posiekanej wołowiny do rondla. Dlaczego Lindy nie
mogła po prostu zaakceptować jego i swojej miłości? Nie przypuszczał, \e będzie
się bała pokierować swoim \yciem. Sądził, \e nigdy nie miała problemów, \e los
podawał jej na tacy wszystko, czego zapragnęła. Nie miał jednak racji.
Nagle ujrzał ją taką, jaką w istocie była. Wcale nie miała szczęścia. Oczywiście,
wiele rzeczy przychodziło jej łatwo. Lecz wszystko, co nie było łatwe, porzucała
niezwłocznie. Lindy, która wygłaszała tak elokwentne kazania na temat radości
podejmowania ryzyka, nigdy nie zaryzykowała niczego naprawdę wa\nego.
Thad przeniósł wołowinę na kuchenkę i dodał przypraw. Nagle zapragnął
znowu porozmawiać z Lindy. Wróci do niej, postanowił wyrzucając zawartość
puszki koncentratu pomidorowego na pikantną miksturę. Uprzytomni jej, \e sama
niszczy własne szczęście. Kto mógłby jej to powiedzieć, jeśli nie on? Kto mógłby
kochać ją tak jak on? Kiedy składniki chili zostały pomieszane, zmniejszył ogień.
Psia krew, chciał coś zjeść. Dlaczego zabrał się do przygotowywania jedzenia,
które będzie gotowe za parę godzin?
Pojechałby do jadłodajni Happy Camper w Corrigan i zamówił największą
porcję kurczaka, jakiego kucharz mógłby podać. Jednak w chwili, kiedy narzucił
drelichową marynarkę, zrozumiał, \e szuka pretekstu, \eby pojechać do Lindy.
Zanim dojechał do jej domu, miał ju\ w zapasie cały arsenał pomysłów.
Okazało się jednak, \e nie ma jej samochodu. Postanowił poczekać. Zaparkował,
wbiegł po schodach przeskakując po dwa stopnie na raz i otworzył drzwi. Dookoła
było ciemno i spokojnie. Poszukał ręką kontaktu i włączył światło.
To, co zobaczył, sprawiło, \e w jego mózgu zabłysło czerwone światełko.
Wkrótce zrozumiał, co się stało. Lindy wyjechała na dobre.
 Cholera  zaklął głośno. Powinien to przewidzieć.
Nie było jednak czasu na samooskar\enia. Musiał ustalić, dokąd pojechała, i to
szybko.
Obszedł mieszkanie szukając śladów i znalazł jeden. Na kawałku papieru, przy
telefonie w sypialni był zapisany numer: 305. O ile pamiętał, był to numer do
Miami.
 Lindy, sama sobie szkodzisz  wymamrotał, wyrwał kartkę i wcisnął ją do
kieszeni. Był wściekły.
Teraz jednak musiał ją odnalezć, a w tym celu potrzebował maksimum
koncentracji i profesjonalnego instynktu.
Nie zamierzał dać się ponieść emocjom. Wówczas utraciłby ją na zawsze. Miał
za to jeszcze jeden pomysł.
Zanim opuścił jej mieszkanie, pozbierał z podłogi ksią\ki i papiery. Poło\ył je
na siedzeniu obok i podjął decyzję. Postanowił pojechać do Winstonii, \eby wziąć
wóz policyjny. To opóznienie da jej przewagę na starcie, potrzebował jednak radia,
świateł i syreny.
Kiedy Lindy przejechała granicę między Luizjaną i Missisipi, uświadomiła
sobie, \e nie jadła nic od śniadania. Instynkt nakazywał jej jechać. Nawet gdyby się
zatrzymała, nie byłaby w stanie zasnąć. Dopóki miała umysł zajęty drogą przed
sobą i głupią paplaniną z radia, mogła nie myśleć o tym, co zrobiła. Jednak, jeśli
chciała jechać całą noc, musiała coś zjeść. Skręciła widząc jaskrawy znak zjazdu na
parking.
Zatrzymała cadillaca i wyłączyła silnik. Zanim wysiadła, dotknęła ró\ le\ących
na siedzeniu obok.
Nie potrafiła rozstać się z kwiatami, choć były bolesnym przypomnieniem
miłości, którą zostawiła za sobą.
 Halsey, jesteś tam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl