[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatracenie dzieło całych eonów?
Tchórz! krzyknął, zrywając się na nogi. Wiedziałem, że znowu to
powiesz!
A czy nie mam racji?
Zaczął krążyć po pokoju.
Ile już razy powtarzamy te same argumenty? zapytał. Nic się nie
zmieniło. Boisz się spróbować.
Być może przyznałem. Ale czy nie sądzisz, że coś, czemu poświęci-
łeś tak wiele, warte jest wysiłku. . . jakiejś dodatkowej ofiary. . . jeśli tylko istnieje
niewielka nawet szansa ratunku?
Ciągle nie rozumiesz. Mogę jedynie myśleć, że uszkodzony obiekt zostanie
zniszczony i miejmy nadzieję odtworzony. Taka jest natura mojej choroby,
że nie potrafię wyobrazić sobie naprawy. Na tym polega uraz. Uczucia są z góry
ustalone.
Jeśli Klejnot potrafi stworzyć nowy Wzorzec, to czy nie można się nim
posłużyć, by naprawić stary, rozwiązać nasze problemy i uleczyć twego ducha?
Czyżbyś stracił pamięć? Stanął przede mną. Wiesz przecież, że usu-
nięcie skazy jest rzeczą nieskończenie trudniejszą niż zaczęcie od nowa. Nawet
Klejnotowi łatwiej jest zniszczyć Wzorzec, niż go naprawić. Już zapomniałeś, jak
to wygląda? Skinął na ścianę za plecami. Chcesz wyjść i popatrzeć jeszcze
raz?
Tak potwierdziłem. Właśnie tego chcę.
44
Chodzmy.
Wstałem i spojrzałem na niego z góry. Rozgniewany, zaczynał tracić kontrolę
nad własnym wyglądem. Ubyło mu już osiem czy dziesięć centymetrów wzrostu,
wizerunek mojej twarzy rozpływał się w jego gnomowatych rysach, a między
łopatkami rósł wyrazny garb, widoczny już wtedy, gdy skinął ręką.
Wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami.
Ty nie żartujesz szepnął po chwili. Dobrze, chodzmy.
Odwrócił się, podszedł do wielkich, żelaznych drzwi i oburącz przekręcił
klucz. Potem naparł na nie całym ciałem. Próbowałem mu pomóc, ale odsunął
mnie z niezwykłą siłą, po czym pchnął raz jeszcze. Drzwi zgrzytnęły głośno, cof-
nęły się i stanęły otworem. Natychmiast poczułem dziwny, jakby znajomy zapach.
Dworkin przekroczył próg i zatrzymał się. Odszukał po prawej stronie coś, co
wyglądało na długą laskę. Kilka razy stuknął nią o ziemię i górny koniec rozjarzył
się blaskiem. Płomień oświetlił wąski tunel, w który się zagłębiliśmy. Szedłem za
nim. Przejście poszerzyło się wkrótce i mogłem go wyprzedzić. Zapach był coraz
silniejszy i już prawie zdołałem go umiejscowić. Kojarzył się z jakimś stosunkowo
świeżym wspomnieniem. . .
Przeszliśmy niemal osiemdziesiąt kroków, nim tunel skręcił w lewo i w górę.
Po chwili minęliśmy niewielkie pomieszczenie. Podłogę zaścielały odłamki kości,
a w skale, na wysokości mniej więcej metra, wmurowano żelazny pierścień. Do
pierścienia przymocowany był połyskujący łańcuch, który opadał na ziemię i zni-
kał przed nami, podobny do linii stygnących wśród mroku kropelek roztopionego
metalu.
Przejście znów się zwęziło i Dworkin objął prowadzenie. Po chwili skręcił
nagle i usłyszałem, że coś mruczy. Sam w tym momencie skręciłem i niewiele
brakowało, bym się z nim zderzył. Przykucnął i sięgnął ręką w ciemną szczelinę.
Dostrzegłem, że łańcuch znika w otworze, i usłyszałem ciche cmokanie. Wtedy
pojąłem, co to oznacza i gdzie jesteśmy.
Dobry Wixer mówił Dworkin. Nie pójdę daleko. Wszystko w po-
rządku, Wixer. Przyniosłem ci coś dobrego.
Nie wiem, skąd wziął to, co rzucił zwierzęciu. Lecz fioletowy gryf, którego
mogłem teraz zobaczyć, jak porusza się na swym legowisku, przyjął dar. Pochy-
leniem głowy i serią chrupnięć wyraził wdzięczność. Dworkin uśmiechnął się try-
umfalnie.
