[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niż ja pociągało go rodeo. To wszystko.
Przez dłuższą chwilę milczał, wreszcie spytał:
- Kochałaś go?
Zdziwiła się - nie tyle pytaniem, co faktem, że je zadał. %7łe
wydawał się szczerze zainteresowany.
- Myślałam, że tak. Nie tylko jego, lecz wszystkich tych
chłopców, którzy twierdzili, że tylko ja się liczę w ich życiu. Może się
liczyłam, ale krótko. Cóż, bywa i tak.
Zacisnął zęby. Serce zabiło jej mocniej.
- A ty? Kochałeś ją?
Otworzył usta, po czym je zamknął, jakby nie mógł się
zdecydować, czy odpowiedzieć na pytanie.
- Tak - oznajmił w końcu.
184
Anula
ous
l
a
and
c
s
- I co się stało? - Wstrzymała oddech, czekając. Bała się, czy nie
posunęła się za daleko.
- Zaszła w ciążę.
Zaskoczona, ściągnęła brwi. Zrobiło się jej słabo.
- A ty nie chciałeś dziecka?
Oparł głowę o poduszkę, którą podłożyła mu pod ramiona, i
zasłonił ręką oczy.
- Bardzo chciałem, ale naszego. W tym tkwił problem. Dziecko
nie było moje.
- Boże, Travis... - szepnęła ze współczuciem. Wyciągnął rękę do
sufitu; zgiął palce, formując pięść, po czym rozprostował je.
- Człowiek się zakochuje, żeni, snuje plany. Zakłada interes ze
swoim najlepszym przyjacielem, którego kocha jak brata, i snuje
dalsze plany. Jednego tylko nie bierze pod uwagę: że któregoś
pięknego dnia zastanie żonę w łóżku z przyjacielem. I jednego się nie
spodziewa: że ogarnia go bezrozumna, niepohamowana wściekłość.
Susanna poczuła dławienie w gardle; po chwili łzy wezbrały jej
w oczach i zaczęły spływać po twarzy.
- Nienawidzę przemocy, a jednak rzuciłem się na faceta. O mało
go nie zabiłem. - Opuścił uniesioną rękę i powtórzył głucho: - O mało
go nie zabiłem.
Zdrada. Wstyd. Przerażenie. Szok. Susanna wyobraziła sobie, co
Travis musiał czuć - on, który z taką delikatnością traktował
zwierzęta. Podeszła do kanapy i ukląkłszy na podłodze, położyła
185
Anula
ous
l
a
and
c
s
głowę na jego piersi. Chciała być blisko, by wiedział, że go nie
potępia i nie odtrąca. Objął ją, po czym zaczął gładzić po szyi.
- Tak mi przykro...
Ręka gładząca szyję znieruchomiała. Susanna uniosła głowę i
pocałowała go w policzek.
- Tak bardzo mi przykro.
Nie mogła patrzeć, jak się przed nią zamyka. Jak znów chowa
się za pancerzem. Wiedziała, że są parą samotników, którzy w
deszczowy dzień znalezli pocieszenie we własnych ramionach. %7łe
nigdy nie będzie łączyć ich nic więcej. Ale w tym momencie jej to nie
przeszkadzało. Po prostu chciała ulżyć jego cierpieniu. Pocałowała go
ponownie, tym razem w usta, potem wolno zaczęła przesuwać się
niżej.
- Susanno - szepnął schrypniętym głosem.
- Ciii. - Sprawnym ruchem zdjęła mu spodnie.
- Nic nie mów. Po prostu zamknij oczy i myśl o czymś miłym.
Ostrożnie zmienił pozycję, starając się nie obudzić Susanny,
która spała na nim. Dała mu najcudowniejszy prezent, jaki można
sobie wyobrazić, a potem zasnęła.
W ciągu piętnastu lat, jakie spędzili razem, Elena nigdy nie
ofiarowała mu czegoś równie pięknego. Nie chodziło o sam seks.
Chodziło o czułość, dobroć, bezinteresowność. O łzy, które ciekły
Susannie po policzkach, o wyraz twarzy, o spojrzenie, o to, że nie
pozwoliła odwzajemniać pieszczot, tylko kazała się skupić na jego
186
Anula
ous
l
a
and
c
s
przyjemności. Pocałował ją w czubek głowy i pogładził lekko po
włosach.
- Mmm, jak miło. - Przeciągnęła się zmysłowo.
- Travis... pogadaj ze mną. Opowiedz mi o Vi, o tym, jak się
poznaliście.
Spełnił jej prośbę. Czas płynął, a oni leżeli na kanapie, objęci,
pogrążeni w rozmowie.
- Oboje byliśmy samotnikami, a mimo to, i mimo dzielącej nas
różnicy wieku, odkryliśmy, że mamy wiele wspólnego. Dużo
gadaliśmy o sprawach zawodowych, często pracowaliśmy ramię w
ramię, a któregoś razu upiliśmy się razem prawie litrową butelką
Jacka Danielsa.