Zdziwiony?
Czemu?
Myślałeś, że się go boję. Myślałeś, że nigdy nie zdołam się z nim zaprzy-
jaznić. Postawiłeś go tutaj, żeby nie wypuszczał mnie na zewnątrz, do Wzorca.
Czyżbym powiedział kiedyś coś takiego?
Nie musiałeś. Nie jestem głupcem.
Myśl sobie, co chcesz.
45
Zachichotał, wstał i ruszył dalej.
Korytarz znów biegł poziomo i stał się szerszy. Po chwili dotarliśmy do wyj-
ścia z jaskini. Dworkin zatrzymał się na moment. Widziałem jego ciemną syl-
wetkę z uniesioną laską. Na zewnątrz trwała noc, a czysty, słony zapach przegnał
z mych nozdrzy odór piżma. Jeszcze chwila i ruszył dalej, wkraczając w świat
płomieni świec i niebieskich aksamitów. Wstrzymałem oddech, zachwycony nie-
zwykłym widokiem. Nie dlatego, że gwiazdy na bezksiężycowym, bezchmurnym
niebie lśniły nadprzyrodzonym blaskiem ani że granica między niebem a morzem
znowu się zatarła. To Wzorzec jaśniał błękitem acetylenowego płomienia pod nie-
bem-morzem, a gwiazdy w górze, po bokach i w dole układały się z geometrycz-
ną precyzją, formując fantastyczną, ukośną kratownicę. Wywoływała wrażenie,
jakbyśmy tkwili w kosmicznej pajęczynie, której prawdziwym centrum jest Wzo-
rzec, a cały splot egzystuje tylko jako konsekwencja jego istnienia, konfiguracji
i pozycji.
Dworkin schodził już wprost do krawędzi Wzorca, do zaczernionego fragmen-
tu. Przesunął nad nim laskę i spojrzał na mnie.
Oto ona rzekł. Wyrwa w moim umyśle. Nie potrafię myśleć poprzez
nią, a jedynie dookoła. Nie wiem już, co trzeba uczynić, by naprawić to, czego
mi zabrakło. Jeśli sądzisz, że potrafisz to zrobić, ryzykujesz natychmiastowe uni-
cestwienie za każdym razem, kiedy opuścisz Wzorzec, by przekroczyć szczelinę.
To nie ciemna część cię zniszczy, ale sam Wzorzec, gdy tylko przerwiesz obwód.
Klejnot może, ale nie musi cię osłonić.
Nie wiem. Ale droga nie będzie łatwiejsza. Z każdym okrążeniem będzie trud-
niej, a ty będziesz miał coraz mniej sił. Ostatnim razem, kiedy o tym mówiliśmy,
lękałeś się. Czy to oznacza, że przez ten czas nabrałeś odwagi?
Możliwe przyznałem. Nie znasz innego sposobu?
Wiem, że można tego dokonać zaczynając od czystej płyty, ponieważ kie-
dyś tak właśnie uczyniłem. Nie widzę innej drogi prócz tej. Im dłużej czekasz,
tym gorsza jest sytuacja. Czemu nie przyniesiesz Klejnotu i nie użyczysz mi swej
klingi, synu? Nie ma lepszego sposobu.
Nie odparłem. Muszę wiedzieć więcej. Powiedz mi jeszcze raz, jak
powstało uszkodzenie.
Wciąż nie wiem, które z twoich dzieci przelało w tym miejscu naszą krew,
jeśli o to ci chodzi. Stało się. Zostawmy tę kwestię. W ich charakterach wyszły
na wierzch ciemne strony naszej natury. Z pewnością są zbyt bliskie chaosowi,
z którego pochodzimy, i dorastały bez ćwiczeń woli, jakie my przeszliśmy, by go
pokonać.
Miałem nadzieję, że rytuał przejścia Wzorca okaże się wystarczający. Nie po-
trafiłem wymyślić niczego potężniejszego. Ale procedura zawiodła. Oni atakują
wszystko dookoła. Usiłują zniszczyć sam Wzorzec.
Gdyby udało się nam zacząć od nowa, czy te wydarzenia nie powtórzyłyby
46
się znowu?
Nie wiem. Ale jaki mamy wybór, prócz porażki i powrotu w chaos?
Co się z nimi stanie, jeśli stworzymy nowy początek?
Zamilkł na chwilę. Potem wzruszył ramionami.
Nie wiem.
Jakie byłoby następne pokolenie?
Czy można odpowiedzieć na takie pytanie? parsknął. Nie mam poję-
cia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]