- Lubiliście się.
- Bardzo. Ale również szanowaliśmy się; wiedzieliśmy, kiedy się
wycofać, dać drugiemu spokój, nie wścibiać nosa.
- Tak jak ja teraz? - spytała cicho Susanna.
- Ty nie wścibiasz nosa. - Zcisnął ją za rękę. - Muszę ci coś o
sobie powiedzieć, Susanno. Nawet się dziwię, że dotychczas nikt mnie
nie wyręczył. Ja... siedziałem w więzieniu. Za pobicie. Ja tego faceta,
swojego przyjaciela, porządnie wtedy zmasakrowałem. - Nie
odezwała się, ale w jej milczeniu nie wyczuwał wrogości. -
Dostałbym wyższy wyrok, ale on nie chciał świadczyć przeciwko
mnie. Pewnie czuł się winny.
- Może po prostu był porządnym człowiekiem, świadomym tego,
że popełnił błąd.
187
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Może - przyznał Travis. Wciąż nie wiedział, jak doszło do
zdrady.
Susanna uniosła głowę i uśmiechnęła się ciepło.
- Jesteśmy do siebie podobni, wiesz? Aatwo dajemy się nabrać i
oboje mamy pecha w miłości.
Wciągnął gwałtownie powietrze.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona. - Zdrętwiałeś? A może
cię gniotę...
Nie, nie. Po prostu wystraszył się jej bliskości. Nie tej fizycznej,
lecz psychicznej. Postanowił zakończyć rozmowę.
- Chodzmy do sypialni. Chcę ci coś pokazać. Roześmiała się
wesoło. A on dotrzymał słowa.
Pokazał jej, jak cudownie wyglądają jej nogi założone o jego
ramiona. Pokazał jej to samo, co ona jemu: kawałek nieba.
- Oho, zdaje się, że znów mamy łączność ze światem - ucieszyła
się Susanna, kiedy około czwartej po południu ciszę przerwał ostry
terkot telefonu.
Dzwonił Clarence, który niepokoił się, że tak długo była odcięta
od świata.
- Drogowcy wznieśli tymczasowy most w miejsce tego, który
burza zniszczyła...
Spodziewała się takiej wiadomości. Kilka godzin temu, słysząc
warkot pracujących maszyn, domyśliła się, że wkrótce Travis zechce
wrócić do siebie. Jego poważna mina i posępne spojrzenie
uzmysłowiły jej, że ten czas nadszedł.
188
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Muszę wracać, Susanno. Sprawdzić, czy burza nie narobiła
szkód...
- Wiem.
Nie było czułego pożegnania, nie było zapewnień, że przyjedzie
wieczorem ani pytań typu:  Co dalej?" Po prostu ubrał się i znikł.
Na pytanie:  Co dalej?" znała odpowiedz. Nic. Po prostu
wszystko wraca do poprzedniego stanu. Travis nie należy do facetów,
którzy wykorzystują kobietę, po czym odjeżdżają. Wprawdzie
odjechał, ale jej nie wykorzystał. Poza tym rozumiała, dlaczego nie
chciał zostać.
Nie był gotów się przed nią otworzyć - albo dlatego, że jeszcze
nie wybaczył żonie zdrady, albo dlatego, że bał się kolejnej porażki.
Wszystkie kobiety, które spotykał na swej drodze, płaciły za jej
grzechy.
Podeszła do okna i patrzyła na oddalające się światła furgonetki.
Wielokrotnie traciła głowę, ale nigdy nie była zakochana. Aż do
dzisiaj. Zakochała się w Travisie od pierwszego wejrzenia. Kochała
go, gdy stał posępny i pogrążony w żalu po śmierci Vi; kiedy złościł
się z powodu jej decyzji o pozostaniu na ranczu; kiedy cierpliwie
troszczył się o Lejkę. Po prostu kochała go, a on jej nie. Tak jak jego
poprzednicy, nie zamierza się z nią wiązać.
Chcąc zająć myśli czymś innym, wydobyła ze skrytki pamiętnik
i przystąpiła do rozszyfrowania tekstu.
189
Anula
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA DWUNASTY
Trudno było tych dzieci nie kochać. Rzecz jasna, nie miałam za
złe Croftowi z Meduzy, że kilka dni po ich urodzeniu przyjechał, aby
na własne oczy zobaczyć wynik eksperymentu, który jego organizacja
finansowała, ale nie podobał mi się błysk zadowolenia w jego oczach.
Dla Crofta dzieci stanowiły ważny element badań naukowych. Z
każdym dniem stawało się coraz bardziej oczywiste, że Agnes z
Oliverem traktują maluchy w identyczny sposób.
Mijały miesiące. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że wokół
moich dzieci stale kręcą się naukowcy zainteresowani jedynie
postępem swoich prac. Nie chodzi o to, że odnosili się zle do dzieci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl